1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nowojorski maraton - z pierwszej ręki

8 listopada 2017

Udział w nowojorskim maratonie to marzenie, które w tym roku spełniło sobie ponad 50 tys. biegaczy z całego świata. Jednym z nich był Simon Janka, który po powrocie do domu podzielił się swoimi wrażeniami z DW.

https://p.dw.com/p/2nHx1
Nowojorski maraton: wyzwanie i marzenie wielu biegaczy
Nowojorski maraton: wyzwanie i marzenie wielu biegaczyZdjęcie: DW/M. Matzke

– Nie miałem pojęcia, że Nowy Jork jest pełen wzniesień. Myślałem, że to płaski teren, a tu trzeba było pokonać w sumie 600 m pod górkę. Ale tego maratonu nie biegnie się na czas – ważniejsze jest to, co spotyka cię po drodze, entuzjazm ludzi. To ogromnie dodaje sił. Nieprawdopodobna jest atmosfera w mieście, które przez kilka dni pochłonięte jest maratonem. W którym innym mieście na trasie stoi 2,5 miliona kibiców? – pyta 32-letni Simon Janka, z zawodu lekarz.

Dla niego udział w maratonie był prezentem ślubnym, który dostał od swojego najbliższego przyjaciela Marca Lenza. Ich przyjaźń sięga jeszcze czasów szkolnych i więzy nie słabną, pomimo że teraz jeden jest pediatrą w Hamburgu, a drugi menedżerem w Szwajcarii. Jasne było, że będą biec razem: kondycję mają podobną. - Marc to maszyna, prawdziwy sportowiec, piłkarz, ale po drodze walczył z bólem stopy. Najgorsze jest zawsze ostatnich 10 kilometrów - przyznaje.

Marc Lenz i Simon Janka (p) ze swoimi numerami startowymi
Marc Lenz i Simon Janka (p) ze swoimi numerami startowymiZdjęcie: DW/M. Matzke

„Biegniesz lepiej niż nasz rząd

– Mieliśmy czas 4:12:35, czyli zupełnie przyzwoity – opowiada Simon, który w Hamburgu maratońskie 42,195  km przebiegł poniżej 4 godzin. – Ale niesamowite jest to, co się tego dnia dzieje w mieście. Jaki jest tam spirit, jaka doskonała organizacja, jak podziwiani są uczestnicy i jak się ich wspiera - wymienia Simon.  

– Amerykanom przypisuje się powierzchowność, ale wspaniale potrafią okazać entuzjazm, stworzyć ducha wspólnego działania, radości i otwartości. Bezinteresownie wspierają ludzi, którzy realizują jakąś ideę. Nie mówiąc już nawet o muzyce, zespołach i chórach gospel, które godzinami stały przy trasie i śpiewały, zagrzewając biegaczy. Po drodze ludzie dawali sportowcom chusteczki, kawałki bananów, coś do picia. Jedna dziewczyna miała karton z napisem: „Biegniesz lepiej niż nasz rząd”. 

– Zawsze wiedzieliśmy, w jakiej dzielnicy jesteśmy, bo trasa prowadzi od mostu Verrazano Narrows przez wszystkie dzielnice: Brooklyn, Queens, Bronx, na Manhattan i kończy się w Central Parku. Kiedy wbiegaliśmy do Bronxu, prawdziwa czarnoskóra big mama witała wszystkich przez megafon: "Welcome to Bronx”.

– Dziwnie biegło się tylko półtora kilometra przez dzielnicę żydowską, gdzie panowała grobowa cisza. Jej mieszkańcy kompletnie ignorują maraton, bez skrępowania chodząc po ulicy, między maratończykami, nic ich to wszystko nie obchodziło.

Po ostatnich zamachach nowojorski maraton miał szczególną ochronę policji
Po ostatnich zamachach nowojorski maraton miał szczególną ochronę policji Zdjęcie: picture-alliance/Photoshot/L. Muzi

Śmieciarki jako zapory

– Biegli ludzie z całego świata: dużo Francuzów, Włosi, Chilijczycy, Polacy. Chyba rodacy wołali do nich "Polska, Polska!" Średnia wieku w nowojorskim maratonie to nieco powyżej 40 lat, czyli to chyba typowe wyzwanie mężczyzn w kryzysie środka życia – śmieje się Simon.

Jak przyznaje, wielkie wrażenie zrobiły na nim służby dbające o bezpieczeństwo - policjanci, strażacy. Dziwił się, że wzdłuż całej trasy stały śmieciarki, ale były to po prostu zapory, chroniące maratończyków przed intruzami.

Simon zachwycony był nie tylko atmosferą, ale i organizacją imprezy. W dzień poprzedzający maraton dla wszystkich 50 tysięcy uczestników organizowana jest sławetna pasta party w Central Parku, wspólny posiłek, oczywiście z węglowodanami, ale też z sałatami, mięsem, piwem. Tyle, że nie był to żaden masowy spęd, ale sympatyczne, spokojne spotkanie w małych gastronomicznych punktach w parku i specjalnych namiotach.

Pasta party w Central Parku
Pasta party w Central Parku Zdjęcie: DW/M- Matzke

Szczególne oklaski

– Przed startem wszyscy wrzucaliśmy do kontenera niepotrzebne już ubrania, kurtki, w których przyjechaliśmy na start – potem dostają je bezdomni. Po maratonie natomiast każdy dostał ciepłą pelerynę, żeby się nie wyziębić. Pogoda była psia, pod koniec już ostro mżyło. Ponieważ ludzie przyjeżdżają na ten bieg z całego świata, nie mają wsparcia swoich rodzimych kibiców – otacza się ich więc pełną opieką.

Maraton rusza falami. Najpierw wybiegają na trasę niepełnosprawni, potem zawodowi sportowcy i wreszcie cztery fale amatorów.

– Dziwiłem się, kiedy zobaczyłem dwoje biegaczy połączonych linką: to był tandem widzącego i niewidomego sportowca. Szczególne oklaski dostawali maratończycy z amputowanymi nogami, którzy biegli na protezach. Każdy uczestnik ma 8 godzin na pokonanie trasy maratonu i każdy robi to w swoim tempie. Niektórzy na przykład tylko szli szybkim krokiem – opowiada Simon.  

Radość i duma po biegu
Radość i duma po biegu Zdjęcie: DW/M. Matzke

Marathon Monday

Jest zwyczaj, że w poniedziałek po maratonie jego uczestnicy wychodząc na miasto mają na szyi swoje medale.

– W Niemczech coś takiego jest nie do pomyślenia. Ludzie by się stukali w głowę, gdyby ktoś aż tak chwalił się swoim sportowym wyczynem. Ale w Nowym Jorku to naprawdę powód do dumy i ludzie cieszą się razem z tobą. Wszędzie słyszeliśmy „Well done, guys!”, ”You are great!” – pozdrawiali nas obcy ludzie.

A jeżeli ktoś nie miał na szyi medalu, maratończyka i tak można było poznać z daleka, po trochę sztywnym chodzie, szczególnie kiedy schodził po schodach...

Małgorzata Matzke