1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa o przeprosinach prezydenta

23 grudnia 2011

Mea culpa, wielka skrucha: prasa różnie określa samokrytyczne wystąpienie prezydenta Christiana Wulffa.

https://p.dw.com/p/13XzZ
Zdjęcie: dpa

Frankfurter Allgemeine Zeitung uważa, że "Zajęcie stanowiska przez prezydenta Wulffa we własnej sprawie stało się nieuniknione po tym, jak zdecydował się on nie wspominać o tym w przemówieniu wygłaszanym w święta Bożego Narodzenia. Pomysł, by kwestie prywatne oddzielić od tych, związanych z jego urzędem był słuszny. Przyznanie się do tego, że jego postępowanie, gdy był szefem rządu Dolnej Saksonii nie było prawe, służyć miało zamknięciu publicznej debaty o tym, jak sfinansował on kupno domu, jak mają się sprawy z jego uczciwością i jakie stosunki łączą go z zamożnymi przyjaciółmi. W Święta będzie mógł teraz się wypowiedzieć w naprawdę ważnych i doniosłych sprawach ludzkiego życia".

Także Maerkische Allgemeine zwraca uwagę, że "Decydujące było, że Wulff wypowiedział się nie po świętach, lecz przed świętami, wyrażając skruchę przed całym narodem. Tylko z tego względu można zaakceptować, że w swym świątecznym wystąpieniu nie powie nic na temat, który zajmował opinię publiczną od kilku dni. Lecz płaci wysoką cenę za to mało przekonujące zarządzanie kryzysowe. Ceną jest utrata zaufanego człowieka (rzecznika prasowego prezydenta - przyp. red.), który nie odstępował go noc i dzień. Ów Olaf Glaesekers, który przestał być rzecznikiem prezydenta, był człowiekiem zaufanym w podwójnym tego słowa znaczeniu. Przeprosiny prezydenta zadziałają uspokajająco na wzburzone nastroje pod warunkiem, że na światło dzienne nie wyjdzie nic innego. Należy tylko życzyć Wulffowi, że to już było wszystko".

Sueddeutsche Zeitung zaznacza, że "Przedświąteczne mea culpa prezydenta miało funkcję hamulca bezpieczeństwa. Nawet jeżeli za hamulec pociągnął zbyt późno, miejmy nadzieję, że wóz jeszcze zatrzyma się na skraju przepaści. Nawet jeżeli te wszystkie afery z kredytem i wpływowymi przyjaciółmi są dość niesmaczne, nie były one wystarczające jako powód do ustąpienia prezydenta. (A ponieważ teraz wszyscy stają się ostrożni, należy dodać: obowiązuje to tylko, kiedy na jaw nie wyjdą jakieś niewyobrażalne rzeczy, jak czerpanie korzyści ze sprawowanego urzędu czy finansowe machlojki na granicy legalności)."

Frankfurter Rundschau pyta: "Co prezydent powiedział o meritum całej sprawy? Czy powiedział, że błędem było wzięcie kredytu u przyjaciół? Czy błędem było pozwolić się zapraszać na wakacje do luksusowych posiadłości? Nie. To oznacza, że Wulff zrozumiał wszystko tylko połowicznie. Może w przyszłości będzie ostrożniejszy. Bo mądrzejszy raczej nie. Nie powiedział ani słowa o tym, jak chce w przyszłości traktować tego rodzaju oferty. Zaznaczył tylko, że swoim zachowaniem nikomu nie przysporzył nie przysługujących mu korzyści. Jak to? Tylko nie przysługujących? Sprawy zaszły już tak daleko, że przy wypowiedziach pana Wulffa człowiek zaczyna czepiać się szczegółów."

Stuttgarter Zeitung twierdzi, że "Wulff pozostanie na prezydenckim fotelu, bo jest pewien, że ma jeszcze wystarczający polityczny kredyt zaufania u większości obywateli i ze strony politycznych sił, które osadziły go na tym urzędzie. Angela Merkel i jej chadecko-liberalna koalicja popierają go, bo jego ustąpienie spowodowałoby nie tylko normalny, polityczny, lecz wręcz państwowo-polityczny kryzys. Christian Wulff został prezydentem jako produkt panujących układów, a nie dlatego, że cieszył się własnym, wybitnym autorytetem. To samo odnosi się do tego, dlaczego obecnie na tym urzędzie pozostaje."

Hessische/Niedersaechsische Allgemeine pisze, że "przeprosiny prezydenta były niezbędne dla jego politycznego przetrwania. Kanclerz Merkel, która przeforsowała go jako kandydata, nie mogła sobie co prawda pozwolić na to, by się od niego nagle odwrócić - po tym, jak już zwinął żagle Horst Koehler. Żeby zrobić dobre wrażenie na sprawowanym urzędzie, Wulff musiał zdecydować się na takie postępowanie. Bo wydarzenia ostatnich dni bardzo nadszarpnęły jego wiarygodność. Publicznym oświadczeniem zyskał szansę na rehabilitację. Teraz musi tylko z niej skorzystać. Inaczej zaszkodziłoby to całemu urzędowi prezydenta Niemiec, który jest jednak pilnie potrzebny społeczeństwu zagrożonemu erozją."

Małgorzata Matzke

red.odp.: Elżbieta Stasik