1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: pogorzelisko czy nowy początek?

Iwona-Danuta Metzner30 lipca 2012

Małe zainteresowanie referendum sprawiło, że prezydent Basescu będzie nadal piastować swój urząd. Pomimo "zwycięstwa" powinien jednak umożliwić zwołanie przedterminowych wyborów prezydenckich - uważa Robert Schwartz.

https://p.dw.com/p/15giN
Robert Schwartz

Tuż po zamknięciu lokali wyborczych obie strony ogłosiły zwycęstwo. Zawieszony przez parlament w obowiązkach głowy państwa centroprawicowy Traian Basescu oświadczył, że Rumuni uniemożliwili "pucz" i potwierdzili jego mandat szefa państwa. W miniony wtorek Basescu czasowo przekazał władzę swojemu rywalowi Crinowi Antonescu. Ten powiedział ze swej strony, że chce zaczekać na oficjalny wynik końcowy referendum i werdykt Trybunału Konstytucyjnego. Jego obóz uważa się za zwycięzcę. Jeżeli walka o władzę będzie się toczyć dalej, istnieje niebezpieczeństwo, że Rumunia pożegna się w błyskawicznym tempie z krótką historią demokracji.

Traian Basescu
Zawieszony w obowiązkach Traian Basescu po referendumZdjęcie: Reuters

Brak jednoznacznego wyniku referendum

A przecież fakty są niezbite. Zwołane przez centrolewicowy rząd i nową większość w parlamencie referendum ws. odsunięcia od władzy prezydenta Traiana Basescu, poniosło podwójną porażkę. Po pierwsze nie uzyskano przy urnach wymaganej większości 50 procent plus jednej osoby uprawnionej do głosowania. W głosowaniu wzięło udział tylko niecałe 46 procent wszystkich Rumunów. Do fiaska referendum z pewnością przyczyniło siÄ zbojkotowanie go przez konserwatywną opozycję.

Ale obóz Basescu nie ma u wyborców więcej niż 20 procent poparcia. Raczej socjalistyczny szef rządu Victor Ponta i liberalny p.o. prezydenta Rumunii muszą się z tym pogodzić, że ich zwolennicy wykazali mniejsze zainteresowanie referendum, niż oczekiwano.  Nawet jeśli 88 procent wyborców, którzy wzięli udział w głosowaniu, zdecydowało o odsunięciu Basescu od władzy, było to za mało. Ponad połowy Rumunów procedura impeachmentu wobec Basescu w ogóle nie zainteresowała.

Rząd sam podstawił sobie nogę

Przy czym jeszcze przed dwoma miesiącami wyglądało to dla centrolewicowego 'sojuszu z konieczności' zupełnie inaczej. Procedurę odsunięcia prezydenta od władzy popierało we wszystkich sondażach ponad 70 procent Rumunów.

Ale potem duet Ponta-Antonescu dobrał się do aparatu państwowego i zaczął w nim w błyskawicznym tempie wprowadzać zmiany.

Rumäniens Interimspräsident Crin Antonescu
P.o. prezydenta Crin AntonescuZdjęcie: Reuters

Zignorowano werdykt Trybunału Konstytucyjnego. Wszystkie ważne stanowiska w państwie obsadzono "kolesiami" z własnych szeregów. Ukoronowaniem miało być odsunięcie prezydenta od władzy. To przedsięwzięcie - podobnie jak procedura impeachmentu przeciwko Basescu w 2007 roku - poniosło sromotną klęskę.

Każda następna tego typu próba centrolewicowego sojuszu, podyktowana chęcią przeżycia, tak samo zakończy się fiaskiem. Utrata zaufania u Rumunów, a przede wszystkim u partnerów w UE, jest niemała. Trudno też pozbyć się podejrzeń, że nowi władcy postawili sobie za cel kontrolować wymiar sprawiedliwości, by chronić przed skazaniem skorumpowanych polityków z własnych szeregów.

Niepewna przyszłość polityczna

Ale co dalej? Trybunał Konstytucyjny musi wskutek niskiej frekwencji uznać referendum za nieważne. Nowa centrolewicowa większość zapowiedziała, że będzie respektować werdykt Trybunału Konstytucyjnego. Ale jeszcze przed werdyktem politycy oświadczyli, że ostatnie  słowo będzie należeć do parlamentu. Innymi słowy, werdykt Trybunału Konstytucyjnego nie będzie odgrywać żadnej roli.

Praworządność w państwie członkowskim UE wygląda inaczej. Kto raz skłamie, temu nikt nie będzie wierzył, nawet, jeżeli potem powie prawdę.

Ponta wielokrotnie skłamał i zaszkodził tym swojemu krajowi i narodowi. Długo nie utrzyma się taki premier. Ze sceny politycznej zniknie też pewnie jego partner Antonescu. Przed referendum zapowiedział, że jeśli to głosowanie zakończy się fiaskiem, wycofa się z polityki. Czy można mu wierzyć?

Oddać władzę, by przywrócić wiarygodność

Radość zwycięstwa obozu Basescu też nie powinna trwać zbyt długo. Dawny szef państwa wraca co prawda do swej siedziby, Pałacu Prezydenckiego, ale inaczej niż w 2007 roku jego władza jest osłabiona. Współpraca z centrolewicowym rządem jest, jak to pokazały ostatnie wydarzenia, niemożliwa. Kontynuacja kryzysu politycznego wciągnęłaby Rumunów w niebezpieczny wir, z którego nie wydostałby się również stary marynarz Basescu - przed karierą polityczną był kapitanem statków dalekomorskich. Dla Basescu jest tylko jedno wyjście: opromieniony zwycięstwem powinien ustąpić i umożliwić przedterminowe wybory prezydenckie jesienią 2012 roku, które odbyłyby się równocześnie z wyborami parlamentarnymi.

Najwyższy czas, by w Rumunii, 23 lata po obaleniu dyktatury komunistycznej, dawne sitwy opuściły scenę polityczną i zrobiły miejsce młodymi wiarygodnym politykom.

Robert Schwartz / Iwona D. Metzner

red. odp.. Andrzej Pawlak