Wybory w Dolnej Saksonii
20 stycznia 2013Oczywiście, że wybory Dolnej Saksonii są dla niego szalenie ważne, zaznaczył kandydat na kanclerza z ramienia SPD Peer Steinbrueck. We wrześniowych wyborach polityk stawi czoła samej kanclerz Merkel, jednak szereg ostatnich, bardzo niefortunnych wypowiedzi Steinbruecka spowodował, że zarówno jego popularność, jak i notowania SPD spadały na łeb, na szyję. Sarkastycznie mówiono, że jeżeli Steinbrueck będzie tak dalej postępował, to Angeli Merkel w ogóle nie będzie potrzebna żadna walka wyborcza. Dlatego tak zbawczy byłby dla Steinbruecka sukces wyborczy w Dolnej Saksonii, by choć trochę nadrobić straty SPD.
Losy ważą się w Hanowerze
W tym kraju związkowym SPD i Zieloni zdawali się mieć utrwaloną pozycję. Byli tak pewni swojej wygranej, że zapowiedzieli, iż po objęciu władzy zmieni się konstelacja w drugiej izbie parlamentu Bundesracie, i że wystąpią z nowymi inicjatywami legislacyjnymi.
Lecz ta wyraźna przewaga w ostatnim czasie stopniała, a partia idzie łeb w łeb z rządzącą obecnie w Hanowerze koalicją CDU-FDP. Jeżeli nie powiedzie się detronizacja faworyta kanclerz Merkel, chadeckiego szefa rządu Davida McAllistera, widoki na polityczną przyszłość dla Peera Steinbruecka nie rysują się zbyt różowo.
Seria strzałów w stopę
Wszyscy, od mediów począwszy a na krytykach wewnątrz SPD skończywszy, byliby gotowi przypisać winę za ewentualną porażkę socjaldemokratów właśnie Steinbrueckowi. Jeszcze na początku października 2012 Steinbrueck należał do najpopularniejszych niemieckich polityków. Z 59- procentowym poparciem wyborców znajdował się tuż za Angelą Merkel. Jednak po ujawnieniu jego milionowych dochodów z wykładów, już w grudniu ub.roku poparcie dla niego spadło do 48 procent. Potem, po niefortunnej wypowiedzi, że kanclerz w RFN zarabia za mało, poparcie do Steinbruecka spadło do 36 procent. Jego uwaga, że w życiu nie wziąłby do ust wina, którego butelka kosztowała tylko 5 euro, też nie przysporzyło mu sympatii grup społeczeństwa, które SPD traktowały od zawsze jako adwokatów "zjadaczy chleba".
SPD twierdzi, że myśli się o zmianie kandydata na kanclerza, ale tak naprawdę wszyscy z niepokojem czekają na wybicie "godziny prawdy". (Lokale wyborcze będą zamykane w niedzielę wieczorem o godz. 18.00).
Czy przejdzie FDP i Lewica?
Partia Lewicy, której w wyborach przed czterema laty powiodła się upragniona ekspansja na zachodnie landy, jak wynika z sondaży, prawdopodobnie nie przeskoczy 5-procentowego progu wyborczego i będzie musiała opuścić ławy poselskie, tak jak ostatnio miało to już miejsce w Nadrenii Północnej-Westfalii i Szlezwiku-Holsztynie. Partia jest coraz bardziej marginalizowana i wraca do wymiaru regionalnej partii, mającej znaczenie tylko we wschodnich Niemczech.
W niedzielę ważyć będą się natomiast losy szefa partii FDP Philippa Roeslera, który jest wicekanclerzem w rządzie RFN. Już od dłuższego czasu ostrzy się na niego polityczne noże, aby wreszcie się go pozbyć; postawiono na niego kiedyś jako na wschodzącą gwiazdę, ale okazało się, że nie ma on ani zdolności przywódczych, ani wyostrzonego profilu, ani także silnej osobowości.
W ostatnich sondażach FDP dawano tylko trzy procent poparcia, czyli także i w Dolnej Saksonii jest niebezpieczeństwo, że Wolni Demokraci zatrzymają się na 5-procentowej poprzeczce. – Serce mi krwawi, kiedy myślę o tym, w jak opłakanym stanie jest moja partia – lamentował liberalny minister pomocy rozwojowej Dirk Niebel domagając się zmian personalnych w kierownictwie partii. Roesler przebąkiwał, że byłby gotów ponieść konsekwencje, jeżeli wynik FDP byłby katastrofalny, w myśl zasady, że szef partii jest współodpowiedzialny za wynik wyborów także w krajach związkowych.
Dla liberałów: być czy nie być
Jeżeli liberałom podwinęłaby się noga w Dolnej Saksonii, co niektórzy prorokują, to we wrześniu FDP mogłaby także wylecieć z Bundestagu, co nie zdarzyło się jeszcze w historii Republiki Federalnej Niemiec. Ale nie należy krakać...
Już przed wyborami landowymi 2012 w Szlezwiku-Holsztynie i Nadrenii Północnej-Westfalii wszyscy wróżyli FDP exitus, ale dzięki charyzmatycznym kandydatom udało się im przeżyć i to z imponującym poparciem elektoratu: 8 procent.
Teraz FDP pokłada nadzieje w jednym kruczku prawa wyborczego: wielu wyborców chadecji mogłoby oddać swój pierwszy głos na kandydata CDU, a drugi na FDP, co pomogłoby liberałom przeskoczyć 5-procentowy próg i uratować chadecko-liberalną koalicję.
Angela Merkel w szampańskim nastroju
Idąc tropem tego scenariusza w Hanowerze mógłby dalej rządzić David McAllister, syn z niemiecko-szkockiego małżeństwa, który może liczyć na mniej więcej 40-procentowe poparcie. Byłby to wynik, który w wypadku fiaska wyborczego Wolnych Demokratów i rozpadu dotychczasowej koalicji, otworzyłby mu drzwi do kariery w Berlinie. Po cichu mówi się o stanowisku ministra edukacji, jeżeli obecnej minister Anecie Schavan nie udałoby się wykaraskać z afery wokół rzekomego plagiatu w jej dysertacji.
W trakcie dolnosaksońskiej kampanii wyborczej kanclerz Merkel aż siedem razy pojawiała się na wiecach wyborczych u boku McAllistera: zawsze w świetnym humorze i pełna uznania dla swego faworyta. Jej spokój jest zrozumiały: nawet jeżeli nie udałaby się powtórka z chadecko-liberalnej koalicji w Hanowerze, nie pozostawiłoby to rysy na jej wizerunku. Można się spodziewać, że McAllister osiągnie przyzwoity wynik, i winę za rozpad koalicji będzie można przypisać FDP. A trzecia wygrana w wyścigu do kanclerskiego fotela we wrześniu br. dopuszcza więcej opcji koalicyjnych, niż tylko tę z liberałami.
Bernd Graessler / Małgorzata Matzke
red.odp.: Agnieszka Rycicka