1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Dopiero teraz zacznie się walka o pieniądze

Malgorzata Matzke20 października 2012

Komentatorzy niemieckich gazet oceniają wyniki brukselskiego szczytu.

https://p.dw.com/p/16TYq
Zdjęcie: Fotolia/Stefan Balk

Rhein-Zeitung uważa, że "spory na szczycie ukazują z pełną wyrazistością, że kryzys zadłużenia powoduje coraz głębszy rozłam w Europie, pomimo że potrzebowałaby ona jeszcze większego scalenia. Podczas gdy Niemcy w dalszym ciągu uważają, że najlepszym środkiem zaradczym na zadłużenie są: kurs oszczędnościowy, reformy strukturalne i kontrola budżetów, Francja staje się nagle rzecznikiem państw Europy Południowej, które domagają się większej solidarności czy wręcz uspołecznienia wszystkich długów. Bez euroobligacji nie będzie nowego komisarza od dyscypliny budżetowej z prawem ingerencji w narodowe budżety - tak można by podsumować obecną sytuację. Dogłębna reforma traktatów europejskich zdaje się być jeszcze bardzo daleko".

Sueddeutsche Zeitung zaznacza, że "zaufaniu do UE absolutnie nie służy to, co robi prezydent Hollande, de facto wycofując się z niemiecko-francuskiej współpracy na 12 miesięcy. Deprecjonowanie rozsądnych argumentów Angeli Merkel jako zabiegów przedwyborczych świadczy o tym, że nie ma on zbytniego pojęcia o Niemczech. Poza tym Hollande igra z ogniem. Bez nacechowanej zaufaniem współpracy Berlina z Paryżem i bez niemiecko-francuskich inicjatyw nie uda się uratować euro. Unia Europejska nie może sobie jeszcze raz pozwolić na taki szczyt jak ten".

Frankfurter Allgemeine Zeitung pisze: "Tym razem cały ten spór został publicznie zainscenizowany przez samych bohaterów, a przede wszystkim przez stronę francuską. Prezydent Hollande obwieścił wszem i wobec, że stanowisko jego niemieckiej partnerki nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia, lecz jest podyktowane względami wewnątrzpolitycznymi, czyli terminarzem kampanii wyborczej. Kanclerz Merkel powinna była odpłacić mu tą samą monetą: Nadszedł czas, żeby Hollande powrócił do rzeczywistości. Wobec więdnącego na jego skroni wieńca laurowego i coraz wyraźniejszych oznak znużenia spowodowanego kryzysem we Francji, zdaje mu się to jednak nie udawać. W każdym razie "niemiecko-francuska para" chyba nie wczuła się jeszcze w rytm kooperacji".

Mannheimer Morgen postrzega szczyt w jaśniejszych barwach, niemniej jednak z dużą dozą goryczy: "Bez wątpienia UE ruszyła do przodu. Kto pokusi się o bilans obejmujący dłuższy okres niż minione pół roku, ten będzie musiał stwierdzić, że unijni przywódcy posunęli się już niesamowicie do przodu. Ale tu nie chodzi o to jak daleko posunęła się Wspólnota, tylko o to jakie efekty przyniosło jej działanie. Tego nie da się określić miliardami wypłaconymi na pomoc czy stopą oprocentowania obligacji, tylko realnymi warunkami życia ludzi, którzy muszą znosić ten kryzys. I akurat w tym punkcie bilans wypada fatalnie, żeby nie powiedzieć druzgocąco".

Reutlinger General-Anzeiger ostrzega: "To będzie jeszcze drogo kosztować! Zrozumiałe jest, że wysoko zadłużone państwa Europy Południowej chciałyby jak najszybciej dobrać się do worków z pieniędzmi. Nadzór bankowy oznacza bowiem nie tylko krytyczne spojrzenie na bilanse banków. To byłoby jeszcze do przyjęcia. Nadzór to dla dłużników przede wszystkim rekapitalizacja problematycznych banków w Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Włoszech ze środków zgromadzonych w funduszu ESM. Nawet jeżeli na szczycie zadziwiającą mało mówiono o utajonym sposobie uspołecznienia długów, walka o pieniądze zaczyna się dopiero teraz. Kanclerz Merkel udało się tylko odwlec to nieco w czasie, w myśl zasady: jak przyjdzie pora, znajdzie się rada".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Iwona D. Metzner