Inwazja imigrantów. Migawki z angielskiej prowincji
5 lutego 2013Po europejskim przemówieniu premiera Davida Camerona brytyjska debata na temat imigrantów zaogniła się jeszcze bardziej. Ponieważ swobodny przepływ ludności związany jest z prawem pracy, Wielka Brytania obawia się, że Wyspy zaleje w tym roku kolejna fala imigrantów, tym razem z Bułgarii i Rumunii.
W Wielkiej Brytanii już odczuwa się wzrost napięć, głównie z powodu setek tysięcy Polaków, którzy osiedlili się na Wyspach po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Teraz Brytyjczycy chcą się przeciwstawić nowej ‘inwazji’.
„Uwolnij nas z europejskich pęt”
Demonstracje antyimigranckie odbyły się już w mieście portowym Boston, położonym w hrabstwie Lincolnshire we wschodniej Anglii. Na ostatniej demonstracji na transparentach widniały napisy jak: „Nie damy się zniewolić Europie”, „Uwolnij nas z europejskich pęt”, „Chcemy kontrolowanej imigracji, a nie inwazji”, albo „Oddajcie nam nasz kraj”.
Najwięcej Polaków
Dziesięć lat temu prawie 99 procent mieszkańców Bostonu było „białymi Brytyjczykami” z największą wspólnotą obcokrajowców, liczącą 249 Niemców. Dziś jeden spośród dziesięciu mieszkańców Bostonu pochodzi z nowych krajów członkowskich UE, głównie z Polski.
Jedną z tych imigrantek jest Angelika. W Anglii osiedliła się kilka miesięcy temu. Mówi łamanym angielskim. Ze znalezieniem pracy nie miała kłopotu. Dostała ją w jednym ze sklepów w centrum miasta. - Polegało to na wejściu do sklepu i zapytaniu o pracę. To wszystko – powiedziała. Pomimo protestów wymierzonych przeciwko imigrantom uważa, że „Anglicy są bardzo mili”.
Pozytywna integracja
Szymek, mieszka w Anglii od siedmiu lat. - Najpierw wyemigrował do Anglii mój brat, potem ja -opowiada. Podobnie jak Angelika, Szymek posługiwał się po przyjeździe jedynie łamanym angielskim. Ale też szybko znalazł pracę -; w hotelu. Twierdzi, że przyjazd do Anglii odmienił jego życie.
„Okradają nas z pracy”
Ponieważ Boston jest prowincjonalnym miastem Polacy, którzy tu przyjechali, często zatrudniali się na wsi. Miejscowej ludności się to nie podoba. Twierdzą, że Polacy okradają ich z pracy, która im się należy, i godzą się na niskie stawki.
Dean Everitt jest jednym z niezadowolonych Anglików. To on jest inicjatorem „Boston Protest Group”. Przewodził też ostatnim masowym demonstracjom antyimigranckim.
- Wcale nie muszą dużo zarabiać, bo mieszkają razem w jednym mieszkaniu, a więc każdy z nich płaci tylko część komornego. Angielska rodzina nie może sobie na to pozwolić. Farmerzy i supermarkety obniżają stawki do absolutnego minimum - zaznacza.
„Wykonują prace, na które inni nie mają ochoty”
Nie wszyscy podzielają opinię Everitta. Duncan Clark też jest mieszkańcem Bostonu. W rozmowie z Deutsche Welle powiedział, że „w tym jest przejaw zazdrości i niechęci wobec nowych mieszkańców Bostonu, że niby przyjechali i zabrali miejscowym pracę. Ci nowi mają po prostu lepszy stosunek do pracy i są lepiej wykształceni, a ponadto harują i wykonują prace, na które inni nie mają ochoty”.
Lisa Scullion pracuje na Uniwersytecie w Salford. Jako naukowiec zajmowała się wpływem imigracji na życie w Wielkiej Brytanii na przestrzeni ostatnich kilku lat. - Pracodawcy, którzy brali udział w badaniach powiedzieli nam, że mogliby regularnie zatrudniać ludzi do pracy na zmiany, przy produkcji żywności, do zrywania owoców, do pakowania. Powiedzieli też, że do takich prac najchętniej przyjmują imigrantów; chętniej niż Brytyjczyków - opowiada o swoich badaniach.
Jak wynika z najnowszych danych 7,5 mln mieszkańców Anglii i Walii urodziło się poza Zjednoczonym Królestwem, a blisko 3 mln żyje w rodzinach, w których żaden dorosły nie włada angielskim.
Mike Heath DW / Iwona D. Metzner
red. odp.: Małgorzata Matzke