Kultowy Simson "made in Hoyerswerda"
4 marca 2012E-Ella-25, to stary enerdowski motorower z napędem elektrycznym. „Simsonki były jednymi z najlepszych motorowerów na świecie. Nie do zdarcia”, mówi twórca E-Elli, Andrzej Serweciński. Produkowane w zakładach Simsona w Suhl, szybko stały się najbardziej popularnymi jednośladowcami w NRD i w całym bloku wschodnim, także w Polsce. Rocznie schodziło z taśmy 200 tys. egzemplarzy. W 1964 r. ukazał się model Schwalbe, pierwszy motorower z tzw. ptasiej serii: Spatz (wróbel), Star (szpak), Sperber (krogulec) i Habicht (jastrząb). Legendarna stała się „jaskółka” - Schwalbe, dziś kultowa tak jak Trabant we wschodnich Niemczech, czy Garbus w zachodnich.
Ekologiczny kult
„Sensacyjna! W dzisiejszych czasach, przy tak drogiej benzynie, idealne rozwiązanie. I do tego ekologiczne. Fantastyczny pomysł”, mówi Thomas Szymkowiak, organizator targów Oldtimerów w Saksonii. E-Ella-25 jest ich honorowym gościem. Coraz częściej jest zapraszana na różne targi, zawsze podziwiana.
Pewnego dnia Andrzej Serweciński, przedsiębiorczy dziadek, zastanawiał się, jak najlepiej przewozić swoje wnuki. Wykluczył przy tym dwie opcje: samochodu i roweru. „Wpadłem na pomysł, że założymy silnik elektryczny do starego Simsona”, opowiada. Pomysłem zaraził znajomych i przyjaciół, wśród nich Hansa-Joachima Schötza, mechanika, znanego we wschodnich Niemczech dawnego kierowcę autocrossowego. Partnerów, którzy by wcielili pomysł w życie, znalazł z kolei we Wrocławiu, w zakładach naprawy tramwajów. Powstała E-Ella-25, wersja Simsona z silnikiem elektrycznym. Może osiągać prędkość do 25 km/godz. W najbliższym czasie mają dołączyć do niej E-Koni-20, E-Norwi-50 i E-Eddi-80. „Dyrektorzy kopalni nazywali dawniej kopalnie imionami swoich córek. Jestem starym górnikiem, więc nazwałem modele imionami moich wnucząt: Ella, Konrad, Norwin i Edwin”, tłumaczy Andrzej Serweciński.
Górniczy upór
Andrzej Serweciński jest inżynierem górnikiem. Wychowany na wsi szybko doszedł do wniosku, że praca w gospodarstwie nie jest dla niego. Zdobył zawód technika odlewnika, pracował w Czechosłowacji, w 1973 r. wyjechał do NRD. „Brakowało rąk do pracy, kiedy przyjechaliśmy autobusami, witano nas w Hoyerswerdzie kwiatami”, wspomina. W kopalni węgla brunatnego przeszedł różne szczeble kariery, przez cały czas się dokształcał. Założył rodzinę, wychował dwóch synów. Kilkanaście lat pracował jako inżynier górnik, aż przyszło zjednoczenie Niemiec. Kopalnie zostały zamknięte. „Mogłem czekać jako bezrobotny na emeryturę, ale po co?”. Znowu się uczył, na kursach dokształcających. W końcu założył polsko-niemieckie biuro informacyjne, wspomaga niemieckie firmy w Polsce i polskie w Niemczech, uczy języka polskiego, tłumaczy. Hoyerswerdę opuściło w 20 pozjednoczeniowych latach ponad 45 proc. mieszkańców. Andrzej Serweciński został. „Na spełnienie marzeń trzeba sobie ciężko zapracować ”, przyznaje. Kiedy wymyślił sobie E-Ellę, jak już wielokrotnie w swoim życiu, zakasał rękawy i wziął się do roboty.
Ekologicznie i kultowo
Elektryczne jednośladowce są już na rynku. Skutery, coraz bardziej modne rowery, także motorowery. W ich produkcji prym wiodą Chiny i Tajwan, ale powstają w całej Europie, także w Niemczech. Nad rozwojem „jednośladowców jutra” pracują inżynierowie Daimlera i BMW. Dla nostalgików jeszcze wiosną, najpóźniej latem br. w sprzedaży mają być w Niemczech także Simsony z napędem elektrycznym: „Simson e-Schwalbe”, produkowany w ich kolebce, Suhl. Zakłady Simsona, które po zjednoczeniu Niemiec przeżyły aż kilka upadłości, w lutym 2003 r. zostały ostatecznie zamknięte. Do kultowych jednośladowców nawiązuje jednak producent pojazdów elektrycznych, firma efw-Suhl. Jego e-Schwalbe, w wersjach 25, 45 i 81 km/godz., jest jeszcze prototypem. Już jednak można go zamawiać, po słonej cenie – w granicach 5 do 6 tysięcy euro.
Prototyp Andrzeja Serwecińskiego nie rości sobie miana konkurenta. Jego Simson ma być dla miłośników jednośladowców, którzy chcą je przebudować. „Zleciliśmy do wykonania prototyp z opcją, że będą produkowane później zestawy do przebudowy silnika spalinowego na elektryczny. Wszystko inne zostaje właściwie bez zmian”, tłumaczy Andrzej Serweciński. Przebudowa nie jest tania, w granicach 1,5 – 2 tys. euro. Zawsze jednak tańsza, niż e-Schwalbe z Suhl, poza tym, co ważne dla miłośników oldtimerów – zostaje oryginałem.
Jedyne, czego brakuje w elektrycznej wersji, to charakterystyczny terkot dwutaktowego silnika. E-Ella-25 bezszelestnie może pokonać 50 do 70 km. Kiedy akumulator się wyładuje, wystarczy podłączyć go do normalnego 220-voltowego gniazdka. „To dopiero początek, na pewno będziemy dalej pracowali nad szczegółami technicznymi. Tej wersji i następnych”, krótko konstatuje Hans-Joachim Schötz. E-Ella-25 przeszła już przegląd techniczny, teraz czeka na dopuszczenie do ruchu.
Elżbieta Stasik
red. odp.:Barbara Cöllen