Prorosyjscy separatyści w Ługańsku i Doniecku
12 kwietnia 2014Obietnica przyznania przez premiera Jaceniuka regionom na wschodzie Ukrainy większej autonomii, nie zrobiła na prorosyjskich separatystach w Ługańsku większego wrażenia. Nadal żądają zwołania referendum w sprawie odłączenia się od Ukrainy tak, jak to już miało miejsce na Krymie.
Mimo śnieżycy liderom, ukrytym za barykadami, udało się zgromadzić przed okupowanym od weekendu gmachem tajnych służb, prawie 300 sprzymierzeńców.
Żądania separatystów
Na zaimprowizowanej konferencji prasowej Bołotow, jeden z przywódców separatystów, powiedział, że oferta rządu jest zbyt skromna. Im chodzi nie tylko o administracyjną niezależność od Kijowa, lecz również o coś w rodzaju własnej Gwardii Narodowej. – Chcemy uchwalenia ustawy, na mocy której, rosyjski będzie uważany za drugi język urzędowy – mówi Bołotow. Ponadto żąda on, by w ciągu trzech dni zatwierdzono ustawę o referendum lokalnym. I żeby „armia południowo-wschodniej Ukrainy” została uznana za samodzielną jednostkę bojową.
„Jestem starym słowiańskim bojownikiem”
Bojownicy „armii południowego wschodu” też stoją na barykadach. Jewgienij, słusznej postury mężczyzna, powiedział, że będzie walczył do ostatniego tchu, „żeby Ługańsk znowu należał do Rosji”. – Jestem bojownikiem, starym słowiańskim bojownikiem – podkreślił Jewgienij. – Ługańsk jest przecież rosyjskim miastem. Założyła je caryca Katarzyna Wielka. Możecie sobie o tym poczytać w podręcznikach do historii - dodał.
Po upłynięciu terminu ultimatum, skierowanego do okupantów gmachów państwowych w Ługańsku i Doniecku, wszędzie zaczęto umacniać barykady. Tak jakby czekano na atak sił bezpieczeństwa. - Jesteśmy razem – wznosił okrzyki tłum.
Ponieważ w okupowanych budynkach znajduje się broń a przy barykadach tłoczą się setki sprzymierzeńców i gapiów, akcja sił specjalnych MSW doprowadziłaby bez wątpienia do rozlewu krwi. Ofiarą mogliby paść również bezbronni mieszkańcy Ługańska i Doniecka.
„Nie jestem specjalistą ds. ukraińskich”
Również w Doniecku kilkaset osób znajdowało się w pobliżu barykad i wielu w gmachu budynku administracji obwodowej. W „centrali dowodzenia', przebywali wieczorem (11.04) uzbrojeni po zęby przywódcy, omawiając plan działania.
Odpowiedzialny za obronę barykad „komendant Paweł” nic sobie nie robił z proponowanego przez Jaceniuka rozejmu; również dlatego, że „niewiele z tego rozumie”.
- Nie jestem Ukraińcem. Jestem Rosjaninem –przyznał Paweł. – Przyjechałem z Tuły koło Moskwy., żeby pomóc moim ukraińskim przyjaciołom. Ale nie jestem specjalistą do spraw ukraińskich.
- Nie chcemy żadnych zajść - powiedział. Chyba, żeby ukraińskie siły bezpieczeństwa miały ich zaatakować.
tagesschau.de, DW / Iwona D. Metzner
red. odp.: Katarzyna Domagała