1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: czy grozi nowa wojna w Korei?

Andrzej Pawlak6 kwietnia 2013

Reżim Kim Dzong Una staje się coraz bardziej nieobliczalny. Co dalej?

https://p.dw.com/p/18ApA
Kim Dzong Un
Kim Dzong UnZdjęcie: picture-alliance/dpa

Jak zauważa monachijska Süddeutsche Zeitung:

"Północnokoreańskie kierownictwo w Pjongjang wciąż na nowo pręży muskuły i pobrzękuje szabelką nie stroniąc od kolejnych prowokacji i zaogniając sytuację do maksimum, żeby potem nagle spuścić z tonu. I za każdym razem jest za to nagradzane przez Zachód ustępstwami z jego strony. W rezultacie dynastia Kimów zyskuje większą swobodę ruchów i staje się coraz bardziej pewna siebie".

Zdaniem gazety Main-Post z Würzburga:

"W globalnej rywalizacji z USA Chiny dążą do przejęcia roli policjanta na obszarze Azji. Ale to, że Pekin nie jest w stanie przywołać do porządku nawet biednej jak mysz kościelna Korei Północnej, powinno zachęcić Amerykanów, żywotnie zainteresowanych rozszerzeniem swych wpływów w Azji, do zbadania, na ile mogą sobie pozwolić w stosunkach z Chińczykami. Do wojny na Półwyspie Koreańskim pewnie nie dojdzie, ale należy się liczyć z pogłębiającym się brakiem stabilizacji na kontynencie azjatyckim".

Na inny aspekt zwraca uwagę Leipziger Volkszeitung:

"Rządy państw zachodnich postępują lekkomyślnie uznając konflikt na Półwyspie Koreańskim za nie do rozwiązania. W roku 1994 USA i Korea Północna były bardzo bliskie przełomu, kiedy prezydent Clinton zawarł w Pjongjang porozumienie o dostawach żywności, taniej ropy naftowej oraz reaktorów atomowych, nie mających znaczenia militarnego. Pjongjang zobowiązał się wtedy do przestrzegania postanowień układu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej i wywiązywał się z danego słowa. Do roku 2002, w którym George W. Bush, jako następca Clintona, nie zaliczył Korei Północnej do Osi Zła. Zachód powinien wyciągnąć z tego wnioski i nie dać się teraz zapędzić w pułapkę eskalacji tego konfliktu".

Hannoversche Allgemeine Zeitung zwraca uwagę na inny kryzys, dla wielu mieszkańców krajów UE nawet ważniejszy, niż nieprzewidywalny rozwój sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Jak pisze:

"Wielu Europejczyków irytuje się w tej chwili podwójnie, kiedy patrzą na Niemcy. Po pierwsze dlatego, że Niemcom dobrze się wiedzie. Po drugie zaś dlatego, że niemiecka kanclerz staje się dla nich niemym wyrzutem sumienia, kiedy myślą o własnych przywódcach. Kto bowiem w tej chwili na Cyprze, we Włoszech, Hiszpanii czy Francji symbolizuje takie wartości jak uczciwość, fachowość, rzetelność czy wiarygodność? Dotknięte kryzysem kraje UE zaczynają coraz bardziej zdawać sobie sprawę z tego, że mają do czynienia z podwójnym kryzysem, a może nawet bankructwem. Są bowiem zrujnowane nie tylko gospodarczo, ale także moralnie. Na kryzys zadłużenia w strefie euro nakładają się poważne błędy i zaniedbania w zarządzaniu życiem politycznym i społecznym. Liczne kraje UE uginają się pod brzemieniem skandali, w które uwikłani są czołowi przedstawiciele ich elit".

Andrzej Pawlak

red.odp.: Małgorzata Matzke