1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Śmierć na polsko-białoruskim pograniczu

17 listopada 2021

Jedna z pierwszych ofiar została pochowana po polskiej stronie w poniedziałek wieczorem. Wciąż nie ma politycznego rozwiązania, które pozwoliłoby uratować tysiące migrantów przed zbliżającą się zimą.

https://p.dw.com/p/435Bg
kolumna migrantów po białoruskiej stronie granicy
Po białoruskiej stronie na przekroczenie polskiej granicy liczy około 4 tysiące migrantów Zdjęcie: Oksana Manchuk/BelTA/dpa/picture alliance

Miał zaledwie 19 lat i został pochowany w cichej ceremonii w maleńkiej wiosce Bohoniki, niedaleko polskiego przejścia granicznego w Kuźnicy. Miejsce ostatniego spoczynku Ahmada al Hasana jest historyczną ciekawostką: w XVII wieku osiedlili się tu muzułmanie - Tatarzy służący I Rzeczpospolitej. Tylko garstka ich potomków mieszka tu do dziś, ale ta mała społeczność czuła się zobowiązana do pochowania Ahmada al Hasana jako jednego z nich.

- To był przecież człowiek, muzułmanin i jeszcze młody człowiek - mówi przewodniczący zarządu muzułmańskiej gminy wyznaniowej w Bohonikach Maciej Szczęsnowicz. Jak dodaje należało mu zapewnić godny pochówek. Grób Ahmada leży tysiące kilometrów od jego rodzinnego syryjskiego miasta Homs, zniszczonego w wojnie domowej. Mogiła znajduje się na końcu muzułmańskiego cmentarza Bohoniki. Jest to samotne miejsce, z widokiem na aleję brzóz i las podobny do tego, w którym Ahmad stracił życie.

"To jest po prostu tragiczne"

Młody Syryjczyk opuścił obóz dla uchodźców w Jordanii, ponieważ, jak wielu innych, przeczytał w mediach społecznościowych, że przez Mińsk wiedzie łatwa droga do UE. Chciał tam kontynuować naukę, skorzystać z szansy na lepsze życie. Białoruskie władze  systematycznie rozprzestrzeniały tę dezinformację, z dobrze znanymi już konsekwencjami: Tysiące osób, głównie z regionów kurdyjskich w Iraku, z Syrii i z Afganistanu, znalazło się na polsko-białoruskim pograniczu.

Ahmad zginął pod koniec października, razem z irackim Kurdem, kiedy dwaj młodzi mężczyźni próbowali przepłynąć Bug. Nie wiadomo, czy białoruscy pogranicznicy zapędzili ich w to miejsce. Z licznych relacji wynika jednak, że białoruskie wojsko stale próbuje zmusić migrantów do przekraczania ogrodzeń, przemierzania terenów leśnych i bagien wzdłuż 400-kilometrowej granicy.

W małym meczecie w Bohonikach, zgromadzeni odmówili w nocy kilka modlitw za Ahmada, a dokonali ostatnich obrzędów pogrzebowych. Eugenia, jest zrozpaczona sytuacją swoich współwyznawców na granicy. - To straszne patrzeć, jest zimno, oni tam zamarzają na śmierć, to tragedia. Dla mojego prostego umysłu jest to po prostu tragiczne, nie rozumiem, jak ludzie mogą do tego dopuścić - mówi mieszkanka Bohonik.

Mogiła Ahmada na cmentarzu muzułmańskim w Bohonikach
Samotna mogiła Ahmada na cmentarzu muzułmańskim w BohonikachZdjęcie: Barbara Wesel/DW

Bezradni działacze

Wśród mieszkańców regionu przygranicznego jest wiele gotowości do pomocy. Podobnie jak w Bohonikach, wszędzie zbierane są ciepłe ubrania i żywność. Ale na tym terenie pracuje po cichu zaledwie kilkudziesięciu działaczy z polskich organizacji pozarządowych (NGO). Nie mają odwagi wejść do strefy objętej stanem wyjątkowym, bo każdy, kto wpadnie w ręce straży granicznej, jest natychmiast aresztowany. Tak więc w tajnych nocnych operacjach zajmują się oni tylko tymi migrantami, którzy mogą przekazać swoje położenie za pomocą telefonu komórkowego i są już kilometry od granicy.

- Pierwszą rzeczą, jaką robi straż graniczna, jest zabieranie migrantom telefonów komórkowych - mówi Agata Kołodziej z organizacji pomocowej "Ocalenie". Jest zmęczona. Skarży się, że władze robią wszystko, by utrudnić jej pracę. Frustrację pogłębia to, że działacze stale doświadczają swojej bezsilności.

Płaczące dziecko przy granicznym płocie
Dzieci, bezbronne ofiary polityki Łukaszenki Zdjęcie: Oksana Manchuk/BelTA/REUTERS

"Unii to nie obchodzi"

- Zdarza się, że w nocy opiekujemy się ludźmi w lesie, a gdy później spotykają straż graniczną, natychmiast są wypychani z powrotem na stronę białoruską. Spotykamy uchodźców, którzy doświadczyli sześciu lub siedmiu takich odepchnięć, a oni wciąż próbują - opowiada Agata Kołodziej. Sama była świadkiem, jak płaczącą kobietę z małymi dziećmi wywożono z Polski z powrotem do lasu po stronie białoruskiej. Polscy pogranicznicy nie zawahali się odesłać za granicę chorego na serce mężczyznę, którego działacze przywieźli do miejscowego szpitala. - Następnej nocy dostaliśmy od niego przez telefon komórkowy wiadomość z drugiej strony granicy - relacjonuje Agata. Ich wysiłki okazały się daremne.

To wypychanie za granicę jest w świetle prawa międzynarodowego i w świetle prawa unijnego nielegalne - podkreśla Agata, ale rząd w Warszawie wprowadził niedawno przepisy, że są one legalne. Jak dodaje, Unię Europejską również nie obchodzi, że na tej granicy dziesiątki razy dziennie łamane jest prawo. W poniedziałek w nocy polska straż graniczna odnotowała około 200 prób przekroczenia granicy przez migrantów i 29 tzw. readmisji z terytorium Polski. Sytuacja jest dynamiczna.