1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wszędzie tylko złe wiadomości. Jak znaleźć równowagę?

Hannah Fuchs
27 marca 2022

Przeglądamy ekrany naszych urządzeń i wszędzie widzimy złe wiadomości: wojna, pandemia, kryzys klimatyczny. Wszystkim tym nasiąkamy.

https://p.dw.com/p/495mY
Hong Kong iPhone 13 Launch Day
Zdjęcie: Budrul Chukrut/Budrul Chukrut/Zumapress/picture alliance

Tu powiadomienie, pilna wiadomość, gorący news. Sięganie po telefon komórkowy jest wówczas niemal automatyczne. Albo chcemy zrobić sobie małą przerwę ze smartfonem w dłoni. Chcemy na chwilę odreagować, ale zanim się zorientujemy, wpadamy w spiralę złych wiadomości: wojna, pandemia, wszechobecny kryzys klimatyczny.

Co to jest doomscrolling?

Przewijamy treści na różnych portalach, wszędzie te same przygnębiające tematy. Czy przestajemy czytać? Oczywiście, że nie! Wciąż konsumujemy.

To właśnie jest doomscrolling. Pojęcie utworzone z angielskich słów „doom” (zguba, beznadzieja) i „scroll” (przewijanie, ale w języku funkcjonuje też słowo „scrollować”). Opisuje niemal niekończącą się konsumpcję złych wiadomości, mimo że wiemy, iż nasze „surfowanie” nie będzie miało happy endu. Najpóźniej od czasu pandemii koronawirusa pojęcie doomscrollingu stało się popularne.

Relikt z dawnej epoki

Zjawisko to brzmi paradoksalnie i takie też właśnie jest. W tym miejscu pojawia się tak zwane „uprzedzenie negatywne” („negativity bias”). My, ludzie, mamy naturalną skłonność do negatywizmu, krótko mówiąc: do postrzegania tego, co nas otacza w ciemnych barwach. Przykład: krytyka ma silniejszy wpływ na nasze zachowanie i poznanie niż pochwała. To samo dotyczy złych wiadomości.

– Nasz mózg szybciej, lepiej i intensywniej przetwarza negatywne słowa, a to sprawia, że lepiej je zapamiętujemy – tłumaczy neurobiolog Maren Urner.

To nawet ma sens – przynajmniej z perspektywy ewolucyjno-biologicznej. – W czasach tygrysa szablozębnego czy mamuta przegapiona negatywna wiadomość była prawdopodobnie ostatnią rzeczą, na którą zwróciliśmy uwagę – zauważa Maren Urner.

Dlatego dziś nasz pierwotny mózg nadal próbuje walczyć z niepewnością za pomocą systematycznego gromadzenia informacji. Chcemy być przygotowani na czekające nas zagrożenie. Im więcej złych wiadomości przeczytamy lub informacji na ten temat zgromadzimy, tym lepiej czujemy się przygotowani.

Fałsz. Metoda ta mogła być bardziej skuteczna w walce z mamutami niż z aplikacjami i kanałami informacyjnymi.

Aplikacje są jak paczki z chipsami

Dzieje się tak ze względu na to, że aplikacje są zaprogramowane właśnie w taki sposób, by utrzymać nas w napięciu. W tym celu stosuje się różnego rodzaju sztuczki psychologiczne. Myślimy sobie „tylko szybko przewinię oś czasu”, ale łatwo się mówi, kiedy wiele aplikacji oferuje nieskończoną ilość treści. To jest jak z chipsami – jak się zacznie, nie można przestać. Z taką różnicą, że paczka z chipsami w pewnym momencie jest pusta.

Eksperyment z „miską bez dna” („bottomless soup bowl”) przeprowadzony przez amerykańskiego badacza żywienia Briana Wansinka miał miejsce kilka lat temu, ale już wtedy pokazał, jak bezrefleksyjna może być nasza konsumpcja. W tamtym przypadku chodziło o zupę.

Wansink podał badanym przygotowane miski z zupą, które niezauważalnie same się napełniały. Osoby z „miseczkami bez dna” zjedły o 73 proc. więcej zupy niż ci, których porcje były wcześniej ustalone. Co więcej, osoby z pierwszej grupy nie wierzyły w to, że zjadły więcej, ani nie czuły się bardziej syte niż druga grupa.

Próba, której wyniki można zapewne odnieść także do naszego dzisiejszego nieumiarkowania, zarówno jeśli chodzi o chipsy ziemniaczane, jak i o karmienie się treściami aplikacji.

Kolejną sztuczką pomysłodawców aplikacji jest mechanizm „pull-to-refresh" – skopiowany z gier. Gdy w aplikacji przeciągamy palcem w dół, aby odświeżyć naszą oś czasu, nie wiemy, czego się spodziewać. Chcemy wiedzieć, jaka nagroda na nas czeka, więc ciągle odświeżamy stronę. W ten sposób w mózgu uwalnia się hormon szczęścia – dopamina. Czujemy się fantastycznie i chcemy więcej.

Nieustanny stres w mózgu

Z drugiej strony oglądanie lub czytanie stresujących wiadomości może negatywnie wpływać na poziom serotoniny. Skutkiem tego mogą być: wyczerpanie, wewnętrzne napięcie, drażliwość, obniżony nastrój i zaburzenia snu.

Efektem doomscrollingu mogą być: wewnętrzne napięcie, drażliwość, obniżony nastrój i zaburzenia snu
Efektem doomscrollingu mogą być: wewnętrzne napięcie, drażliwość, obniżony nastrój i zaburzenia snuZdjęcie: YAY Images/imago images

Pojawia się również hormon stresu – kortyzol,  który sprawia, że jesteśmy w stanie działać krótkoterminowo w szczególnie wymagających i stresujących sytuacjach. Jednak stale podwyższony poziom kortyzolu może być szkodliwy, bo praktycznie jesteśmy w ciągłym stresie.

Skala i skutki zjawiska doomscrollingu różnią się u poszczególnych osób, ale badania wykazują związek między konsumowaniem złych wiadomości a wyższym poziomem lęku, depresji, stresu, a nawet objawami podobnymi do tych występujących w zespole stresu pourazowego.

Badanie przeprowadzone przez psychologów we współpracy z „Huffington Post" wykazało, że uczestnicy, którzy oglądali rano trzy minuty negatywnych wiadomości, 6-8 godzin później o 27 proc. częściej stwierdzali, że mają zły dzień. Grupa, która oglądała wiadomości ukierunkowane na szukanie rozwiązań, o 88 proc. częściej twierdziła, że ma dobry dzień.

We własnej sprawie

Neurobiolog Maren Urner zajmuje się także rolą mediów w tym kontekście. Media również wykorzystują ten efekt, ponieważ złe wiadomości generują więcej kliknięć i dzięki nim tytuły lepiej się sprzedają. Powiedzenie „im więcej krwawi, tym lepiej” wydaje się być nadal aktualne. Badania potwierdzają, że czytelnicy mają tendencję do przyglądania się raczej wiadomościom zabarwionym negatywnie niż dobrym.

Jednak nadmiar negatywnych wiadomości sprawia, że wszyscy mamy zbyt negatywne oczekiwania. – Ze względu na to, że kroczymy przez życie z takim światopoglądem, w którym zakładamy, że świat jest gorszy, niż jest w rzeczywistości – wyjaśnia Urner. Może to sprzyjać przewlekłemu stresowi, który z kolei może prowadzić do chorób układu krążenia, cukrzycy lub depresji.

Co zatem media mogą i powinny robić lepiej? Przede wszystkim dziennikarze powinni zawsze zadawać sobie pytanie: „Co teraz?” – radzi Maren Urner. O tym, „jaki może być dalszy ciąg?” należy myśleć już w trakcie gromadzenia informacji. Opis problemu jest bardzo ważny, ale jednocześnie należy zaproponować jego możliwe rozwiązania. – Jak możemy rozwiązać pewien problem i jakie mogą być środki zaradcze – sugeruje ekspertka. A zatem: dziennikarstwo konstruktywne, zorientowane na rozwiązania.

Znaleźć równowagę

Bez wątpienia ważne jest, aby być na bieżąco i wiedzieć, co dzieje się na świecie, ale czy musi to odbywać się przez całą dobę i siedem dni w tygodniu? Nie!

Lepszym sposobem na rozpoczęcie dnia byłoby „niesięganie po telefon komórkowy, niewłączanie radia lub telewizora zaraz po wstaniu z łóżka i niestwarzanie sytuacji, w której pięć lub sześć urządzeń zasypuje nas informacjami w tym samym czasie – mówi Maren Urner. Wskazane, jej zdaniem, jest bardziej refleksyjne podejście.

Oznacza to również, że nie ma jednej recepty na to, jak prawidłowo konsumować informacje. Każdy musi znaleźć odpowiednią rutynę dla siebie, ale jest kilka wskazówek, jak nie ulec doomscrollingowi:

– Skup się na wiarygodnych, sprawdzonych informacjach, konsumuj mniej skandalizujących mediów.

– Wyznacz sobie stałą godzinę i czas na czytanie informacji, np. 20-30 minut po południu. Chodzi o to, by unikać niekończącego się scrollowania w ciągu dnia. 

– Wyłącz powiadomienia i zamiast tego przeczytaj codzienne podsumowanie najważniejszych wydarzeń. 

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>