1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

W Melbourne samochód wjechał w tłum ludzi. "Celowy atak"

Katarzyna Domagała
21 grudnia 2017

W australijskim Melbourne samochód wjechał w tłum ludzi. 14 osób jest rannych, niektóre ciężko. Czy był to zamach terrorystyczny?

https://p.dw.com/p/2pkCV
Tragedia w Melbourne: samochód wjechał w tłum ludzi
Tragedia w Melbourne: samochód wjechał w tłum ludzi Zdjęcie: picture-alliance/dpa/Uncredited/Australian Broadcasting Corp.

W centrum Melbourne samochód terenowy wjechał w tłum ludzi. Jak podała miejscowa policja, rannych zostało 14 osób, kilka z nich ciężko. Kierowca i pasażer samochodu zostali aresztowani. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że kierowca jechał z prędkością ok. 100 km na godzinę, przejechał przez czerwone światła, taranując ludzi na przejściu dla pieszych. Samochód zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy uderzył w uliczny poler.

Wypadek czy zamach?

Nie wiadomo na razie, czy był to tragiczny wypadek, czy zamach terrorystyczny. - Zakładamy, że był to celowy atak, ale nie znamy jeszcze motywu - powiedział rzecznik policji w Melbourne. Zaapelował do mieszkańców, by omijali okolice dworca Flinders Street, gdzie doszło do tragedii. 

Policja aresztowała 32-letniego Australijczyka, który ma już na swoim koncie drobne wykroczenia i leczył się psychicznie. Aresztowano także 24-letniego mężczyznę, który był na miejscu tragedii i filmował całe zajście. W torbie miał trzy noże. - Nie wiadomo jeszcze, czy obaj aresztowani są ze sobą związani - przekazał komisarz Shane Patton na konferencji prasowej. - Nie mamy na razie poszlak wskazujących, że był to zamach terrorystyczny, ale prowadzimy dochodzenie we wszystkich kierunkach - zaznaczył Patton.

Podobna tragedia w styczniu

Tragedia, która dzisiaj o 16:40 czasu lokalnego rozegrała się w centrum Melbourne, przypomina zajście ze stycznia tego roku. W tym samym miejscu samochód wjechał w tłum ludzi na ruchliwych deptaku. Zginęło wtedy sześć osób, 30 zostało rannych. Nie był to jednak akt terroru.

Katarzyna Domagała / dpa, afp, DW