1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z lotu PTAKa: Dziwne lato 2020

Urszula Ptak
22 sierpnia 2020

To jest dziwne lato. Pandemia wisi nad nami jak chmura, której nie przegania żaden wiatr. FELIETON

https://p.dw.com/p/3h5MR
Symbolbild Homeoffice
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/K. Nietfeld

Można wobec tej chmury rozwinąć różne strategie, zignorować ją, próbować objechać i uciec od rzucanego przez nią cienia, można ją zaakceptować i przestać o niej myśleć. Nie można jednej rzeczy: udawać, że nigdy nie było inaczej, bo w świeżej pamięci mamy, że jednak było. Ktoś od dwudziestu lat wyjeżdżał na urlop do Hiszpanii, a w tym roku nie jedzie lub miesiąc dyskutuje: jechać, nie jechać. Dziecko zaczyna studia, wynajmować mu mieszkanie czy poczekać, bo nie wiadomo, czy pojedzie czy spędzi rok przed laptopem w domu, kolega podpisał na dwa lata kontrakt za granicą i nie wyjechał, czeka - czy to jest bezpieczne nie tylko ze względu na zagrożenie epidemiologiczne, ale też ze względu na obwinianie cudzoziemców o przywlekanie wirusa, brać ślub, robić wesele czy poczekać do przyszłego roku i wreszcie, czy nosić maseczkę czy nie nosić. Fronty są podzielone i stanowiska coraz bardziej zatwardziałe. Niepewność budzi agresję, niewiadoma nie usposabia przyjaźnie do otoczenia, większość chce być wśród swoich i sobie podobnych. Im ciaśniej między swemi, tym bezpieczniej. Bardzo pierwotny mechanizm.

Konflikty już zaprogramowane

Wygląda na to, że pandemia nam jednak przemebluje świat dużo bardziej, niż w pierwszym momencie sądziliśmy. Kolejnych jesiennych ograniczeń nie przeżyłyby hotele, kluby, teatry, orkiestry, linie lotnicze, taksówkarze, biura podróży i rzesze ludzi pracujących w zawodach powiązanych z tymi usługami i pewnie dlatego, przypuszczam, ich nie będzie. Dlatego, że im więcej będzie nowych bezrobotnych, tym większa będzie przepaść miedzy tymi, których praca jest trwale zbędna, a tymi, którzy już dźwigają na swoich barkach obciążenia podatkowe i cały system. Czy ktokolwiek będzie zadowolony w takim świecie, a co robią niezadowoleni ludzie, wie każdy polityk. Jak wpłynie to na kolejne wybory, komu uwierzą ludzie tracący status i pieniądze, to jedno z najważniejszych pytań, jakie przed nami stoją.

Co u ciebie słychać

Nowi zbędni to także cała rzesza freelancerów, dobrze wykształconych z dużych miast, ale bez etatów. To artyści, dziennikarze, tłumacze, pisarze, nauczyciele języków, przewodnicy. Rozmawiam z koleżanką z Saksonii, obie od marca w ogóle nie pracujemy i nic nie zarabiamy, pytam jak się czuje. - Jestem zmęczona, nie chodzę do pracy, a zmęczenie mnie nie opuszcza - mówi. - Czasami czuję się dobrze i myślę, by coś przeczytać, a potem mija dzień i nie zawsze jestem w stanie wypełnić go czymś, co nadaje sens - mówię ja. - Siedzę i jem - mówi druga koleżanka, wreszcie rozumiem, o co chodzi w połączeniu ubogi i gruby, dorzuca ironicznie. - Trzeba się przebranżowić - mówi kolega, koniec z udawaniem, że są pieniądze w branży kreatywnej, to dobre dla dzieciaków z bogatych domów, którym nie grozi wylądowanie na zasiłku, bo mama zapłaci im czynsz. Kolega jest wściekły nie tylko na bieżącą sytuację ale na to, że kiedyś uwierzył, że można żyć inaczej. - Uważałem, że moi rodzice przegrali życie, trzymając się nudnej biurowej pracy, a okazało się, że głupi to byłem ja. Oni przynajmniej zarobili na emeryturę i dom, a ja nie mam w zasadzie nic. Takie refleksje po pięciu miesiącach bez dochodu, to coś nowego i szokującego dla sporej części moich berlińskich znajomych, nie wszyscy także poradzili sobie dobrze zdrowotnie ze stresem.

DW-Autorin Urszula Ptak
Autorka felietonu Urszula Ptak Zdjęcie: Nikolai Sperling

Rzesze niezadowolonych

W sercu Berlina chodzę i zbieram zdania, które jeszcze rok temu trudno było publicznie usłyszeć. Demonstracje antykoronowe, jakie obserwuję od początku pandemii pełne są ludzi absolutnie przekonanych, że władza kłamie, media manipulują, a demokracji to od dawna w Niemczech nie ma. Ciągle słyszę, że mamy nowe NRD. Czasami widzę twarze takie jak na każdej tradycyjnej demonstracji przeciwko kapitalizmowi, kobiety z rozwianym siwym włosem o radykalnym spojrzeniu, spóźnione pokolenie 68 roku, trochę za późno urodzone, by pisać o nich w podręcznikach, by zostać beneficjentami systemu jak niektórzy politycy starej generacji partii Zielonych. Jednak obok etatowych buntowników stoją ludzie tacy jak ja, widzę klasę średnią zagrożoną zmianami w swoim otoczeniu, przeczuwającą, że cała rozgrywka będzie właśnie o nich. - Jak długo da się utrzymać system transferów socjalnych, jak nie będzie pracy i podatków - pyta mnie nowobezrobotna znajoma z pewną nerwowością w głosie. - Co będzie z nami na starość? Te troski, które nigdy nie były obce milionom ludzi na całym świecie, dotarły do starej, zasobnej Europy, a wiara, że uda się ten kryzys przeskoczyć suchą nogą, słabnie z dnia na dzień.

Marzenie o idylli

Czasami po otwarciu kilku stron w sieci mam ochotę zamknąć komputer i odejść na zawsze w miejsca, gdzie strzały trucizny, jazgotu mediów społecznościowych mnie nigdy nie dosięgną. Zaczynam wtedy marzyć o idylli, o życiu w zgodzie z rytmem natury, o pięknych łąkach pełnych kwiecia i buzujących owadów, gdzie gniazdo ptasie i pszczoła a i mysz przyczajona za miedzą, gdzie zachód słońca lub deszczowy poranek budzą radość, a poczucie zagrożenia nigdy się nie pojawia na horyzoncie. Wstaję wtedy gotowa na dobre przeżycie dnia, a nie na wojnę. Myślę, że to może ostatnie lata, gdy taka ucieczka jest jeszcze możliwa. Gdy jeszcze da się udawać, że problemy globalne mogą nas nie obchodzić i, co ważniejsze, nie dosięgnąć, gdy możliwa jest wiara, że da się uciec w prywatność. Kolega opowiada mi o swoim marzeniu, wielkim pokoju z drewnianymi podłogami i regałami pełnymi książek, tak położyć się na sofie i czytać, pić herbatę i dyskutować w towarzystwie intelektualnym. Marzenie wiejskiej i miejskiej idylli, dysput i salonu literackiego sprzed stu lat, śmiejemy się, bo lepszych wariantów arkadii nie wymyśliliśmy.

Wszystko już było

Świat, który znamy, odchodzi w przeszłość, to zdanie jest już tak oczywiste, że trąci banałem. Zastanawiam się jak wielu, co czuli Rzymianie wiedząc, że na północy wrze. Ilu nie wierzyło, że Imperium może upaść? Ilu było pewnych, że wszystko się jakoś ustabilizuje, że nie można cofnąć czasu i cywilizacji? Ilu było w ogóle niezainteresowanych tematami geopolityki, ilu sprawdzało tylko ceny warzyw na targu? Następne lata pełne będą niepokojów społecznych na nieznaną nam skalę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Wszystko już było i dobre i złe.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>