1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
Motoryzacja i transportNiemcy

Strajk kierowców polskiej firmy. Zleceniodawcy zrywają umowy

13 kwietnia 2023

O pracownikach polskiej firmy robi się coraz głośniej. Interweniują dyplomaci. Partnerzy przedsiębiorstwa kończą współpracę.

https://p.dw.com/p/4PzyU
Deutschland Raststätte Gräfenhausen West | Streikende LKW-Fahrer aus Polen
Zdjęcie: Sebastian Gollnow/dpa/picture alliance

Pochodzący z Gruzji Tornike cztery miesiące temu zrezygnował z pracy w zakładach metalurgicznych i zatrudnił się jako kierowca w jednej z polskich firm spedycyjnej należącej do przedsiębiorcy Łukasza Mazura. – Do tej pory zapłacono mi 50 euro – mówi agencji informacyjnej dpa, która dotarła na parking przy stacji w Graefenhausen. Miejsce leży przy autostradzie A5 pomiędzy Frankfurtem, a Darmstadt. To tam od prawie trzech tygodni strajkuje blisko 60 kierowców pochodzących głównie z Gruzji i Uzbekistanu. Od polskiego pracodawcy domagają się wypłaty zaległych wynagrodzeń. – Moja rodzina wysłała mi pieniądze, żeby pomóc – Tornike opowiada o swojej bieżącej sytuacji.

Rozczarowanie Europą

Strajkujących na miejscu wspierają niemieccy związkowcy, konsulowie Gruzji oraz Uzbekistanu, pracownicy sieci doradczej „Uczciwa Mobilność”, ale i prywatni ludzie, którzy donoszą jedzenie i napoje. Na miejscu jest też Raisa Liparteliani z Gruzińskiej Konfederacji Związków Zawodowych. – Przed polskim konsulatem w Tbilisi odbyła się demonstracja, w której uczestniczyły również rodziny kierowców – mówi. Solidarność ze strajkującymi okazali nawet kierowcy tirów z Korei Południowej, którzy z tej okazji nagrali film opublikowany w mediach społecznościowych.

Liparteliani próbuje też skontaktować się z polską firmą spedycyjną, jednak jak sama przyznaje póki co bezskutecznie. Przedstawicielka związków jest rozczarowana, że w Unii Europejskiej, w której chciałaby widzieć swoją ojczyznę, tak traktuje się jej rodaków.

Anna Weirich z sieci „Uczciwa Mobilność” twierdzi, że polski pracodawca pomimo słownych deklaracji nie przedstawił żadnych dowodów na wypłatę zaległych wynagrodzeń. Nie odpowiada też na żadne pytania ze strony mediów po tym, jak w Wielki Piątek przyjechał do Graefenhausen z bojówkarzami prywatnego detektywa-celebryty Krzysztofa Rutkowskiego w celu odzyskania ciężarówek. Cała grupa została zatrzymana przez policję, przesłuchana, a następnie zwolniona.

W Wielki Piątek przyjechał do Graefenhausen polski pracodawca w towarzystwie patrolu
W Wielki Piątek przyjechał do Graefenhausen polski pracodawca w towarzystwie patroluZdjęcie: Sebastian Gollnow/dpa/picture alliance

W czwartek rzecznik prokuratury w Darmstadt poinformował, że prawnicy reprezentujący polską firmę spedycyjną złożyli pozew w sprawie rzekomego zawłaszczenia 39 ciężarówek przez strajkujących.

Zerwane umowy

Weirich wskazuje na zaostrzone niedawno niemieckie przepisy, które nakładają na głównego zleceniodawcę całościową odpowiedzialność za łańcuchy dostaw. – Klientami są duże międzynarodowe firmy – twierdzi i wskazuje, że również one powinny zadbać, żeby ich podwykonawcy, np. polskie firmy spedycyjne, płaciły swoim kierowcom.

Strajk nagłośniony przez media wymusił pierwsze reakcje na partnerach biznesowych spółek należących do Łukasza Mazura. Firmy Sennder i Lkw Walter zakończyły już współpracę z polską firmą. DHL w oświadczeniu napisał, że „przygląda się sprawie”.

Problem całej branży

Weirich jest przekonana, że obecny strajk to nie jest odosobniony przypadek. – To w zasadzie problem całej branży. Nieważne, na który parking się trafi. Wszędzie spotkamy kierowców ciężarówek z polskimi, litewskimi czy rumuńskimi tablicami rejestracyjnymi, którzy otrzymują minimalne wynagrodzenie obowiązujące w ich krajach – tłumaczy.

Polska, czy rumuńska płaca minimalna jest oczywiście kilkukrotnie niższa od tej niemieckiej. Pod koniec 2020 r. polska skarga została oddalona przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Warszawa zaskarżyła unijną dyrektywę o delegowaniu pracowników, której generalny zamysł można sprowadzić do zasady „wypłata tej samej wielkości za taką samą pracę w tym samym miejscu”.

Natomiast w praktyce zapisy pozostają martwe. – Żaden z tych kierowców nigdy nie pracował w Polsce – podkreśla Weirich. – Są zwożeni tutaj minibusami z centrali w Polsce i następnie miesiącami jeżdżą po Zachodzie. Praktycznie cały czas mieszkają w swoich pojazdach, co też jest wbrew unijny przepisom. Wielu kierowców od miesięcy nie widziało swoich rodzin.

Niemiecka spedycja wściekła na konkurencję z Polski

Protestujący mogą też liczyć na wsparcie Federalnego Zrzeszenia Transportu Towarowego, Logistyki i Utylizacji (BGL). Według szacunków stowarzyszenia, które podaje dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ), kilometr transportu ciężarówką niemieckiej firmy zgodnie z niemieckimi przepisami kosztuje od 1,5 do 2 euro. Przewoźnicy np. z Polski mogą zaoferować tę samą usługę za 70 do 90 eurocentów za kilometr. BGL od lat zwraca uwagę w Niemczech na dumping cenowy i brak możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności firm operujących poza granicami RFN.

Rzecznik BGL Dirk Engelhardt zwraca uwagę w rozmowie z FAZ, że duże koncerny przewozowe chętnie podnajmują firmy spedycyjne z Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej. – Niemieckie firmy powinny zadać sobie pytanie, czy chcą z jednej strony publikować ładne raporty o zrównoważonym rozwoju, a z drugiej strony akceptować warunki istniejące w polskiej spedycji – uważa.

BGL przekonuje, że krajowe firmy transportowe same chętnie zatrudniłyby kierowców z Ukrainy czy Gruzji i zaoferowały im niemieckie stawki. Przeszkodą są jednak wymagane kursy na kierowców zawodowych, które wykonać można tylko w języku niemieckim. BGL domaga się zmian w prawie i dopuszczenia możliwości zdawania egzaminów także w innych językach.

Brutalna rzeczywistość

Gruziński kierowca Tornike przyznaje, że zupełnie inaczej wyobrażał sobie swoją nową pracę. Chciał pracować w Europie Zachodniej, zarobić dużo pieniędzy, zbudować dom i wieść dobre życie w rodzinnej wiosce położonej u stóp Kaukazu. Takie nadzieje miało większość ze strajkujących obecnie kierowców. Jeden z nich, pochodzący z Samarkandu w Uzbekistanie, nie widział swojej żony i dzieci od trzech miesięcy. Czuje się oszukany przez polskiego przedsiębiorcę. – Nie mam nic przeciwko ciężkiej pracy, ale w zamian chcę pieniędzy, które mi się należą. Umowa to umowa! – podkreśla.

(dpa/ graj)