1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

No smoking!

Piotr Piaszczyński 1 marca 2013

Palenie papierosów... Oczywiście należy z nim skończyć. Ale w jaki sposób? Na to trudne pytanie odpowiada felieton Piotra Piaszczyńskiego.

https://p.dw.com/p/17opN
Signs No smoking sign at Aspen trunk toi.......... horizontal; quer; .1; 0; 786701; 20040721; B1792"; HITCH; Horizontal; Robert Hitchman; SIGNS; ex_06; GEN; BCI
Zdjęcie: picture-alliance/Coleman/Photoshot.

Od kilku miesięcy (prawdę zaś powiedziawszy: od kilkunastu) toczę - że wyrażę się nieco górnolotnie - heroiczny bój. Próbuję mianowicie rzucić palenie. Jest ciężko, jest dramatycznie, jest chwilami nawet śmiesznie. Innego wyjścia jednak nie było. Laryngolog zajrzał mi do gardła, złapał się za głowę i stwierdził, iż za dziesięć lat może być ze mną krucho. A ja właśnie za dziesięć lat z niewielkim okładem wybieram się na emeryturę, zamierzjąc wówczas korzystać z uroków życia. O ile, rzecz jasna, tej radosnej bez wątpienia chwili doczekam. Trzeba zatem w końcu rzucić ten paskudny nałóg! Mądre powiedzonko głosi: „Nie ma nic łatwiejszego niż rzucenie palenia. Tyle razy już to robiłem...“.

            Palenie papierosów, jak wiadomo, wyszło z mody; jest bezlitośnie tępione, a palacze są prześladowani, dyskryminowani i na wszelkie możliwe sposoby szykanowani. „Palenie zabija“ - głoszą nachalnie olbrzymimi czarnymi bukwami ostrzeżenia na opakowaniach. Oczywiście, zabija, ale z drugiej strony (o której obłudnie w ogóle się nie wspomina) palacze (oraz pijacy) to są - tak, tak! - najwięksi patrioci. Od każdej paczki papierosów (i flaszki wyskokowego napoju) państwo za pomocą akcyzy ściąga wszak spory podatek. Przeto ten, kto jak najwięcej pali (i chleje), przyczynia się w istotnej mierze do łatania dziur w budżecie swojej ojczyzny (lub kraju zamieszkania). A prawdziwy szczyt patriotyzmu i odpowiedzialności obywatelskiej to: mnóstwo palić i pić na umór od dzieciństwa, a w momencie przejścia na wymarzoną emeryturę wyzionąć ducha, by nie obciążać robiącego bokami systemu emerytalnego.

Palę więc nałogowo od trzeciego roku (studiów), czego nauczył mnie „przyjaciel“, który... sam nie palił. Zawsze natomiast miał przy sobie paczkę radomskich i wszystkich gorliwie częstował. Zapaliłem tedy, sztachnąłem się i doszedłem do zgubnego wniosku, że to bardzo przyjemne. Tak się zaczęła i trwa w najlepsze (?) do dziś moja nikotynowa kariera. A przecież wcześniej, w liceum, ani papieroska! Męska toaleta na przerwach tonęła w odmętach tytoniowego dymu i smrodu, a ja grzecznie pogryzałem jabłuszka. Naturalnie, próbowałem jak inni koledzy popalać, co się marnie zresztą skończyło. Na wakacyjnym obozie przyłapano mnie na tym procederze i za karę tudzież ku przestrodze nie przyjęto do harcerstwa - na zawsze pozostałem tylko zuchem. Później jeszcze nakrył mnie ojciec. Postanowił zastosować terapię szokową: podsunął mi pod brodę nocnik, usiłując przymusić, bym się zaciągnął mocnym jak rewolucyjny charakter Fidela Castro kubańskim partagosem. Ja zaś wyszlochałem, co było absolutną prawdą, że zaciągać się nie potrafię.

Metody rozstania się z paleniem są dwie: radykalna i stopniowa. Pierwszą, jakże boleśnie, już wypróbowałem. Trzy tygodnie bez papierosa to była makabra, zwieńczona totalną klęską. Że nie wspomnę o tonach pożartych batoników i orzeszków czy zżutej gumy. Została mi więc ta druga: najpierw ograniczyć, potem przestać. Palę już trochę mniej, oprócz tego przerzuciłem się na papierosy cienkie, tzw. slimy (których produkcji UE, opiekuńcza niczym matka, zamierza niebawem zakazać). I nie przeszkadza mi wcale seksistowska teoria niektórych macho, że to objaw zniewieścienia. Podobnie bowiem czyniły i czynią niekwestionowane autorytety: slimy popalał np. (aż do samej śmierci) Gustaw Holoubek. Palą je również: pan poseł Mariusz Kamiński (ów słynny były szef CBA) oraz kontrowersyjny pisarz-celebryta Michał Witkowski. Pali je też mój przyjaciel Sławek M., podpierając się „arytmetycznym“ argumentem nie do obalenia, że zawierają dwa i pół raza mniej tytoniu od papierosów tradycyjnych.

A co przemawia za tym, żeby jednak z paleniem się nie żegnać? Cudowni, genialni, krzepcy staruszkowie! Nie zapomnę nigdy (dzięki dokumentalnemu filmowi) obrazu ponaddziewięćdziesięcioletniego Jerzego Giedroycia, kopcącego jednego szluga za drugim bez żadnej przerwy. W Niemczech niedościgłym mistrzem na tym polu jest były kanclerz Helmut Schmidt - mimo także dziewiątego krzyżyka na karku pali jak lokomotywa, nawet w trakcie udzielania telewizyjnych wywiadów. Swego czasu wybuchła z tego powodu awantura (bo palenie w miejsach publicznych jest zakazane), ale tak zasłużonemu mężowi stanu postanowiono wspaniałomyślnie wybaczyć (teoretcznie powinien był zapłacić słony mandat; Niemcy to kraj prawa i porządku...). I wreszcie: Marek Edelman, jak by nie było kardiolog z zawodu. Ćmił jak piec, na dodatek papierochy bez filtra! Cóż, skoro nie zabito go w getcie, to wariackie palenie mogło go już tylko wzmocnić. W niezłej kondycji dożył zatem 90 lat.

            Tak tu sobie dywaguję, a mogę oddać głos poecie. Oto, ponuro piękny moim zdaniem, wiersz Marcina Świetlickiego pt. „Palenie“:

              Pytam: dlaczego niepalący

              wsiadają bez skrupułów do przedziałów

              dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu

              są wiecznie urażeni?

              Mój mały przyjacielu, papierosie.

              Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.

              Niszczymy się nawzajem, czule

              zobowiązani.

              Pytam: dlaczego niepalący

              nie doceniają naszej samotności,

              naszej niemądrej odwagi, naszego

              żaru, popiołu?

            Na zakończenie odrobina zdrowej samokrytyki. Pisząc ten felieton, wypaliłem ze trzy chyba (cienkie ma się rozumieć) papierosy. Oj, nie jest lekko... .

Piotr Piaszczyński               

red. odp. Bartosz Dudek