1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

USA-RFN. Przepychanki z niemieckimi zbrodniarzami

Ben Knight
9 kwietnia 2021

Przypadek byłego strażnika obozu koncentracyjnego Friedricha Karla B. pokazuje, jak różne jest podejście USA i Niemiec do hitlerowskich zbrodniarzy. 95-latek spędzi w Niemczech w spokoju swoje ostatnie lata życia.

https://p.dw.com/p/3rkJL
Hamburg KZ Neuengamme
Były obóz, obecnie Miejsce Pamięci Neungamme koło HamburgaZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Gambarini

95-letni Friedrich Karl B. nie musi obawiać się procesu sądowego w Niemczech. 20 lutego br. były strażnik obozu koncentracyjnego został deportowany z amerykańskiego stanu Tennessee do Frankfurtu nad Menem. Przedtem amerykański sąd uznał go winnym współudziału w Holokauście.

B. przyznał się do tego, że służył jako strażnik w obozie koncentracyjnym, ale przed amerykańskim urzędem imigracyjnym zeznał, że nie brał udziału ani w maltretowaniu więźniów, ani w marszach śmierci; nic też rzekomo nie wiedział o zabijaniu więźniów. Po przybyciu do Niemiec odmówił dalszych zeznań.

Ponieważ nie żyje już nikt, kto mógłby zostać przesłuchany w charakterze świadka, Prokuratura Generalna w Celle 31 marca umorzyła śledztwo z braku dowodów. B., który od 1959 r. mieszkał w USA, prawdopodobnie spędzi teraz resztę życia w Niemczech.

Christoph Heubner, wiceprzewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego w Berlinie, uważa za dziwne, że amerykańskie i niemieckie sądy doszły do tak różnych ocen tej sprawy. – Jeśli Amerykanie odsyłają ludzi, obowiązkiem niemieckich prokuratorów jest wyjaśnienie tej sprawy – powiedział DW.

Różne punkty widzenia 

Niechęć niemieckich władz do zajęcia się tą sprawą nie jest jednak niczym niezwykłym. W ciągu ostatnich czterech dekad USA wydaliły do RFN 70 starzejących się nazistowskich sprawców – przytłaczająca większość z nich nigdy nie stanęła przed niemieckim sądem.

Wielu z nich spędza lub spędziła swoją jesień życia w niemieckich domach spokojnej starości na koszt podatników, jak Jakiw Palij – 95-letni kolaborant SS ukraińskiego pochodzenia. Palij został sprowadzony z Nowego Jorku do Niemiec w 2018 roku po odebraniu mu obywatelstwa USA i długich dyplomatycznych zmaganiach.

Prawo obowiązujące w USA pochodzi z poprawki do prawa imigracyjnego z 1978 r., na mocy której USA mogą deportować każdego, komu udowodniono udział w zbrodniach nazistowskich – jednak ma to zastosowanie tylko wtedy, gdy istnieje kraj, który zgodzi się przyjąć sprawcę.

Ekstradycja Jakiwa Palija
Ekstradycja Jakiwa Palija (Nowy Jork, sierpień 2018). Palij zmarł w styczniu 2019 w domu opieki w RFNZdjęcie: picture-alliance/dpa

Z kolei w Niemczech nie ma prawa wyraźnie traktującego o zbrodniach Holokaustu. Nawet kilkadziesiąt lat po wojnie byli naziści mogą być skazani jedynie za morderstwo lub współudział w morderstwie. Wszystkie inne przestępstwa – gwałt, porwanie, tortury czy nieumyślne spowodowanie śmierci – uległy przedawnieniu. A trudno jest udowodnić konkretne przestępstwa.

Thomas Walther wie o tym bardzo dobrze. 77-letni prawnik i były sędzia odegrał ważną rolę w śledzeniu i skazywaniu byłych nazistów w Niemczech w ciągu ostatnich 20 lat. Często miał trudności z wyjaśnieniem zawiłości niemieckiego prawa ocalałym z Holokaustu, których reprezentował.

– W amerykańskiej sprawie imigracyjnej wystarczy stwierdzić, że oskarżony kłamie, że utrzymywał w tajemnicy swoją nazistowską przeszłość i służył w jakimś obozie koncentracyjnym; cokolwiek to było i cokolwiek się tam faktycznie wydarzyło – wyjaśnia.

Z drugiej strony w Niemczech prokuratorzy potrzebują dowodów na popełnienie konkretnego przestępstwa, aby mieć jakąkolwiek szansę na wyrok skazujący. Ażeby tak się stało, trzeba m. in. ustalić miejsce dokonania zbrodni. – Trzeba udowodnić, że on [strażnik] był w obozie X, a nie w obozie Y – mówi Walther. – Tylko wtedy, gdy mam miejsce zbrodni, mogę również określić główne przestępstwo, na przykład morderstwo pewnych osób. I wtedy trzeba odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób oskarżony pomagał i podżegał do morderstwa?

Adwokat ofiar Holokaustu: Na sprawiedliwość nigdy nie jest za późno

Sprawa strażnika obozu koncentracyjnego Friedricha Karla B.

To bardzo utrudnia pracę śledczym i prokuratorom, zwłaszcza gdy – jak w przypadku Friedricha Karla B. – chodzi o wyjaśnienie wydarzeń, które miały miejsce w chaotycznych ostatnich miesiącach wojny.

Przed amerykańskim sądem decydującą rolę odegrało Miejsce Pamięci Obozu Koncentracyjnego Neuengamme, a zwłaszcza jego główny historyk Reimer Möller. To właśnie on przedstawił zachowaną w archiwum listę. Zawierała ona nazwisko B. i została znaleziona podczas podniesienia z dna statku zatopionego przez brytyjskie lotnictwo w maju 1945 r.

Dzięki tym dowodom Möller był w stanie poskładać w całość to, co było wiadomo o historii B: Zgodnie z dowodami, w styczniu 1945 r., jako 19-letni marynarz, B. został wysłany przez SS w charakterze strażnika do dwóch obozów koncentracyjnych Meppen, które były częścią "systemu" Neuengamme, obejmującego ponad 80 obozów od Hamburga do wybrzeża Morza Północnego.

B. pilnował więźniów na wyspie Langeoog. Było to jedno z tych wielu miejsc, gdzie Żydzi, Duńczycy, Polacy, Rosjanie, Włosi i inni robotnicy przymusowi byli zmuszani do budowania potężnych systemów obronnych wzdłuż północnej niemieckiej granicy. Według ustaleń Miejsca Pamięci Neuengamme setki ludzi zginęły tam z powodu niedożywienia, braku odzieży i schronienia.

Amerykański sędzia stwierdził w wydanym wyroku, że więźniowie obozów w Meppen byli przetrzymywani w okropnych warunkach i byli zmuszani do pracy "aż do wyczerpania i śmierci". Nie wiadomo jednak dokładnie, dokąd B. został przydzielony. Obozy zostały ewakuowane w marcu 1945 r. Wiadomo, że w tzw. marszach śmierci zginęło co najmniej 70 osób. Friedrich Karl B. zaprzecza jednak, że pilnował tych marszów, a Möller nie mógł z całą pewnością potwierdzić, że B. należał do tych strażników, którzy eskortowali więźniów podczas marszów.

 Friedrich Karl B.
Friedrich Karl B. - zdjęcie z archiwum Departamentu Sprawiedliwości USA (1959) Zdjęcie: Jose Romero/US Departement of Justice/AFP

Brak woli politycznej w Niemczech

Eli Rosenbaum doskonale zna ten problem. Jest obecnie najważniejszym tropicielem sprawców Holokaustu w Stanach Zjednoczonych. Rosenbaum od trzech dekad "poluje" na nazistów; nawet jeśli sam nie lubi używać określenia "łowca nazistów". Najpierw był dyrektorem Biura Dochodzeń Specjalnych Departamentu Sprawiedliwości. Przez ostatnie jedenaście lat kierował Działem Strategii i Polityki Egzekwowania Praw Człowieka w Departamencie Sprawiedliwości.

Rosenbaum mówi, że brak woli politycznej w Niemczech doprowadził do znacznej frustracji.  – Problem z niemieckim rządem przez dziesięciolecia polegał na tym, że często odmawiał przyjęcia ludzi, których chcieliśmy deportować z powodu ich udziału w zbrodniach nazistowskich – mówi Rosenbaum.

– Potem zazwyczaj mówią nam: przykro nam, ale nie możemy zająć się tą sprawą. Nasza procedura polega na przyjmowaniu tylko tych, których możemy pociągnąć do odpowiedzialności karnej – relacjonuje Rosenbaum. – Doprowadziło to do tego, że wielu nazistowskich zbrodniarzy zmarło w USA, mimo że wygraliśmy tu sprawy w sądzie i udowodniliśmy, że uczestniczyli w nazistowskich zbrodniach. Ale Niemcy nie chcieli ich przyjąć.

Proces zaƚogi Auschwitz. „Skruchy nie okazał żaden”

Przestroga dla sprawców

Eli Rosenbaum sam przeprowadził wiele przesłuchań ponad 100 niemieckich zbrodniarzy, których tropiła jego organizacja. – Im później sprawy trafiają do sądu, tym silniejsze jest przesłanie – mówi. Według niego, nie ma powodu, dla którego 90-latkowie nie mieliby zostać postawieni przed sądem, bez względu na to, jaka była ich rola w Holokauście. – Nie mam w zwyczaju ich klasyfikować –  mówi. – Dla pojedynczej ofiary był to zawsze najważniejszy sprawca. Wszystkie te przypadki stanowią ważne przesłanie.

To przesłanie jest proste – wyjaśnia. Jest skierowane do potencjalnych sprawców przyszłych okrucieństw: Te czyny nigdy nie zostaną zapomniane.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>