Kryzys gazowy. Nerwowo u producentów ceramiki
18 sierpnia 2022– Powiedziałbym państwu nieprawdę, gdybym stwierdził: Nie martwcie się, mamy wszystko pod kontrolą. Tak nie jest – mówi Dieter Schaefer, od 37 lat członek zarządu Deutsche Steinzeug Cremer & Breuer AG, największego producenta płytek ceramicznych w Niemczech. Jego problem polega na tym, że produkcja wymaga dużo energii. Zarówno gazu, jak i prądu.
Przez długi czas ten temat w ogóle nie istniał, bo rosyjski gaz był tani. Dzisiaj gwałtowny wzrost kosztów energii wykańcza firmę. – Ostatnim normalnym rokiem był 2020, kiedy za gaz dla wszystkich czterech zakładów zapłaciliśmy około 13 milionów euro – mówi Schaefer. – W tym roku będzie to 31 mln euro, nie licząc nowej opłaty gazowej.
Ale gazu jest przynajmniej jeszcze tyle, że produkcja w czterech niemieckich zakładach spółki może być kontynuowana. – W głównej siedzibie firmy w Alfter-Winterschlick koło Bonn produkowane są głównie płytki ścienne – wyjaśnia kierownik produkcji Christian Lindner. – Każdego dnia produkujemy tu flizy, które mogą pokryć 14 do 16 tysięcy metrów kwadratowych. To powierzchnia mniej więcej trzech boisk piłkarskich.
Najwięcej gazu pochłania wypalanie
W tym celu miesza się ze sobą materiał skalny i rozpuszczone gliny. Następnie z tej mokrej, gęstej masy usuwana jest duża część wody w tak zwanej suszarni rozpyłowej, wysokiej na 34 metry. – Nasza suszarnia rozpyłowa jest naszym największym pojedynczym konsumentem – mówi Lindner. – Ona sama zużywa prawie 20 procent całego naszego gazu.
Wynikiem tego procesu jest beżowy granulat, z którego pod wysokim ciśnieniem są wytłaczane flizy. Surowe płytki zdają się następnie szybować w równych szeregach przez halę na wąskich przenośnikach taśmowych. Prawie wszystko pokryte jest delikatną warstwą beżowego pyłu. Powierzchnia fliz jest dalej obrabiana w rozmaitych maszynach, potem przejeżdżają taśmociągiem na skrzypiących żelaznych rolkach przez kilka różnych pieców.
– Mamy cztery piece, w których odbywa się pierwsze wypalanie – wyjaśnia Lindner. – Poza tym są jeszcze cztery piece, w których przebiega drugie wypalanie w temperaturze o kolejne sto stopni wyższej, czyli w 1150 stopniach. A potem mamy następne suszarnie i piece, w których w razie potrzeby podczas trzeciego wypalania nanoszone są wzory dekoracyjne.
Na krótką metę dla gazu ziemnego nie ma alternatywy
Obok pieców o długości 75 metrów każdy, do których gaz doprowadzany jest rurami z zewnątrz, powietrze wibruje od dopływającego ciepła. Jeśli spojrzeć na całkowitą ilość zużytej energii, to najwięcej gazu pochłaniają właśnie piece. – Jesteśmy bardzo uzależnieni od tego surowca – mówi szef firmy Schaefer. W najbliższym czasie nie będzie alternatywnych źródeł energii. Gaz płynny czy biometan nie wchodzą w grę, bo wtedy trzeba by przestawić palniki.
Federalne Stowarzyszenie Gazu Ziemnego, Ropy Naftowej i Geoenergii ogłosiło właśnie, że zapasy gazu prawdopodobnie wystarczą na nadchodzącą zimę, jeśli Rosja będzie nadal dostarczać gaz, tak jak ostatnio, jeśli zima nie będzie zbyt mroźna i jeśli dzięki oszczędnościom w konsumpcji magazyny gazu będą nadal napełniane zgodnie z planem. Sporo tych „jeśli”. Ale co się stanie, jeśli już zimą nie wystarczy gazu dla wszystkich niemieckich przedsiębiorstw? Wtedy Federalna Agencja Sieci zadecyduje, kto jeszcze dostanie gaz i ile go będzie.
– W kwestii dostaw gazu nie jesteśmy istotni dla systemu – mówi Schaefer. – Otrzymaliśmy takie sygnały. Powiedzieli nam, że jakoś nam te dostawy zredukują – dodaje. Tylko jak i w jakim zakresie, to jeszcze nie jest jasne.
Inaczej niż w przemyśle szklarskim, przestój nie zrujnowałby pieców. – Byłoby to jednak nieekonomiczne – mówi Schaefer. Tak po prostu wyłączyć, to się ich nie da. Piece musiałyby być wygaszane powoli, przez półtora dnia. Rozruch trwałby potem kolejne dwa dni.
Możliwość wyłączenia tylko jednego pieca Schaefer uważa za niepraktyczny, ponieważ ciepło odpadowe z pieców używane jest w suszarni rozpyłowej. Ta zaś jest potrzebna do produkcji granulatu na płytki.
Kolejne inwestycje niezbędne mimo niepewnej sytuacji biznesowej
– Na dłuższą metę należałoby rozważyć jakąś alternatywę dla gazu – mówi Schaefer. – Palnik, który działa na gaz, nie może automatycznie być przestawiony na wodór.
Według własnych obliczeń firma Deutsche Steinzeug musiałaby zainwestować około 600 tysięcy euro w każdy piec, aby go przestawić na wodór. Przy 18 piecach w czterech zakładach kosztowałoby to nieco poniżej 11 milionów euro. – Uważam, że w dłuższej perspektywie musi się to zmienić, ale w ciągu najbliższych dwóch czy trzech lat nie jest to w ogóle do pomyślenia – twierdzi Schaefer.
A przy tym kwestia energii wcale nie jest jedynym problemem, z którym Deutsche Steinzeug się boryka. Wąskie gardła w transporcie i gwałtowny wzrost jego kosztów również obniżają zyski. Około 45 procent płytek trafia na eksport, na przykład na baseny lub elewacje.
Przy osiąganych tam marżach wzrost kosztów można jeszcze do pewnego stopnia przerzucić na klientów. – Wprowadziliśmy dopłatę energetyczną w wysokości trzech euro za metr kwadratowy. Klienci wcale nie uznali tego za zabawne. Przeforsowaliśmy to jednak i zebraliśmy wiele batów. Ale się udało.
Dodatkowe trudności ma to niemal 150-letnie przedsiębiorstwo w segmencie klientów indywidualnych. Wysoka inflacja i słabnąca gospodarka sprawiają, że wielu Niemców ma mniej pieniędzy do wydania. – Liczby remontów i nowych budów znacznie spadną w ciągu najbliższego roku, dwóch lat – przypuszcza Schaefer.
– Prawdziwy problem polega na tym, że nasze produkty nie są artykułami pierwszej potrzeby. Gdy padnie ogrzewanie, ludzie muszą działać. Ale jeśli flizy już im się nie podobają, to na pewno mogą z nimi pomieszkać jeszcze przez kolejne dwa lata. A to jest ogromna różnica.