Dokąd zmierza Turcja?
8 maja 2016"To tylko zmiana pałeczki w biegu sztafetowym". Tymi słowami prezydent Recep Tayyip Erdogan skomentował zapowiedź ustąpienia ze stanowiska premiera Ahmeta Davutoglu, który "miał swojego poprzednia i będzie miał następcę". Nie ma zatem powodów do niepokoju.
Nie wszyscy są tego zdania. Opiniotwórczy dziennik turecki "Hurriyet" wyliczył w swym anglojęzycznym wydaniu 20 spraw, w których prezydent Erdogan zajmuje odmienne stanowisko od premiera Dautoglu.
Nie chodzi tu bynajmniej o błahostki. Premier Davutoglu chciałby na przykład doprowadzić do odprężenia stosunków z mniejszością kurdyjską. Jeśli Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) odejdzie od dotychczasowego konfrontacyjnego kursu, wtedy "będzie można rozmawiać o wszystkim", oświadczył Davutoglu w maju 2013 roku. Tymczasem Erdogan uważa, że problem kurdyjski można rozwiązać tylko środkami militarnymi.
Liczne rozbieżności
Obaj politycy odmiennie zapatrują się także na celowość uchwalenia nowej konstytucji, na podstawie której w Turcji zostałby wprowadzony system prezydencki. Davutoglu nie jest zachwycony tym pomysłem, który w praktyce oddałby pełnię władzy w ręce Erdogana. Według dziennika "Hurriyet" miał powiedzieć, że gdyby opowiedział się za tym systemem, opowiedziałby się przeciwko sobie.
Prezydenta i premiera dzieli również stosunek do procesu dziennikarzy Cana Dündara i Erdema Güla z gazety "Cumhuriyet", skazanych na 5 i 6 lat więzienia za artykuł nt. rzekomych dostaw tureckiej broni dla islamistów w Syrii. Zarzucono im ujawnienie tajnych dokumentów "w celach szpiegowskich" i usiłowanie obalenia tureckiego rządu. Prezydent Erdogan, który sam złożył zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie zapowiedział, że jeśli sąd uniewinni dziennikarzy, nie uzna tego wyroku. Davutoglu oznajmił przed rozpoczęciem procesu, że nie będzie się wypowiadał i woli odczekać na jego wynik.
Zagrożona praworządność
Davutoglu zapowiedział ustępienie ze stanowiska premiera w przeddzień ogłoszenia wyroku. - To nie przypadek, tylko wyraźny sygnał, że różni się on bardzo z prezydentem Erdoganem w sprawie wolności prasy - mówi Kristian Brakel z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP). W jego przekonaniu, od utrzymania w Turcji wolności słowa zależy, czy pozostanie ona państwem demokratycznym, czy też skręci w kierunku dyktatury. Ograniczanie swobody działania mediów krytycznych wobec kursu polityki wewnętrznej i zagranicznej prezydenta Erdogana wskazuje, że konsekwentnie dąży on do wprowadzenia rządów autorytarnych, twierdzi Brakel.
"Mąż opatrznościowy"
Felietonista gazety "Hürriyet" Murat Yetkin jest zdania, że bezkonkurencyjna pozycja Erdogana w kraju utwierdza go w przekonaniu, że równie silna jest jego pozycja na arenie międzynarodowej. - Wszystkim, od prezydenta USA Obamy począwszy, poprzez niemiecką kanclerz Merkel i prezydenta Rosji Putina a na ONZ-cie, UE i międzynarodowych organizacjach finansowych skończywszy, sygnalizuje, że jest jedynym człowiekiem w Turcji, do którego można się zwracać - tłumaczy Yetkin.
Trudno przewidzieć, czy zmiana na stanowisku szefa rządu w Ankarze wpłynie na realizację porozumienia UE-Turcja w kwestii uchodźców. Co prawda UE potwierdziła wolę wprowadzenia ruchu bezwizowego z Turcją, ale uzależniła to od złagodzenia tureckiego ustawodawstwa antyterrorystycznego. Warunek ten nie zachwycił, łagodnie mówiąc, prezydenta Erdogana, który powiedział w piątek 6 maja w Stambule: "idziemy swoją drogą a wy idźcie swoją", mając na myśli Unię Europejską.
Możliwe napięcia z UE
Wypowiedź tę ocenia się jako kolejny sygnał świadczący o co najmniej krytycznej postawie Erdogana wobec UE. Niedawno stwierdził on bez ogródek, że "Turcja w dużo mniejszym stopniu potrzebuje UE, niż UE Turcji". Nie wolno też zapominać, że parę miesięcy temu Erdogan zagroził, że w każdej chwili może otworzyć granice i wpuścić do UE nową falę uchodźców i migrantów.
Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS) także zapowiedź Davutoglu ustąpienia ze stanowiska premiera w niczym nie wpłynęła na zmianę dotychczasowego kursu politycznego prezydenta Erdogana. "Dla UE oznacza to, że powinna uczynić wszystko, aby nie uzależniać się od porozumienia z Turcją w sprawie uchodźców" - pisze FAS. I dalej: "Turcja jest w tej chwili nie do zastąpienia jako partner UE i z racji swego położenia geostrategicznego oraz wielkości kraju w dalszym ciągu pozostanie ważna, ale obecny bieg wydarzeń w tym kraju sprawia, że Bruksela powinna się przygotować na wzrost napięcia w stosunkach z Ankarą na wszystkich płaszczyznach" - konkluduje dziennik z Frankfurtu nad Menem w swym niedzielnym wydaniu.
Kersten Knipp / Andrzej Pawlak