1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Die Welt: europejskie slogany maskują niemiecki nacjonalizm

20 marca 2019

Niemcy udają prymusa multilateralizmu i wygłaszają peany na cześć Europy, ale w rzeczywistości rząd w Berlinie, tak jak prezydent USA Trump, kieruje się przesłankami narodowymi – pisze Jacques Schuster w „Die Welt”.

https://p.dw.com/p/3FKb5
Angela Merkel podczas wizyty na Litwie (14.09.2018)
Angela Merkel podczas wizyty na Litwie (14.09.2018) Zdjęcie: picture-alliance/AP Photo/M. Kulbis

Tradycją w Niemczech stało się piętnowanie Donalda Trumpa jako niszczyciela Zachodu. Jak wspaniale powodziłoby się Zachodowi, gdyby w Białym Domu rezydował nie nacjonalista, lecz jego poprzednik Barack Obama – uważają Niemcy.

Podczas gdy amerykański prezydent myśli wyłącznie o swoich wyborcach, Niemcy uważają się za prymusów multilateralizmu – „mają zawsze na uwadze dobro wspólne świata, a Europę w sercu, zaś realizowanie własnych interesów potępiają jako diabelskie zajęcie” – pisze Schuster.

To „samooszukiwanie się” obserwujemy niemal codziennie – podkreśla komentator, zarzucając kanclerz Angeli Merkel „pouczający ton”, „charakterystyczny dla przedszkolanek, kaznodziei i agentów ubezpieczeniowych”. Niemal wszyscy rodacy Angeli Merkel przyjmują za pewnik, że Niemcy myślą o całym zachodnim świecie i działają w imię Europy.

Własne potrzeby na pierwszym miejscu

W rzeczywistości poczucie odpowiedzialności za całość zanika natychmiast, gdy chodzi o własne potrzeby, a więc wtedy, gdy trzeba spełnić obietnicę zwiększenia budżetu na obronność, w walce o gazociąg Nord Stream 2 czy w sporach z Londynem i Paryżem o wspólne projekty wojskowe. Innym przykładem jest zdaniem Schustera polityka uchodźcza. Niemiecki rząd wbrew woli wszystkich sąsiadów dokonał zwrotu w polityce migracyjnej, uznając w dodatku wszystkich, którzy krytykują władze w Berlinie, za antyeuropejczyków. We wszystkich tych przypadkach „zza maski moralnej wielkości wyziera niemiecki nacjonalizm” – zaznacza Schuster.

Niemcy grabarzem NATO?

Komentator ostrzega, że jeśli w przyszłości dojdzie do rozpadu NATO, rola grabarza zostanie przypisana Donaldowi Trumpowi i Niemcom. Trump publicznie mówi, co sądzi o sojusznikach i NATO, a Niemcy będąc najsilniejszym mocarstwem na kontynencie, nie robią niemal nic, by wzmocnić Sojusz – tłumaczy autor komentarza.

„Die Welt” przypomina, że na szczycie NATO w Walii w 2014 roku Niemcy zobowiązały się do przeznaczenia 2 proc. PKB na obronność. Od pewnego czasu mowa jest o 1,5 proc. PKB. Jeśli wierzyć plotkom, minister finansów Olaf Scholz, przy biernej postawie pani kanclerz, chce tak obciąć budżet, że za dwa lata Niemcy wydadzą na wojsko zaledwie 1,35 proc. PKB.

Ani chadecy, ani socjaldemokraci nie przejmują się tym, że najpotężniejsze państwo w centrum Europy powinno zapewnić Sojuszowi potencjał odstraszania – zauważa Schuster.

Niemieccy ministrowie to waga musza

Członkowie niemieckiego rządu w polityce sojuszniczej okazują się być „zawodnikami wagi muszej” oraz nacjonalistami, którzy „mają w głowie wszystko oprócz współpracy transatlantyckiej i UE”.

Gdyby Niemcy traktowali UE poważnie, zrezygnowaliby z Nord Stream 2 – uważa Schuster. Budowa magistrali jest jego zdaniem „zgodna z niemieckimi potrzebami”. Niemiecka koalicja rządowa nie przejmuje się natomiast tym, że gazociąg uniemożliwi europejską politykę wobec Rosji i da Moskwie możliwość szantażu, a co za tym idzie, osłabi UE.

Przekonany o moralnej sile swoich haseł, Berlin nie dostrzega, że posuwa się w stronę, gdzie ze względu na historię nigdy nie chciał być – na specyficznych niemieckich ścieżkach. W ten sposób na dłuższą metę Niemcy osłabią Zachód, NATO i UE, a tym samym siebie samych – ostrzega Schuster na łamach „Die Welt”.