Kto patrzy prymusowi na ręce?
30 maja 2012Spłacenie długów wewnętrznych Niemiec w wysokości 2000 miliardów euro trwałoby 168 lat. Jednak pod warunkiem, że Niemcy natychmiast przestałyby zaciągać dalsze i dodatkowo spłacałyby miesiąc w miesiąc jeden miliard z istniejących już zobowiązań kredytowych. Taki rachunek zestawił Niemiecki Związek Podatników, żeby unaocznić, jak problematyczna jest obecna struktura wydatków budżetowych RFN i jak ważne są mechanizmy kontrolne czuwające nad dyscypliną.
W Niemczech politycy, zasiadający w radach miejskich, w 16 parlamentach krajowych i w Bundestagu, decydują o tym, ile pieniędzy i na co wyda państwo. Czy wydatki te są sensowne i czy pieniądze podatników inwestuje się zgodnie z zamysłem i przeznaczeniem, nad tym czuwają krajowe izby kontroli (Landesrechnungshof), a na płaszczyźnie federalnej najwyższa izba kontroli (Bundesrechnungshof).
Bezzębne tygrysy?
Najwyższa izba kontroli z siedzibą w Bonn, zatrudniająca 600 osób, interweniuje przeciętnie w 500 przypadkach rocznie, wydając urzędom i instytucjom zalecenia, by zaniechały niektórych wydatków, lub przeznaczyły przeznaczone sumy na inne, skuteczniejsze cele. W ten sposób ujawniono na przykład, że Bundeswehra zamówiła łodzie, które w ogóle nie nadawały się do warunków planowanej misji. "Kierujemy wzrok przede wszystkim na te miejsca, gdzie płyną miliardy", zaznacza Martin Winter, rzecznik prasowy Federalnej Izby Kontroli i wymienia przede wszystkim szeroko pojęte pośrednictwo pracy i opiekę społeczną oraz gospodarkę i rolnictwo. "Krytyczny jest rozdział subwencji", podkreśla. Przykładów chybionych inwestycji, po ujawnieniu których ludzie zrywali boki ze śmiechu i z niedowierzania przecierali oczy, jest tak wiele, że rocznie poprzez same tylko kontrole można zaoszczędzić 1,5 do 2 mld euro.
Lecz Bundesrechnungshof może tylko wydawać zalecenia, nie może nakładać na instytucje żadnych kar. Ustawa zasadnicza gwarantuje izbom krajowym i izbie federalnej całkowitą niezależność w tym, jakie działy budżetu poddawane są kontroli (kontrole te nie muszą być zapowiadane). Urzędnicy izb kontroli mają też pełny dostęp do wszystkich dokumentów kontrolowanych placówek, lecz o wynikach kontroli mają one obowiązek najpierw poinformować tylko szefa placówki, który ma szansę na usunięcie nieprawidłowości.
Dopiero kiedy szef okaże się krnąbrny i nie dostosuje się do zaleceń izb kontroli, cała sprawa umieszczona zostaje po stronie nagan w dorocznym raporcie Bundesrechnugshof i nadrzędna instancja ma prawo interweniować, a jest nią ni mniej, ni więcej, komisja budżetowa Bundestagu.
Możliwe słone kary
Czyli ostateczna decyzja co do konsekwencji niegospodarności należy do tych, którzy ewentualnie są nawet politycznie skoligaceni z piętnowanymi, czyli do polityków. To "błędne koło kompetencji" i możliwości zatuszowania braku kompetencji krytykuje prywatna organizacja Związek Podatników, licząca 300 tys. członków, co czyni ją największą tego typu organizacją na świecie. Od dziesięcioleci walczy ona z marnotrawstwem podatków i w społecznym odczuciu stała się przez to drugą, uznaną instancją kontrolną. Najdrastyczniejsze przykłady trwonienia publicznych pieniędzy związek ten publikuje co roku w tak zwanych "Czarnych księgach" i wystawia je na widok publiczny. Kilka szczególnie oburzających przykładów: stojące w szczerym polu mosty, do których nie prowadzi żadna droga, mundury zamawiane w niewłaściwych rozmiarach, horrendalnie drogie gmachy lub drogi. Koszty tych chybionych inwestycji związek szacuje na ok. 30 mld euro rocznie.
"Kto tak bez głowy i nieodpowiedzialnie wydaje pieniądze podatnika, tego trzeba ukarać", domaga się od lat szef Związku Podatników, Karl Heinz Daeke. Ale do tej pory jeszcze nikomu włos z głowy nie spadł. Całe zastępy prawników zajmowały się tym tematem i nie znalazły rozwiązania zgodnego z literą konstytucji i zasadami demokracji. Poza tym politycy wszystkich partii osłaniają działania instytucji i urzędów argumentując, że "jeżeli wprowadzono by takie kary, to wtedy nikt już w tym kraju nie będzie miał odwagi podjąć jakiejkolwiek decyzji."
Wskazują oni przy tym na obowiązujące w RFN prawo, które jest dostateczną rękojmią dla ukarania wszelkich oszustw i sprzeniewierzenia państwowych pieniędzy. Problemem jest jednak częstokroć udowodnienie tych błędów. Bo nikt przecież celowo nie marnotrawi państwowych pieniędzy. W grę chodzi raczej bezmyślność i obojętność: "Przecież to nie są moje pieniądze..."
Wolfgang Dick/ Małgorzata Matzke
red.odp.:Bartosz Dudek