1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Były prezydent Słowacji: „Dzieciaki, dla was to zrobię”

5 grudnia 2021

„Każdy polityk powinien przynajmniej raz w tygodniu spotkać się z kimś naprawdę biednym, aby uświadomić sobie, na czym polega jego misja” – mówi były prezydent Słowacji Andrej Kiska*.

https://p.dw.com/p/43JIp
Były prezydent Słowacji Andrej Kiska
Były prezydent Słowacji Andrej KiskaZdjęcie: Aureliusz Pędziwol/DW

DW: Panie prezydencie, czy to, że został pan wybrany w 2014 roku na głowę państwa, uznał pan za sygnał, że na Słowacji coś się zmienia?

Andrej Kiska: Wtedy najpopularniejszym słowackim politykiem był ówczesny premier Robert Fico, który bardzo spolaryzował nasz kraj. Sygnałem było więc to, że Fico nie został wybrany. Gdyby stał się prezydentem, premierem prawdopodobnie zostałby Robert Kaliňák, który był wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych we wszystkich rządach Fica. Nie wyobrażam sobie, co by się potem działo w naszym państwie – zwłaszcza w świetle tego, o czym wiemy dzisiaj, jak bardzo panoszyła się w nim mafia. Wybraliby swoich sędziów konstytucyjnych, swojego prokuratora generalnego. Wszystko byłoby w ich rękach, a państwo znalazłoby się w wielkich tarapatach.

Dlatego bardzo się cieszyłem, że Fico przegrał. Jego partia Smer (Kierunek) miała bowiem większość w parlamencie i cała administracja była pod jej kontrolą. Nasze poglądy na to, jak kraj ma funkcjonować, bardzo się różniły i tylko kwestią czasu było, kiedy zaczną się ataki. W końcu przyszły. Mafia zaskarżyła mnie przed sądem. Często słyszę, że powinienem się cieszyć, że nie wpakowali mnie do więzienia. Tak silna była ta mafia.

Czy zdawał pan sobie wtedy sprawę z jej rozmiarów?

- Miałem sygnały, że kontroluje sądy, śledczych, policję i organy administracji państwowej. Ale szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłem, że sięgała tak wysoko i była tak bardzo profesjonalnie zorganizowana, jak to się okazało w ostatnich miesiącach.

Czyli zabójstwo Jána Kuciaka i Martiny Kusznírovej było i dla pana zaskoczeniem?

- Z pewnością. To był szok dla całego kraju. W momencie, kiedy dziennikarz, który krytykował zarówno Fica, jak i ludzi z jego otoczenia, został zastrzelony, nagle stało się jasne, jak słabe jest nasze państwo, jak obce są mu wartości demokratycznego społeczeństwa. Ludzie wyczuli to od razu. Na ulice wyszły dziesiątki tysięcy, może nawet sto tysięcy ludzi. Aż w końcu Fico musiał podać się do dymisji.

Potem były kolejne wybory prezydenckie, w których pan nie kandydował. Wygrała Zuzana Czaputová. Później Smer przegrał też wybory parlamentarne. Po roku przyszło jednak rozczarowanie, bo nowy rząd okazał się nieudolny. Co to oznacza dla Słowacji?

- Większość Słowaków głosowała na partie, które są przeciw Ficowi. Ale wygrała ta, która krzyczała najgłośniej. Symbolem tej walki stał się Igor Matovicz. I teraz Słowacja musiała przejść swoiste katharsis, by zrozumieć, że głosować należy nie na tego, kto wprawdzie jest przeciwko złu, ale jedynie potrafi głośno krzyczeć i robić cyrk na ulicy, lecz na tego, kto wie, jak to zło chce wyeliminować, i ma ku temu zarówno fachowe, jak i moralne predyspozycje.

Andrej Kiska i Zuzana Czaputová
Andrej Kiska i Zuzana CzaputováZdjęcie: DW/A. M. Pędziwol

O rządzie Matovicza można powiedzieć wiele złego, ale na plus trzeba mu zaliczyć walkę z korupcją. Za kratami znalazło się wielu skorumpowanych sędziów, policjantów, prokuratorów. Czy to będzie dokończone, a państwo zostanie oczyszczone z mafii?

- Jak długo w koalicji pozostaną partia SaS (Wolność i Solidarność) Richarda Sulíka, ruch OĽANO (Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości) Igora Matovicza czy nasza partia Za ľudi (Dla Ludzi), tak długo reformy w sądownictwie i oczyszczanie państwa będą kontynuowane. Dotyczy to także kilku innych ugrupowań, jak PS (Postępowa Słowacja) czy KDH (Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny), które obecnie są poza parlamentem.

Ale to nie jest jedyny możliwy scenariusz?

- Największym zagrożeniem dla reform byłby powrót Fica do władzy. On jest teraz bardzo aktywny. Prawdopodobnie nie ma dziś na Słowacji bardziej aktywnego polityka niż Fico. Nie ma drugiego takiego, który by wydawał tyle oświadczeń, i miał tyle konferencji prasowych co on. Fico robi to z jednego, ale zasadniczego powodu: boi się, że jeśli nie dojdzie do władzy, to pójdzie do więzienia. Pętla wokół niego zaciska się coraz bardziej.

Skoro mówimy o przyszłości, spytam też o wyzwania stojące przed Słowacją i krajami regionu, które choć od 15 lat należą do Unii Europejskiej, nadal pozostają w tyle peletonu.

- Ale jednak sytuacja powoli się poprawia. Na Słowacji, w Czechach, Polsce i na Węgrzech średnia płaca i poziom życia rosną szybciej niż w pozostałych krajach Europy. Powoli nadrabiamy zaległości.

Czy wyobraża pan sobie, że Słowacja, kraj produkujący najwięcej samochodów na tysiąc mieszkańców na świecie, mogłaby też być liderem w innej dziedzinie na miarę XXI wieku?

- Mając wysokie bezrobocie, przez lata koncentrowaliśmy się na Słowacji na jego obniżaniu. Każdy, kto chciał założyć fabrykę w naszym kraju i zatrudnić kilka tysięcy osób, otrzymywał duże wsparcie finansowe. To był błąd. Potrzebujemy czegoś zupełnie innego. Musimy wspierać nie tych, którzy zatrudnią tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi, ale tych, którzy stworzą u nas centra naukowo-badawcze na najwyższym poziomie. Żadna z fabryk samochodów na Słowacji nie ma wydziału badawczo-rozwojowego. Wszystkie są w centralach – w Niemczech, we Francji, ale nie tutaj. Nic dziwnego, że potem nasi młodzi, utalentowani inżynierowie właśnie tam wyjeżdżają za pracą.

Jakich nowych rozwiązań potrzeba, żeby ta część Europy dogoniła daleko bardziej zaawansowany Zachód?

- Jeśli chcemy nadrobić zaległości, to musimy inwestować w naukę i badania, w młodych ludzi i tworzyć im warunki do działania.

Jak?

- Wystarczy odpowiednia legislatywa, a start-upy i firmy innowacyjne same się u nas pojawią.

Skąd ten optymizm?

- Stąd, że kilka już mamy. Na przykład KleinVision produkujący latające samochody. Albo firmę ESET dostarczającą być może nawet 20 procent światowego oprogramowania w zakresie ochrony komputerów. Mamy więc na czym się oprzeć. Ale jeśli chcemy, by Dolina Dunaju stała się europejską Doliną Krzemową, jeśli chcemy połączyć siły Budapesztu, Brna, Wiednia i Bratysławy, musimy otworzyć na to legislatywę. I nie wiem, dlaczego jest tak, jak byśmy tego nie potrafili zrozumieć.

Jak na razie jednak, to te kraje konkurują raczej ze sobą. Gdy Mercedes czy Jaguar chcą wejść do Europy Środkowej, to…

- ...wszyscy się o nich biją i dają im coraz większe ulgi. Ja to nawet rozumiem. Ale proszę wziąć pod uwagę, że Wiedeń jest oddalony od Bratysławy o godzinę, Brno o półtorej, a Budapeszt o dwie. Czyli w promieniu dwóch godzin jazdy samochodem mamy jedno wielkie skupisko młodych ludzi i talentów.

Myśli pan, że jest szansa na taką współpracę?

- Umiem ją sobie wyobrazić. Przede wszystkim trzeba by tak zmienić słowackie prawo, aby dotacje, które mamy prawo przyznawać w ramach UE, móc inwestować właśnie w ten rodzaj innowacyjnego przemysłu. To pozwoliłoby przyciągnąć ludzi z Wiednia, Brna czy Budapesztu. Wokół tego zacząłby się rozwój.

Porozmawiajmy jeszcze o przeciwległym biegunie: o ludziach wykluczonych, biednych. Na Słowacji jest to głównie problem…

- …Romów. To chyba Mahatma Gandhi powiedział, że każdy polityk powinien przynajmniej raz w tygodniu, a najlepiej raz dziennie, spotkać się z kimś naprawdę biednym, uciśnionym, aby uświadomić sobie, na czym polega jego misja.

Osiedle Lunik IX w Koszycach przed przyjazdem papieża Franciszka (wrzesień 2021)
Romskie osiedle Lunik IX w Koszycach przed przyjazdem papieża Franciszka (wrzesień 2021) Zdjęcie: TASR/TK KBS/František Iván

Jak często pan to robił?

- Działając w organizacji charytatywnej „Dobry Anioł“ pomagającej rodzinom ciężko chorych dzieci widziałem ból spowodowany niepotrzebnymi zgonami, których przyczyną była zła kondycja służby zdrowia. Widziałem ogromną biedę, która była skutkiem jedynie złego stanu zdrowia. Przez osiem lat spotykałem się z tymi rodzinami, żyłem z nimi dzień w dzień. I tak naprawdę to był powód, dla którego zająłem się polityką, stąd wzięła się moja determinacja. Kiedy prowadziłem kampanię na prezydenta, nieraz byłem obrzucany błotem. W takich chwilach, gdy było mi już bardzo ciężko, siadałem w samochodzie i wyciągałem trzy zdjęcia, które zawsze miałem przy sobie. Zdjęcia dzieci, które zmarły niepotrzebnie, bo nasza służba zdrowia nie była w stanie ich wyleczyć, choć z medycznego punktu widzenia było to możliwe. Patrzyłem na nie i mówiłem do siebie: „Dzieciaki, dla was to zrobię. Muszę wygrać, muszę pomóc temu krajowi”. 

*Inżynier elektrotechnik, biznesmen i filantrop Andrej Kiska (rocznik 1963) był w latach 2014-19 czwartym prezydentem Słowacji, ale pierwszym, który nigdy nie należał do partii komunistycznej. Nie ubiegał się o drugą kadencję, a po zakończeniu urzędowania założył partię Za ľudi (Dla Ludzi), która w 2020 roku weszła do parlamentu i stała się częścią rządzącej koalicji. Wkrótce potem wycofał się jednak z polityki.

W 1990 roku Kiska wyemigrował do USA, gdzie zamierzał osiąść. Wrócił jednak po dwóch latach i rozpoczął działalność biznesową na Słowacji. Wraz z bratem założył kilka firm pożyczkowych. Swoje udziały w nich sprzedał w 2005 roku, a rok później powołał fundację „Dobrý anjel” („Dobry anioł”), która wspiera rodziny z chorymi dziećmi. Po wycofaniu się z polityki powrócił do działalności charytatywnej w tej fundacji.

Słowacja. Pola uprawne w rękach mafii