UE we władzy lobbystów. Zagrożenie dla demokracji?
19 lutego 2013Ich wpływ jest ogromny. Scena z filmu: w luksusowej brukselskiej restauracji mężczyzna z arogancją opowiada o swojej działalności lobbysty. Reprezentuje interesy pięciu klientów, za co kasuje rocznie sto tys. euro. Ten mężczyzna to polityk Ernst Strasser, były szef austriackich konserwatystów w PE.
Rozmowa została sfilmowana ukrytą kamerą. Scena jest fragmentem filmu dokumentalnego „Brukselskie interesy“ ("The Brussels Buisness") pokazywanego na niemiecko-francuskim programie telewizyjnym „Arte”. Autor filmu, austriacki reżyser i producent Friedrich Moser i współautor filmu Matthieu Lietaert, przez cztery lata obserwowali od kuchni „czarną brukselską skrzynkę”, jak mówią. Chcieli się dowiedzieć, skąd pochodzą pomysły na nowe, europejskie ustawy, kto naprawdę ma decydujący głos. Czy są to demokratycznie wybrali przedstawiciele poszczególnych państw, czy menadżerowie i „fabryki pomysłów” wielkich koncernów? W przypadku Strassera sprawa była jasna – w marcu 2011 musiał ustąpić, lobbing jest dla europosłów tabu. W praktyce jednak gros lobbingu, jaki ma miejsce w Brukseli, odbywa się legalnie – i to od lat.
Wpływ lobbystów w Brukseli jest ogromny, mówi Friedrich Moser w rozmowie z Deutsche Welle. To właśnie lobbyści są często tymi, którzy przygotowują konieczne ekspertyzy. – Instytucje europejskie, także Parlament Europejski, dysponują zbyt małym personelem w porównaniu z narodowymi rządami. Oznacza to, że jest zbyt mało osób, by można było przygotować takie ekspertyzy bez pomocy z zewnątrz – tłumaczy Moser. Już to jest przyczyną, dlaczego powstaje swoista zależność między instytucjami europejskimi a think tankami i politycznymi dostawcami pomysłów. Film „Brukselskie interesy" ujawnia, jak lansowane przez grupy lobbystyczne pomysły pojawiają się później, skopiowane niemal słowo w słowo, jako oficjalne dokumenty UE.
Lobbing i polityka
Szacunkowo do 20 tys. lobbystów stara się w Brukseli o względy polityków, otwarcie lub zakulisowo lobbyści wywierają wpływ na podejmowane decyzje. Poza Waszyngtonem nigdzie na świecie nie ma takiego skupiska lobbystów jak w Brukseli. Ich bliskość do polityki jest dosłowna. Na obszarze trzech do czterech kilometrów kwadratowych wokół Placu Roberta Schumanna znajdują się biura Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego a także organizacje lobbystyczne pracujące na zlecenie British Petroleum, koncernu Philipa Morrisa czy chemicznego giganta BASF. Niezależna organizacja „Corporate Europe Observatory“ szacuje, że koncerny wydają obecnie na lobbing ponad miliard euro rocznie.
To, co lobbyści uważają za konieczne reprezentowanie interesów, organizacje pozarządowe krytykują jako perfidny wyścig o zwrócenie na siebie uwagi i przede wszystkim uzyskanie wpływów. Ponieważ o zwycięzcach tego wyścigu decydują przede wszystkim pieniądze, wielu aktywistów uważa lobbing za zagrożenie dla demokracji.
W ubiegły czwartek (14.02) europejski rzecznik praw obywatelskich Nikiforos Diamandourus wszczął postępowanie przeciw KE w odpowiedzi na skargę złożoną przez organizacje pozarządowe Lobby Control, Corporate Europe Observatory, Greenpeace i Spinwatch. Skargę wywołały liczne zamiany stołków, jakie mają miejsce w Brukseli – unijni urzędnicy przechodzą do branż lobbystycznych i odwrotnie, eksperci z tych branż zajmują stanowiska w aparacie administracyjnym UE.
"To tylko sieć"
- Pięciu z trzynastu byłych komisarzy UE zajmuje dziś lukratywne stanowiska w gospodarce prywatnej – mówi w rozmowie z Deutsche Welle Nina Katzemich z organizacji Lobbycontrol. Byli komisarze wykorzystują znajomość brukselskiej biurokracji i jej tajników, i swoje bezpośrednie kontakty, krytykuje organizacja. Badanie wszczęte przez rzecznika Diamandourusa rozpoczyna się w czasie, kiedy UE dopiero dochodzi do siebie po skandalu związanym z przymusową dymisją podejrzanego o korupcję i lobbystyczne machlojki z koncernem tytoniowym byłego komisarza zdrowia Johna Dalli’ego.
Sami lobbyści widzą w swojej pracy tylko pozytywy. To, co jest dobre dla koncernów, jest też dobre dla społeczeństwa, z przekonaniem stwierdza Pascal Kerneis. Kerneis pracował przez dwa lata w Komisji Europejskiej, dzisiaj stoi na czele grupy lobbystycznej „Europejskie Forum Usługowe” (ESF). Kerneis jest jednym z najbardziej wziętych lobbystów w Brukseli, firmy, dla których pracuje skupiają trzy czwarte europejskiej gospodarki. Jest dumny ze swojej pracy a uważa się za „pośrednika”, jak wyjaśnia w filmie Mosera i Lietaerta. Lobbing postrzegany jest, jego zdaniem za coś brudnego, rodzaj prostytucji. „A jest to tylko sieć, chodzi tylko o kontakty międzyludzkie”, tłumaczy Kerneis.
USA pozytywnym przykładem
Także filmowiec Moser uważa, że lobbing jest częścią demokracji, ponieważ dzięki niemu w skondensowany sposób ustawodawcy przedstawiane są interesy gospodarcze i społeczne. Ustawodawca potrzebuje zazwyczaj informacji z danej dziedziny pochodzącej z pierwszej ręki. Lobbing robi się jednak niebezpieczny, kiedy zaczyna się korupcja, kiedy w grę wchodzi przepływ pieniędzy, kiedy naruszone są reguły gry fair i naruszona zostaje zasada przejrzystości, zastrzega zaraz Moser.
- W Brukseli lobbing jest problematyczny. W USA, gdzie lobbing od dawna jest częścią politycznego procesu, istnieją znacznie bardziej ostre regulacje niż w Europie – wyjaśnia Moser. Co kwartał Amerykanie mogą się dowiedzieć, jacy przedstawiciele danego lobby spotkali się z jakim politykiem, jak finansowane jest dane lobby, jakiego typu akcje zostały podjęte. Wszystkie te informacje są dostępne publicznie w sieci. - Jest to wzór, który Europa powinna naśladować - uważa Moser. Lobbingu się nie zlikwiduje, ale mogą go regulować wyraźnie ustalone zasady czystej gry i przejrzystości, dodaje filmowiec.
Ralf Bosen / Elżbieta Stasik
Red. odp.: Bartosz Dudek