1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Czas na polskie inwestycje w Niemczech"

21 sierpnia 2020

Po zdobyczach w Europie Środkowej nadchodzi czas na ekspansję polskich przedsiębiorców na rynku niemieckim - mówi Katarzyna Sokołowska*.

https://p.dw.com/p/3bBzO
Katarzyna Sokołowska
Katarzyna SokołowskaZdjęcie: DW/A. M. Pedziwol

Deutsche Welle: Na ostatnim Forum Przemysłowym w Karpaczu mówiła Pani, że Nadrenia Północna-Westfalia otwiera się na inwestorów z Polski. Skąd ten pomysł?

Katarzyna Sokołowska*: – Tak, zapraszamy ich do Nadrenii. Dostrzegliśmy potencjał w polskiej gospodarce, która po latach transformacji jest jak najbardziej gotowa by zaistnieć na wymagającym rynku niemieckim. Polscy przedsiębiorcy doskonale wiedzą, że jest to dobry adres i że na tym rynku robi się naprawdę dobre interesy. My im jednak powtarzamy, że każdy produkt i usługa wprowadzane na rynek niemiecki muszą być bardzo dopracowane i na tyle dojrzałe, żeby nie doszło do falstartu.

Sama Nadrenia zaś jest rzeczywistym centrum Europy. Stąd jest blisko do Holandii i Luksemburga, do Belgii i do Francji, a pociągiem z Kolonii można w pięć godzin dotrzeć do Londynu.

DW: To, że przedsiębiorcy chcą ekspandować, jest całkiem naturalne. Na czym polega zaś interes w ściąganiu przedsiębiorców z takiego kraju, jak Polska?

– Na tym, że potrzebujemy dywersyfikacji środków, żeby bezpiecznie rosnąć i stabilnie się rozwijać. Mamy inwestorów z tak potężnych gospodarek, jak USA, czy Chiny. Ale widzimy też, co się dzieje za miedzą. Przez lata Niemcy postrzegali Polskę jako rynek zbytu. Dzisiaj wiedzą już, że warto sięgać po polskie produkty, bo są dobre i atrakcyjne. A także dlatego, że na dostawę nie trzeba czekać aż dopłynie statek, czy dojedzie pociąg na przykład z Chin.

DW: Kto był pierwszy? Czy Niemcy, którzy zaczęli szukać inwestorów z Polski? Czy jednak to najpierw Polacy ruszyli na podbój Niemiec?

– W DNA przedsiębiorcy jest wpisane, żeby rozwijać się, rosnąć. To dlatego pierwsi byli polscy przedsiębiorcy: Tele-Fonika Kable z Myślenic, Sanplast z kujawskiego Strzelna i wrocławska Selena.

Z drugiej strony każdy rząd obserwuje swoich sąsiadów. Berlin i Düsseldorf dostrzegły, że Polska znalazła się w pierwszej dziesiątce najważniejszych partnerów Niemiec. A w pierwszym półroczu 2019 roku wskoczyła nawet na szóste miejsce. Trudno chyba o lepszą rekomendację na rzecz takiego otwarcia.

DW: Ma Pani na myśli wielkość wymiany handlowej?

– Tak. W 2016 roku przekroczyliśmy magiczną liczbę stu miliardów euro. [Według niemieckiego federalnego urzędu statystycznego Destatis niemiecko-polskie obroty w 2016 roku wyniosły 101,1 mld. euro. W 2018 roku urosły do 118,5 mld. euro – przyp.] To zasadniczo zmienia obraz Polaków w Niemczech. Symbolem ich sukcesu jest już nie tylko polska kultura, ale i gospodarka, innowacyjna i odważna.

DW: Pojęcie „polnische Wirtschaft” nie jest już synonimem bałaganu i niechlujstwa?

– Jestem o tym absolutnie przekonana. Znaczenie tego terminu zmienia się tak, jak to się kiedyś stało z pojęciem „Made in Germany”, które ukuto jako stygmat, a dziś jest znakiem jakości. [Pod koniec XIX wieku Wielka Brytania wprowadziła ten znak jako ostrzeżenie przed niską jakością importowanych z Niemiec tanich produktów – przyp.] Teraz „polnische Wirtschaft” ma szansę stać się również taką dobrą marką.

DW: Jakie polskie firmy pojawiły się jak dotąd w Nadrenii? Jakie branże?

– Zdecydowanie jest to przemysł maszynowy, branża logistyczna, ale także chemiczna, które weszły do NRW jeszcze nim pojawiliśmy się w Polsce z naszym biurem. Za dobry przykład niech posłużą tutaj wrocławski specjalista od kolejowych podkładów, szyn i rozjazdów TrackTec, oraz Secespol – producent wymienników ciepła z Nowego Dworu Gdańskiego. To swego rodzaju polscy hidden champions, czyli nieznani liderzy rynku, od lat dostarczający niemieckim klientom wysokiej jakości produkty i fachowy serwis.

DW: Nie wspomniała Pani mebli, a tu zdaje się Polska jest potęgą?

– Polscy meblarze świetnie sobie radzą w eksporcie. Ale nie obserwujemy w tej branży jakiejś masowej tendencji do inwestowania za granicą. W awangardzie jest Nowy Styl z Krosna, który znakomicie rozwija się w Niemczech, w szczególności właśnie w Nadrenii. Przejęta przezeń w styczniu 2019 roku spółka Kusch+Co w Hallenbergu to już jego trzeci adres w Niemczech [po firmach Grammer Office w Ebermannsdorfie w bawarskim Górnym Palatynacie i Rohde & Grahl w dolnosaksońskim Voigtei/Steyerberg, przejętych odpowiednio w 2011 i 2014 roku. Nowy Styl produkuje meble również w Szwajcarii, Turcji, na Ukrainie i w Rosji – przyp.]

DW: Skąd się bierze to odmienne podejście pozostałych firm?

– To bardziej kwestia specyfiki rynku, dojrzałości korporacyjnej, a może także łutu szczęścia. Polscy producenci mebli osiągają imponujące wyniki w eksporcie i jest czego im gratulować. Trzymam za nich kciuki, bo zdecydowanie popieram ich długodystansową strategię. Przyjdzie pewnie taki moment, kiedy będą mogli pozwolić sobie na następny krok, czyli inwestycje w Niemczech, a najlepiej w Nadrenii.

DW: Ale przecież już dziś większość mebli w Europie pochodzi z Polski.

– Pod tym względem Polska jest numerem dwa na świecie. Po Chinach.

DW: Na razie jednak polscy producenci z reguły nie sprzedają swoich mebli za granicą pod swoimi markami.

– Na rynku meblowym w Niemczech, Austrii, czy Szwajcarii producent ma dużo mniej do powiedzenia niż dystrybutor, który sprzedaje sprowadzone meble pod swoją marką. Jeśli polskim meblarzom przynosi to zadowalający zysk, nie widzę w tym większego problemu. Dla wielu firm produkcja pod markami własnymi sprzedawców okazała się bardzo lukratywnym modelem biznesowym – nie tylko zresztą w branży meblarskiej.

DW: Jak zatem wyglądają perspektywy dla polskich przedsiębiorców na takich rynkach, jak Nadrenia Północna-Westfalia?

– Myślę, że lepiej niż kiedykolwiek. Większość dogłębnie zbadała możliwości niemieckiego rynku i wie, że siła nabywcza tamtej społeczności jest dużo większa niż w Polsce. I że Niemcy to kraj o ugruntowanej kulturze biznesowej, ze stabilnym i przewidywalnym otoczeniem formalno-prawnym do prowadzenia działalności gospodarczej. A dzięki marce „Made in Germany” to także świetna trampolina do wychodzenia dalej w świat. Już kilka polskich przedsiębiorstw ma w planach ekspansję pozaeuropejską poprzez spółkę zarejestrowaną w Niemczech.

Bywa jednak też odwrotnie. Na przykład produkująca kształtki styropianowe dla budownictwa firma Izodom 2000 Polska ze Zduńskiej Woli po sukcesach w świecie przechodzi właśnie do ofensywy w Niemczech, gdzie będzie umacniać swoją markę za pośrednictwem niemieckiej spółki-córki. Podobną strategię wejścia na rynek niemiecki realizuje też z dużym powodzeniem Wielton z Wielunia, światowy potentat produkcji naczep.

DW: Ale to nie znaczy, że te firmy zaczną się wyprowadzać z Polski?

– Ależ skąd! To jest po prostu naturalny rozwój biznesu. Firmy garażowe, które pamiętamy z końca lat 80. i początku 90., są dziś bardzo stabilnymi spółkami, często rodzinnymi. I nadal rosną, tworzą grupy biznesowe i szukają nowych rynków zbytu. Po zdobyczach w najbliższej okolicy – w Czechach, na Węgrzech, w Bułgarii i Rumunii – przyszedł dla nich czas zdobywania niełatwego rynku niemieckiego. Ale przecież do odważnych świat należy!

DW: Dziękuję Pani bardzo za rozmowę.

* Germanistka Katarzyna Sokołowska reprezentuje od 3 lat w Polsce Agencję Inwestycji i Promocji kraju związkowego Nadrenia Północna-Westfalia - NRW.INVEST. Przedtem była dyrektorką Instytutu Polskiego w Düsseldorfie (2010-15) oraz zastępczynią dyrektora Instytutu Polskiego w Berlinie (2007-10) i w Lipsku (2003-6).