1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wojna w Ukrainie. Detektywi-amatorzy dokumentują

Luisa von Richthofen
27 kwietnia 2022

Nie ruszając się zza biurka, detektywi-amatorzy zbierają informacje o zbrodniach wojennych i ruchach wojsk. Mają nadzieję, że ich praca zostanie kiedyś wykorzystana przez sąd.

https://p.dw.com/p/4ATNt
Ruchy wojsk w Ukrainie
Ujęcie z ataku na rosyjską kolumnę czołgów w Browarach pod KijowemZdjęcie: Ukrainian Military Defense/ZUMA/picture alliance

Justin Peden macha ręką do kamery. Siedzi u siebie w domu w Birmingham w stanie Alabama i wciąż sprawia wrażenie trochę zdziwionego. Atak Rosji na Ukrainę także jemu przewrócił życie do góry nogami. Nagle okazało się, że wielu dziennikarzy chce z nim rozmawiać. Wczoraj rozmawiał z japońską stacją telewizyjną, która wkrótce skieruje do niego ekipę z kamerą, żeby nakręcić o nim reportaż dokumentalny.

Naprawdę tylko zwykły „dzieciak z koledżu”?

– To nieprawdopodobne, jestem przecież tylko zwykłym dzieciakiem z koledżu w Alabamie! – mówi.

Justin Peden uważa się za typowego studenta, jednego z wielu. To prawda, ale nie cała. Nadal przyjaźni się z kolegami z korporacji studenckiej, przygotowuje się do czekających go końcowych egzaminów na uczelni, a równocześnie ten 20-latek jest także znanym twitterowym detektywem.

Ruchy wojsk w Ukrainie
"Oglądam te filmy i widzę, że ludzie wyglądają jak moja matka, moje siostry i moi przyjaciele" - mówi Justin Peden.Zdjęcie: privat

Justin Peden nie był jeszcze nigdy w Europie Wschodniej, ale to nie ma większego znaczenia dla jego dociekań. Od chwili, gdy ukończył 13 lat i od zaanektowania przez Rosję Krymu w 2014 roku, jest bez reszty zafascynowany konfliktem ukraińskim. Czas wolny spędza na, jak mówi, obserwowaniu ogarniętych walkami terenów we wschodniej Ukrainie ze swego „wirtualnego, twitterowego samolotu”.

– Gdybym kiedykolwiek wziął udział w jakimś teleturnieju poświęconym geografii Ukrainy, z pewnością zająłbym w nim naprawdę dobre miejsce – żartuje.

Źródła jego wiedzy są powszechnie dostępne

Justin Peden, który na Twitterze posługuje się Nickiem „Intel Crab”, uważnie przegląda zdjęcia satelitarne, śledzi ruchy samolotów w ukraińskiej przestrzeni powietrznej i analizuje materiały filmowe zamieszczane na TikToku. Następnie dzieli się swymi spostrzeżeniami i wnioskami z grupą 255 tysięcy followersów. Chodzi tu głównie o jego analizę ruchów wojsk i dokładne położenie celów ataków rakietowych, przeprowadzonych przez Rosjan. Można powiedzieć, że w pojedynkę wykonuje pracę całej agencji informacyjnej.



 

Także Kyle Glen prowadzi podwójne życie. W ciągu dnia pracuje w jednym z instytutów badawczych w Walii. Wieczorem, podobnie jak Justin Peden, wykorzystuje biały wywiad, czyli rozpoznanie z ogólnodostępnych źródeł (OSINT). Najważniejszym elementem jego pracy detektywistycznej jest geolokalizacja, ponieważ daje ona szybkie i precyzyjne rezultaty.

Gdy w sieci pojawi się jakiś film albo zdjęcie z jakiegoś konfliktu, detektywi-amatorzy tacy jak on szukają w tych materiałach punktów orientacyjnych, na podstawie których starają się ustalić dokładne miejsce interesującego ich wydarzenia. Potrafią także ustalić, czy dany materiał jest autentyczny i ujawniać celowo rozpowszechniane propagandowe kłamstwa.

Dni chwały twitterowych Scherlocków Holmesów

Już w roku 2014 członkowie pierwszego w historii obywatelskiego internetowego serwisu śledczego Bellingcat zdołali udowodnić na podstawie zdjęć satelitarnych i zdjęć z telefonów komórkowych, że za zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego, chodzi o katastrofę lotu MH17, winę ponosi rosyjska jednostka obrony przeciwlotniczej.

Obecnie detektywi-amatorzy sięgają także po inne środki. Na początku wojny Rosji z Ukrainą śledzili głównie ruchy rosyjskich kolumn wojskowych na podstawie filmów zamieszczanych naTikToku.

Część z nich korzystała również z portali randkowych, takich jak Tinder, żeby nawiązać kontakt z rosyjskimi żołnierzami i określić ich aktualne miejsce pobytu.

– Od sześciu miesięcy OSINT przeżywa prawdziwy boom – mówi Kyle Glen, którego wcześniej nikt nie prosił o wywiad. Teraz zdarza się to codziennie.

 

Także rządy i służby specjalne dostrzegły zalety tej nowej formy rozproszonej inteligencji, zwanej także inteligencją roju. Dzięki elektronicznemu serwisowi usług publicznych ukraińskiego rządu "Dija", mieszkańcy Ukrainy mogą zamieszczać w sieci zdjęcia i filmy pokazujące aktualne ruchy wojsk rosyjskich.

– Otrzymujemy dziesiątki tysięcy zgłoszeń dziennie – powiedział w wywiadzie dla „Washington Post” ukraiński minister transformacji cyfrowej Mychajło Fedorow.  – Są one dla nas, bardzo, bardzo przydatne – podkreślił.

Tweety na sali sądowej

Co jest źródłem motywacji tych wirtualnych detektywów, robiących dziś konkurencję najrozmaitszym służbom specjalnym? Trudno jest odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie.

Justin Peden określa tę społeczność jako „dziką i nieuporządkowaną”. W jego oczach jest ona „zdecentralizowana i skłonna do współpracy, ale nieco chaotyczna”. Liczni jej członkowie mogliby śmiało pełnić rolę ekspertów militarnych albo są byłymi żołnierzami. On sam czuje się silnie związany z narodem ukraińskim. Na ścianie swojego pokoju umieścił ukraińską flagę. Marzy o tym, żeby jego wpisy na Twitterze zostały kiedyś wykorzystane w międzynarodowym procesie karnym jako materiał dowodowy. Jest to jak najbardziej możliwe.

Ruchy wojsk w Ukrainie
Ulubione narzędzie detektywów OSINT: strona internetowa Flight TrackerZdjęcie: Flighttracker

– Obserwuję, że sądy są dziś w większym niż dawniej stopniu nastawione na wykorzystywanie materiału dowodowego pochodzącego z mediów społecznościowych – mówi w wywiadzie dla DW Alexa Koenig, dyrektorka Human Rights Center działającego przy Uniwersytecie Berkeley w Kalifornii.

Największym wyzwaniem dla wymiaru sprawiedliwości jest ogrom napływającego materiału informacyjnego. W przypadku wojny na Ukrainie do informacji pochodzących z Facebooka i Twittera dochodzą także materiały z innych platform internetowych, jak Tiktok, Telegram i VKontakte.

Co Peden i inni mogą zdziałać przeciwko Putinowi?

Tacy detektywi-amatorzy i zarazem dziennikarze obywatelscy jak Justin Peden czy Kyle Glen chętnie zwiększyliby nacisk polityczny konieczny do tego, aby wszcząć kosztowne i długotrwałe procesy sądowe przeciwko sprawcom zbrodni wojennych na Ukrainie. Czy jednak ich wysiłki i wyniki ich dociekań rzeczywiście zostaną kiedyś wykorzystane jako materiał dowodowy, to już inna sprawa.

Właśnie dlatego Alexa Koenig, razem z innymi, stworzyła tzw. „Berkeley Protocol”, platformę skupiającą wszystkich detektywów-amatorów, aktywistów ruchu praw człowieka i dziennikarzy. Określa konieczne, minimalne standardy ich pracy i pokazuje, w jaki sposób należy korzystać z powszechnie dostępnych źródeł informacji, jak można je przetwarzać, żeby były w jak największym stopniu użyteczne i w jaki sposób należy katalogować i przechowywać uzyskane informacje.

Ruchy wojsk w Ukrainie
Zdjęcie satelitarne z zagrożonego MariupolaZdjęcie: Justin Peden

Nie wystarczy, na przykład, zachować w pamięci komputera link do jakiejś informacji. Filmy mogą zostać załadowane na nowo do sieci, po wprowadzeniu do nich różnych zmian, albo zostać z niej usunięte, jeśli algorytm zaklasyfikuje je jako nośniki treści ekstremalnych.

– My natomiast chcemy zwiększyć wartość tych informacji dla sądów – wyjaśnia Alexca Koenig.

Kwestia odpowiedzialności

Pewnym czynnikiem ryzyka jest także charakter tej społeczności, bardzo otwartej i dogłębnie demokratycznej. Jej największą jest niewątpliwie duża liczba jej członków, nawet jeśli nie łączą ich żadne więzi formalne. Istnieje jednak także druga strona medalu.

– Każdy może wykorzystywać powszechnie dostępne źródła informacji i publikować w sieci dowolne komunikaty – mówi Kyle Glen – ale w odróżnieniu od pracowników mediów głównego nurtu ktoś taki nie ponosi żadnych konsekwencji za opublikowanie informacji nieprawdziwych albo mogących komuś w jakiś sposób zagrażać.

Ruchy wojsk w Ukrainie
"Kto może mnie pociągnąć do odpowiedzialności, skoro jestem tylko krabem?". Justin Peden publikuje na Twitterze jako Intel Crab.Zdjęcie: Justin Peden

Tymczasem źle ulokowany Tweet może mieć poważne skutki. Justin Peden opowiada, że na początku marca otrzymał film z Chersonia na południu Ukrainy. Od końca lutego miasto znajduje się w rękach wojsk rosyjskich. Pewna kobieta – Justin Peden przypomina sobie, że zwrócił uwagę na jej niezwykle piękne dłonie – sfilmowała ze swojego balkonu patrol rosyjskiej policji. Peden uznał, że na podstawie tego materiału może szybko i łatwo zlokalizować miejsce, w którym ten patrol właśnie przebywa i to uczynił, po czym zamieścił w sieci odpowiednie koordynaty i po paru minutach usunął swój wpis z Twittera.

– Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że mam do czynienia z mieszkanką okupowanego miasta, a ja zwróciłem uwagę na jej posty, które bynajmniej nie były prorosyjskie. Przecież ona może przeze mnie zginąć! – opowiada.

Po tym doświadczeniu Justin Peden o wiele uważniej postępuje na Twitterze, zwracając uwagę na możliwe konsekwencje swojej działalności dla siebie i innych. Nie zamierza jednak z niej zrezygnować, nawet gdyby utracił wszystkich followersów.

– Chcę złożyć świadectwo na przyszłość i rozluźnić, choćby trochę, knebel wojennej cenzury – wyjaśnia.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>