1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ukraina. Jak kobiety walczą z rosyjską okupacją

11 sierpnia 2023

Kobiecy ruch oporu „Wściekła miawka” działa na terenach okupowanych przez wojska rosyjskie w Ukrainie. Jego działania są różnorodne. I nieprzewidywalne.

https://p.dw.com/p/4V1C1
"Nie chcę kwiatów, chcę moją Ukrainę" - ulotka "Miawek"
"Nie chcę kwiatów, chcę moją Ukrainę" - ulotka "Miawek" na terenach okupowanych przez wojska rosyjskieZdjęcie: privat

– Nie mówię rodzinie o mojej działalności konspiracyjnej. Robię wszystko, żeby nie zobaczyli ani jednej ulotki, ani puszki z farbą w sprayu – opowiada Tatiana (imię zmienione). Pochodzi z Symferopola na Krymie, ukraińskim półwyspie anektowanym przez Rosję w 2014 roku, jest członkinią ruchu oporu „Wściekła miawka". „Miawka” to postać z ukraińskiego folkloru i mitologii, groźna opiekunka pól i łąk, odpowiednik rusałki, ale i – według niektórych wierzeń – dusza zmarłego.

W dzisiejszej Ukrainie „Wściekła miawka” to podziemna organizacja kobiet, działająca na okupowanych przez Rosję terenach, a koordynowana przez komunikator Telegram. Kobiety roznoszą proukraińskie ulotki, malują graffiti, niszczą rosyjskie symbole i zbierają informacje o rosyjskiej armii.

Jak powstał ruch oporu

„Miawki wszystko widzą!”, „Okupanci, nie drażnijcie Ukrainek!” – tak napisano na ulotkach z wizerunkiem miawki, które stale pojawiają się na ulicach okupowanych przez Rosję miast w ukraińskich regionach Zaporoża i Chersonia, ale także na Krymie. Ten ruch oporu założyły trzy przyjaciółki z Melitopola. DW może rozmawiać z jedną z nich przez Zoom. Prosi, by nazywać ją po prostu „wściekłą miawką”. Ze względów bezpieczeństwa nie ujawniła swojego prawdziwego imienia. Podczas rozmowy jej twarz jest zakryta maską, a na oczy ma naciągnięty kaptur.

Aktywistka mówi, że pomysł powołania konspiracyjnego ruchu oporu kobiet zrodził się podczas spotkania w kuchni: – Zbliżał się 8 marca, Międzynarodowy Dzień Kobiet. Wiedziałyśmy, że okupanci coś zrobią i na pewno rozdadzą kwiaty kobietom przed sklepami. Chciałyśmy im pokazać, że kwiatami nas nie kupią i że wiemy, czego chcemy, czyli powrotu do Ukrainy – mówi.

Jedna z trzech kobiet jest artystką. Stworzyła ulotki z wizerunkiem młodej kobiety bijącej bukietem kwiatów rosyjskiego żołnierza. Na dole widnieje napis: „Nie chcę kwiatów, chcę moją Ukrainę”. Inne młode kobiety zajmowały się komunikatorem Telegram. Mieszkańcy okupowanych terytoriów mogli pobrać ulotki w formie cyfrowej za jego pośrednictwem, wydrukować je i rozplakatować w swoich miejscowościach.

Ulotka „Miawek” na Krymie. Rosyjski dwugłowy orzeł chwycony za gardło
Ulotka „Miawek” na Krymie. Rosyjski dwugłowy orzeł chwycony za gardło: „Nie chcę opuszczać Krymu, ale muszę!”Zdjęcie: privat

Ukraina: Front i rola kobiet

W przeciwieństwie do „orków” (to nazwa nieludzkich stworzeń z „Władcy Pierścieni” jest używana przez wielu Ukraińców na określenie rosyjskich żołnierzy), kobiety zdecydowały się na wizerunek „miawki”. – W czasie okupacji cały czas starałyśmy się wyeksponować nasz opór, pomagałyśmy też innym ruchom, okupanci nie spodziewali się tego po kobietach, podczas gdy my wciąż myślałyśmy, że dobrze byłoby, gdybyśmy coś robiły, właśnie jako kobiety – mówi jedna z założycielek ruchu.

Tuż przed 8 marca także Tatiana z Symferopola zobaczyła ulotki miawek na Telegramie. Swoje dzieciństwo spędziła z babcią w Melitopolu, dlatego uważnie śledzi wydarzenia w tym okupowanym mieście na południu Ukrainy i subskrybuje na Telegramie kanał „Wściekła miawka”. Tatiana mówi, że już w 2014 roku, podczas aneksji Krymu, chciała wyrazić swoje proukraińskie stanowisko.

Ale wtedy była jeszcze nieletnia. Gdy w marcu 2023 roku dowiedziała się, że Rosjanie wprowadzili się w lutym 2022 roku do mieszkania jej babci w Melitopolu, które stało puste od początku inwazji, zdecydowała, że czas przystąpić do działania. Skontaktowała się z „Wściekłymi miawkami” i zapytała, co może dla nich zrobić.

Ulotki, graffiti i oparzenia

Pierwszym zadaniem młodej kobiety było zebranie informacji. – Na początku tylko obserwowałam rosyjskie wojsko i jego sprzęt w mieście. Zebrałam plotki od znajomych, którzy pracują w lokalnych władzach i o wszystkim donosiłam „miawkom” – wspomina Tatiana. Później poproszono ją o roznoszenie ulotek i malowanie graffiti z ukraińskimi niebiesko-żółtymi flagami oraz proukraińskimi hasłami. Kobiety zwykle filmują swoje działania, a następnie publikują nagrania na Telegramie. Ich kanał ma obecnie ponad 7000 obserwujących.

Tatiana przyznaje, że nie jest łatwo dyskretnie rozwieszać ulotki i malować graffiti: – Gdy przyklejasz ulotki, wyciągasz telefon komórkowy i robisz zdjęcie, zaraz słyszysz z tyłu czyjeś kroki – mówi. Graffiti jest jeszcze trudniejsze, ponieważ trzeba nosić rękawiczki, aby uniknąć pobrudzenia rąk farbą. Następnie trzeba je zdjąć i zrobić zdjęcie. W zatłoczonych miejscach to się nie sprawdza. Dlatego, sądząc po zdjęciach z kanału Telegram, ślady „miawek” pojawiają się najczęściej w miejscach, gdzie jest mało ludzi.

Gdy ojciec Tatiany przyniósł z pracy do domu rosyjskie plakaty propagandowe i rosyjską flagę, młoda kobieta zasugerowała „miawkom”, by spaliły rosyjskie symbole i sfilmowały je lub sfotografowały. Według niej jest to obecnie „jedna z ulubionych rozrywek miawek”.

Ukraina: Wojna zmienia role kobiet

Ile „miawek” jest w akcji?

Ruch ma ponad sto aktywnych uczestniczek z różnych czasowo okupowanych miast, jak mówi jego współzałożycielka. Według niej setki innych kobiet i dziewcząt uczestniczą w nim nieregularnie: donoszą o blokadach dróg, na których Rosjanie przeprowadzają kontrole i rewizje, o budynkach, w których stacjonuje rosyjskie wojsko i wykorzystuje miejscową ludność jako tarczę ochronną, lub o szpitalach, które służą wyłącznie okupantom.

„Miawki” zbierają historie kobiet, które pod okupacją rosyjską we wrogim środowisku czują się bezbronne. Jak opowiada „wściekła miawka”, rosyjscy żołnierze często zachowują się zuchwale i próbują nawiązać kontakt z Ukrainkami na ulicy. – Jedna młoda kobieta napisała mi nawet, że prawie nie ma odwagi wyjść z domu i tylko raz na jakiś czas wchodzi do sklepu – mówi współzałożycielka tego ruchu oporu.

Niektóre prorosyjskie wpisy na Telegramie w Melitopolu zwracają uwagę na „miawki” i opisują ich działania jako próbę „zastraszenia” miejscowej ludności. Dla nich te kobiety to „oddziały sabotażowe”. Inni w ogóle kwestionują istnienie „miawek”. – Dla mnie to znak, że okupanci wszystko widzą i wcale im się to nie podoba – odpowiada „wściekła miawka”.

Według niej celem ruchu oporu jest przypominanie okupantom, że nie są mile widziani w Ukrainie. „Miawki” starają się przeciwdziałać sile rosyjskiej propagandy, która operuje setkami gazet, ulotek i plakatów z rosyjskimi flagami i hasłami.

Nadzieja w ukraińskiej kontrofensywie

Pomimo kontrofensywy ukraińskich sił zbrojnych i powtarzających się eksplozji w Melitopolu, rosyjskie wojsko czuje się w mieście „jak u siebie” –mówi „wściekła miawka”. Kobiety w podziemiu nie widzą żadnych oznak, że Rosjanie chcą opuścić Melitopol. Ale miejscowa ludność staje się coraz bardziej aktywna. – Gdy ludzie widzą sukcesy naszych żołnierzy i czytają o nich, dodaje im to odwagi. Chłopcy to potrafią, więc my też możemy – dodaje aktywistka.

Według Tatiany z Symferopola ostatnie wybuchy na Krymie budzą strach wśród części jego rosyjskich mieszkańców. Niektórzy już wyjechali do Rosji, inni rozważają ewakuację w przypadku eskalacji walk. – Niestety, w ciągu dziewięciu lat okupacji część ludności Krymu znalazła się pod wpływem trwającej stale rosyjskiej propagandy – ubolewa Tatiana.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>