1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Eksperci: Koronawirus zagraża orangutanom

6 maja 2020

Eksperci twierdzą, że także orangutany mogą zarazić się koronawirusem, co może być dla nich zgubne.

https://p.dw.com/p/3bs91
Mały orangutan
Materiał genetyczny orangutanów pokrywa się w 97 proc. z ludzkim genomemZdjęcie: AFP/Wayudi

Orangutany prowadzą nadrzewny tryb życia - zazwyczaj w pojedynkę lub w parze matka z dzieckiem, czyli właściwie żyją w naturalnej izolacji. Pomimo tego zagrożeniem dla tych zwierząt są nie tylko kłusownicy i wycinka tropikalnych puszcz, ale teraz także koronawirus. Naukowcy są zgodni co do tego, że orangutany i prawie wszystkie inne ssaki naczelne mogą zachorować na COVID-19.

- Jest to tylko kwestia czasu - wyjaśnia Ian Singleton kierujący programem ochrony orangutanów na Sumatrze SOCP. Zoolog wskazuje na pokrewieństwo genetyczne człowieka i małp człekokształtnych: materiał genetyczny pokrywa się w 97 proc. Podobieństwo wykazuje także enzym, który uważany jest za furtkę koronawirusa w drodze do płuc.

- Ponieważ trzeba przyjąć, że wirus nie zniknie nagle, tylko może trwać to miesiące, lata albo nigdy nie nastąpić, nieuniknione jest, że w przypadku naczelnych, a tym samym orangutanów, nieuniknione jest zarażenie się, czyli grozi im nawet wymarcie.

Gatunek zagrożony wymarciem

Orangutanów na Sumatrze jest jeszcze około 13 tys., orangutanów z gatunku Pongo tapanuliensis już tylko 800. Ten gatunek znany jest dopiero od 2017 r. i został zaklasyfikowany jako osobny, siódmy gatunek małp człekokształtnych. Do tej pory największym zagrożeniem dla niego była budowa elektrowni wodnej w puszczy Batang Toru, gdzie jest jego siedlisko w górach. Teraz grozi mu jeszcze koronawirus.

- Wystarczy, kiedy padnie kilkadziesiąt albo sto zwierząt, a wtedy chów wsobny i inne czynniki uniemożliwią odrodzenie się populacji. Przy liczbie zaledwie 800 egzemplarzy oznacza to w efekcie wyginięcie orangutanów tapanuliensis - wyjaśnia Singleton.

Kłusownicy szukają potomstwa

Od połowy marca parki narodowe na Sumatrze i Borneo są zamknięte w ramach rządowej walki z pandemią. W puszczy nie pojawiają się teraz turyści, którzy przychodzili karmić zwierzęta w wyznaczonych miejscach. Problemem jest jednak to, że parków pilnuje już tylko niewielu strażników, co ułatwia nielegalny wyręb lasów i kłusownictwo. Zwierzęta żyjące na wolności to jedna sprawa; inna jest sytuacja zwierząt chronionych w rezerwatach. - Kiedy epidemia pojawiła się w Indonezji, zareagowaliśmy od razu - opowiada Renie Djojoasmoro. Tylko niewielu pracowników ma kontakt ze zwierzętami, tylko kilku może je karmić czy czyścić klatki. Zwierzęta muszą teraz zostać w zamknięciu i są codziennie badane przez weterynarza.

Zagadka życia orangutanów

Borneo: 300 egzemplarzy pod opieką

Renie Djojoasmoro pracuje w międzynarodowej fundacji ochrony orangutanów OFI na Borneo. Fundacja ma obecnie pod opieką 300 osobników: rannych, odebranych kłusownikom czy małych, których matki zostały zabite.

- Jesteśmy bardzo czujni i badamy zdrowie naszych pracowników, żeby nie doszło do zarażenia zwierząt. Personel nosi maseczki, rękawiczki, dezynfekuje ubrania i buty. Karma jest czyszczona i nie wolno wchodzić tu żadnym, nawet najważniejszym gościom. Do tej pory na szczęście nie słyszeliśmy jeszcze o żadnym zarażonym orangutanie – wyjaśnia pracownik OFI.
Także pracownicy programu na SOCP na Sumatrze nie zarejestrowali żadnego przypadku choroby. Ale trudno powstrzymać jest kłusowników polujących na młodziutkie orangutany, poszukiwane na rynku jako egzotyczne zwierzęta domowe. Ponieważ małpie matki nigdy nie wypuszczają z rąk swoich dzieci, kłusownicy zabijają je najpierw, by złapać potem dziecko. W ostatnich czterech tygodniach udało się uratować cztery takie sieroty, które trafiły do SOCP - opowiada Ian Singleton - żadne z tych zwierząt nie wyglądało na chore, ale mimo tego odseparowaliśmy je od innych. W naszym ośrodku zainstalowano szyby z plexi, tworząc swego rodzaju obszar kwarantanny.

Pod opieką programu przez następne lata pozostanie 10-miesięczną Siska i jednoroczne Ona, Opi i Haryo. Tutaj, w leśnym przedszkolu, będą mogły nauczyć się wszystkiego, czego naturalnie uczą się od matki. Muszą wydorośleć na tyle, żeby można było wypuścić je na wolność. Lecz obecnie, ze względu na koronawirusa, nie wypuszcza się żadnych zwierząt.

(ARD Singapur /ma)