1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

z lotu PTAKa: Ile warte jest życie FELIETON

Urszula Ptak
7 czerwca 2020

Od początku koronakryzysu sprawdzamy maniakalnie dane nt. śmiertelności. Konflikt generacji jest widoczny jak na dłoni, łatwo jest złożyć innych w ofierze, zapomnieć o tym, że ludzie starzy to obywatele tacy jak i my. 

https://p.dw.com/p/3d8MI
Dom spokojnej starości w Schwerinie
Dom spokojnej starości w SchwerinieZdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Büttner

Życie przeniosło się do sieci, oglądam liczne ogrody, domy, kuchnie, dzieci, kwiaty, psy i koty moich wirtualnych znajomych. Ich życie spaja się z moim subtelnym wzorem algorytmu, ich troski umykają mojej uwadze, większość skupia się na swoim szczęściu, na zabezpieczaniu wzoru spełnienia. Obnażenie w sieci boli może bardziej niż kiedyś stanie pod tablicą przed klasą z pustką w głowie. Nikt z moich znajomych nie napisał, że jest nieszczęśliwy, że się boi przyszłości, że nie wie, czy da sobie radę. Gdy ja napisałam, że boję się braku pieniędzy, bo pracuję w Niemczech na umowie śmieciowej, to ze 20 osób zaoferowało mi pożyczkę i finansowe wsparcie, dobry bilans pomyślałam, to przecież zaufanie w podstawowej formie.

stała niepewność

Po dwóch miesiącach życia w stanie zawieszenia, w dziwnych formach pracy zdalnej, przy codziennym śledzeniu wiadomości, pył niepokoju opadł. Nie znam nikogo, komu ktoś zmarł na koronę, nie znam nikogo, kto był chory i miał diagnozę. Pandemia staje się dla mnie coraz mocnej faktem medialnym. To gdzieś daleko umierają ludzie, gdzieś daleko leżą chorzy w szpitalach i domach starców. Czy kiedykolwiek przejmował mnie los opuszczonych staruszek? Przejeżdżam codziennie obok domu starców, który jest w centrum Berlina i zastanawiam się od lat, czemu oni nie korzystają z balkonów, czemu nie widzę nikogo w ładnie utrzymanym ogrodzie? Jeden raz widziałam babcię z balkonikiem, którą syn zabrał na spacer na chodnik przed budynkiem, była tak skupiona na stawianiu kroków, że nie widziała ani mnie ani ulicy.

Urszula Ptak
Urszula Ptak Zdjęcie: Nikolai Sperling

generacja moich dziadków

Moja babcia starzała się w domu, przytłoczona ilością trosk, ale w pełni sił intelektualnych i stalowej woli, by żyć po swojemu. Była nieznośna całe życie, tak zwany trudny charakter, ale w ostatnim roku życia traciła z tygodnia na tydzień kontrolę nad sobą. Oskarżała pielęgniarkę środowiskową, że jej kradnie pieniądze, że było na stole 200 złotych, a nie ma, że listonosz celowo nie przynosi jej listów, że ukrywają prawdę w gazetach, że koniec świata bliski, ale o 4 rano trzeba myć garnki i budzić cały dom, że sąsiad, któremu zabijała kury na rosół nie oddał jej pieniędzy pożyczonych w 1986 roku, że Żydzi rządzą światem i nikt na to nie umie nic poradzić. Nie dało się jej przekonać do zmiany poglądów w żaden sposób i na żaden temat, mimo że całe dziesięciolecia walczyłam z antysemityzmem w domu przy kuchennym stole. Nie dało się jej przekonać do zmiany poglądów w żaden sposób i na żaden temat, kobieta o przekonaniach tak silnych, że nic nie było w stanie ich skruszyć i która nie bała się żadnej władzy. Kobieta o stalowej woli, sprawcza i dominująca, taka, którą nie trzeba się zajmować, bo zawsze zarobi i na siebie i na tych, co niczego nie potrafią w życiu. Ostatnie pokolenie polskich chłopów, grupy społecznie tak nieznanej, tak wypartej z tożsamości narodowej, że więcej wiemy o czarnych niewolnikach na amerykańskich polach bawełny niż o chłopach z Kieleckiego.

miejsce urodzenia

Moja babcia nie bałaby się korony, nie bała się niczego. Jak powtarzała, w czasie wojny przeżyła tyfus i poniewierkę, ale ziemi nie odebrał jej nikt. Masz ziemię, masz dom, nie musisz się tułać po świecie, komentowała, ciągle nie rozumiejąc, po co mieszkam za granicą, po co jeżdżę do obcych krajów. W domu masz wszystko, po co szukać wiatru w polu jak jaki lekkoduch. Musiała się nauczyć tego od swojego ojca, który po zniesieniu pańszczyzny pojechał najpierw do Niemiec zarobić na bilet na statek do Ameryki, a po wielu latach wrócił z rodziną do kraju, do państwa, które dopiero co się odrodziło; moja babcia była ich jedynym dzieckiem urodzonym w Polsce. Trauma rodzinna spowodowała, że z dalekich podróży była raz u brata w Tczewie. Tyle lat żyję, dziecko, a morza nie widziałam, ojciec tak bał się wody, oceanu, że i mnie strach oblatuje. Pole trzeba obsiać, gadzinie dać jeść, a nie po świecie hulać.

starzy jako koszt

Dziś, w roku 2020 to pokolenie, któremu wojna ukradła sześć lat młodości, socjalistyczna gospodarka skazała na tytaniczną pracę za marny grosz, nazywane jest grupą ryzyka, kosztem społecznym. W niemieckich, szwedzkich, francuskich, hiszpańskich domach opieki umierają właśnie rówieśnicy mojej babci. Ona nigdy by się nie podpisała pod stwierdzeniem, że życie trzydziestolatka jest cenniejsze od jej osiemdziesięciu ośmiu lat. Walczyłaby do końca o swoje prawo do oddychania. Ona nigdy by się z nikim na los nie zamieniła, nie zazdrościła Zachodowi równych chodników i ładnych samochodów, nie chciałaby tego życia. Była szczęśliwa u siebie, byle dach na głową był i co do garnka włożyć, robota czeka. Nigdy nie myślała, co państwo może jej dać, doktorowi jak przed wojną trzeba zapłacić za wizytę, dziecko do szkoły wysłać, ale miejsca w kolejce nie ustępować, każdy ma takie same prawa. Nigdy nie definiowała siebie ani przez wiarę, ani polskość, tylko przez miejsce, przez życie, na swoim kawałku ziemi. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, by się wstydzić swojego chłopstwa; ten wstyd miały już jednak jej dzieci, gdzieś po drodze im to wdrukowano. Jak nie wiesz skąd jesteś, toś przybłęda i nikt cię szanował nie będzie. Na moje trzydzieste urodziny obejrzała dokładnie moje ręce, jakie miękkie i wypielęgnowane, roboty nie znają, powiedziała z żalem. Żal jej było lat, koszenia kosą zboża, trawy, sadzenia na kolanach ziemniaków, bronowania i orania pola koniem, rok za rokiem. 

wolność, równość i braterstwo

To wszystko już minęło. Na wsi, gdzie mam dom letni, nie ma ani jednej krowy, a konie służą do przejażdżek i nauki jazdy, kury ma jeden gospodarz, a mieszkańcy kupują jajka rozwożone transportem z fermy. Jedyne owce to mieszkanki gospodarstwa edukacyjnego, finansowanego przez program unijny. Przemija postać tego świata. Nikt mi nie wmówi, że starzy ludzie mogą odejść, by zrobić mi miejsce, że albo oni wreszcie umrą, albo gospodarka się załamie, że starzy rujnują życie młodym, że ja mam decydować za nich o ich izolacji, że jak ktoś ma osiemdziesiąt lat to nie może decydować o sobie. Wolność, równość i braterstwo są dla młodych i starych, biednych i bogatych. Mojego długu wobec generacji dziadków nawet nie zaczęłam jeszcze spłacać.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Koronawirus. Jak się żyje bezdomnym w Niemczech?