Niemiecki pomnik dla zamordowanego Polaka
21 marca 2008Za idyliczną fasadą trzynastotysięcznego miasteczka Bissendorf kryje się ponura historia. W 1941 roku, w pobliskim lesie, na jednym z drzew powieszono polskiego robotnika przymusowego, dwudziestosześcioletniego Pawła Bryka. Gestapo skazało go na karę śmierci za romans z mieszkanką Bissendorfu Liną Greabig. Brutalnej egzekucji musiało przyglądać się stu innych polskich robotników przymusowych oraz mieszkańcy miasteczka.
Po 67 latach historia, o której starzy Bissendorfczycy starali się zapomnieć, ujrzała ponownie światło dzienne. Zajęło się nią stowarzyszenie patriotów lokalnych. Jego członek, emerytowany nauczyciel Manfred Staub, znał przypadek Pawła Bryka tylko z nieścisłych relacji. Poruszony losem skazanego niewinnie Polaka zajął się badaniem tego przypadku.
- Doprowadziło to do tego, że spisałem reklacje żyjących jeszcze naocznych świadków tej historii. W czasie wojny byli jeszcze dziećmi, podrostkami. Osoby te niechętnie opowiadały o okolicznościach egzekucji Pawła Bryka i zdecydowały się na to pod warunkiem, że nie ujawnię ich nazwisk - mówi Staub.
Paweł Bryk należał do dziesięciotysięcznej grupy robotników przymusowych, która pracowała w gospodarstwach rolnych i fabrykach w okolicach Osnabrueck.
Drzewo z napisem INRI
Wyciągnięta z zapomnienia historia Pawła Bryka, którego zadenuncjowano i niewinnie skazano na śmierć, budzi wciąż emocje mieszkańców Bissendorfu. Do dzisiaj stoi jeszcze drzewo, stary buk na którym powieszono Polaka. W korze widnieje wyryty przez któregoś z polskich robotników skrót INRI nawiązujący do ukrzyżowania Chrystusa oraz znak krzyża.
Kiedy przewodniczący stowarzyszenia patriotów lokalnych Wilhelm Bruns zaproponował upamiętnienie miejsca egzekucji tablicą pamiątkową reakcje były różne:
- Jeden z mieszakańców oburzył się, że odgrzebuje się starą, nikomu niepotrzebną historię. Wciąż istnieją kręgi osób, które niechętnie wracają do przeszłości i nie chcą jej wspominać - twierdzi Bruns.
W bissendorfskim stowarzyszeniu patriotów loklanych działa obok starego pokolenia również młode pokolenie, już powojenne. Czterdziestoletni Thomas Grove jest nauczycielem historii w gimnazjum. Obok Manfreda Stauba i Wilhelma Brunsa jest trzecią osobą, która zaangażowała się w uporządkowanie lokalnej przeszłości. Pierwsze co zrobił, to przedstawił przypadek polskiego robotnika na zajęciach z historii.
- Zajęcie się historią - tak pozytywnymi jak i negatywnymi jej wydarzeniami - pozwala na lepsze zdefiniowanie własnej tożsamości. Ja nie traktuję przeszłości jak muzeum z pamiątkami, zajęcie się historią pozwala mi zająć stanowisko wobec aktualnych wydarzeń - mówi.
Strach przed neonazistami
Thomas Groeve zabiegał również u lokalnych władz o to, by jednej z ulic Bissendorfu nadać imię Pawła Bryka. Pomysł upadł. Na drzewie, gdzie zamordowano Polaka, zawiśnie jednak tablica pamiątkowa, którą wykona lokalny artysta Thomas Stuecke. Inicjatywie towarzyszą pewne obawy, że eksponowanie tego miejsca może przyciągnąć uwagę grup neonazistów.
- Mieszkańcy gminy obawiają się reakcji neonazistów. Ja dalej uważam, że powinniśmy upamiętnić śmierć Pawła Bryka. Dla neonazistów nie ma świętości. Obok mojego domu jest stary pomnik upamiętniający wojnę trzydziestoletnią oraz poległych w pierwszej i drugiej wojny światowej. I od jakiegoś czasu są na nim wymalowane antyżydowskie hasła.Takie reakcje muszą nas właśnie jeszcze bardziej zmobilizować, do tego, aby doprowadzić nasz plan do końca.
Kamienna tablica upamiętniająca śmierć Pawła Bryka zawiśnie na drzewie jesienią tego roku. Koszty jej wykonania poniesie bissendorfskie stowarzyszenie patriotów lokalnych. Manfred Staub zamierza też dotrzeć do krewnych Pawła Bryka w Polsce. Być może uda się kogoś zaprosić na uroczystość. W przyszłości tablicę zastąpi kamienny obelisk z tablicą z brązu, czerwony buk, miejsce kaźni Polaka, nie będzie stał wiecznie.