Niemcy. Ponad 100 tysięcy ofiar koronawirusa
25 listopada 2021– Jestem pewna: on zauważył, że jesteśmy przy nim. Nawet jeśli mogłam głaskać go po czole tylko dłonią w gumowej rękawiczce – opowiada DW Kerstin B. (imię zmienione) i zaczyna płakać. W tych dniach mija rok od chwili, gdy jej 83-letni ojciec zmarł w berlińskim szpitalu na koronawirusa czy też – jak można przeczytać w oficjalnych komunikatach – „z koronawirusem”. Teraz, gdy o tym opowiada, znów powracają wspomnienia z tamtych dni. Wspomnienia o długim cierpieniu ojca.
Kerstin B. mieszka w Duesseldorfie, a rodzice w Berlinie. Gdy zadzwonił telefon i dowiedziała się, że jej ojciec wkrótce umrze, ale mimo zakażenia koronawirusem możliwe będą ostatnie odwiedziny w szpitalu, Kerstin B., najstarsza z rodzeństwa, walczyła ze sobą.
– Było mi wszystko jedno. Chciałam przynajmniej pożegnać się z moim ojcem – mówi. Wieczorem tamtego dnia wsiadła do samochodu, zadzwoniła do szpitala. Przejechała z synem prawie 600 kilometrów do Berlina, by oboje mogli spędzić niespełna dziesięć minut przy szpitalnym łóżku.
– Byliśmy całkowicie owinięci plastikiem. Kitel, rękawiczki, haubica, okulary ochronne. Dzień później było po wszystkim – wspomina kobieta.
Ochota na ogórki
Do szpitala ojciec trafił z nawrotem gruźlicy, ale bez koronawirusa. – Przypuszczalnie został zakażony przez lekarza w szpitalu – mówi Kerstin B. Jej 83-letni ojciec jest jedną ze 100 tysięcyofiar pandemii koronawirusa w Niemczech, która zaczęła się na początku marca 2020 roku. W czwartek, 25 listopada 2021 roku, niemiecki Instytut Roberta Kocha poinformował o tym smutnym bilansie.
Opowiadając o ojcu, Kerstin B. znów czuje tamten ból. Ale wspomina też radosne chwile i śmieje się głośno, gdy opowiada, jak w czasie ostatniego spotkania w parku domu opieki jej ojciec miał ochotę na kiszone ogórki.
Ten przeklęty wirus jest podstępny. Ludzie łapią go przez lekkomyślność albo przypadek, w czasie spotkań i bliskiego kontaktu. Ale gdy umierają, są sami. W przypadku ojca Kerstin B. śmierć oznaczała długie samotne cierpienie. W grudniu 2019 roku miał przeprowadzić się do domu opieki w Berlinie, bo jego żona już nie mogła się nim zajmować. Trzy miesiące później do ośrodka nie było już wstępu. Życie jak w samotnej celi, bez kontaktu z innymi mieszkańcami.
– To droga przez mękę koronawirusa. Niegodna i nieludzka – mówi Kerstin B.
Jak całe miasto
To opowieść o losie jednego człowieka. Jednego ze 100 tysięcy. Tyle ludzi mieszka na przykład w Cottbus. Albo w Hildesheim. Już w połowie kwietnia 2021 roku odbyła się centralna uroczystość upamiętniająca ofiary pandemii. W niemal pustej sali koncertowej na berlińskim placu Gendarmenmarkt głos zabrał prezydent Niemeic Frank-Walter Steinmeier.
– Jesteśmy zmęczeni ciężarem pandemii i spieramy się o właściwą drogę. Ale i dlatego potrzebujemy chwili refleksji – powiedział wówczas Steimeier i mówił o pandemii jako „ludzkiej tragedii”.
Kerstin B. i jej rodzina musieli po śmierci ojca i w pierwszych dniach żałoby jeszcze pokonać bolesną drogę. Termin pochówku urny z prochami ojca wyznaczono im na styczeń. – Ale wtedy cała rodzina nie mogła uczestniczyć w pożegnaniu – mówi kobieta. W końcu pogrzeb odbył się dopiero w maju.
Petra Bahr jest ewangelickim biskupem regionalnym w Hanowerze. Dla niej każda śmierć jest jednocześnie opowieścią o przerwanym życiu. Jak mówi w rozmowie z DW, rosnące liczby infekcji i zmarłych to „okropność”.
– Prawie przyzwyczailiśmy się na chłodno przyjmować je do wiadomości. Ale ważna jest świadomość, że nie umierają liczby, ale ludzie – podkreśla. Już 100 tysięcy ludzi.
"Umierają ludzie, a nie liczby"
Petra Bahr zauważa, że w czasie pierwszej fali pandemii śmierć pojedynczych osób postrzegano o wiele intensywniej. – Teraz umierają kobiety w ciąży, też umierają niemowlęta, umierają matki i młodzi ojcowie. W zasadzie ta śmierć, która zdaje się nas coraz mniej interesować, ma o wiele większe konsekwencje, przynosi dużo więcej cierpienia i niszczy więcej istnień ludzkich – dodaje.
A Kerstin B. nie ma wątpliwości. Niestety, to jeszcze nie koniec. – Nawet jeśli politycy zdecydowali inaczej, ten wirus ich nie słucha – ocenia.