1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
MediaEuropa

Dezinformacja w UE. W Polsce straszy się Ukraińcami

26 września 2023

Komisja Europejska przedstawiła pierwsze całościowe raporty platform internetowych dotyczące tego, jak radzą sobie one z dezinformacją w sieci. UE ostrzega zwłaszcza przed fake newsami w sprawie wojny i wyborów.

https://p.dw.com/p/4Wprd
Megaphon mit Sprechblase FAKE NEWS
Zdjęcie: M. Gann/picture alliance/blickwinkel/McPHOTO

Najwięcej dezinformacji jest o wojnie w Ukrainie. Głównie o tym, że „Rosja miała prawo do inwazji, bo Ukraińcy to faszyści”. Popularne są też przekazy uderzające w migrantów, uchodźców (także ukraińskich), unijny Zielony Ład – tu chodzi głównie o zasianie przekonania, że Unia sobie szkodzi wprowadzając rozwiązania proklimatyczne, głównie ograniczenia na auta z silnikami spalinowymi. Są też treści atakujące mniejszości, w tym LGBT i opowieści, że osoby homoseksualne rzekomo porywają dzieci. – Jesteśmy w stanie wojny informacyjnej – nie ma wątpliwości wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova.

We wtorek (26.09) Komisja Europejska przedstawiła raporty największych platform internetowych, jak Google, Microsoft, Meta i TikTok o tym, jak faktycznie walczą one z dezinformacją. Firmy te w czerwcu ub.r. podpisały nowy unijny kodeks w zakresie zwalczania dezinformacji. Ten zrzesza dzisiaj 44 sygnatariuszy, w tym także mniejsze platformy, jak Twitch czy Vimeo, reklamodawców, organizacje fact-checkingowe, jak polski Demagog, organizacje badawcze i obywatelskie oraz producentów technologii, jak Adobe. Z dobrowolnego porozumienia z Komisją w maju tego roku wycofał się Twitter (dziś: X) należący do Elona Muska. Sygnatariusze zobowiązali się do podjęcia szeregu działań w celu zwalczania dezinformacji w sieci, w tym nie tylko do usuwania ewidentnie kłamliwych i szkodliwych treści, ale także do weryfikowania treści i oznaczania tych, które okażą się być niepotwierdzone lub wygenerowane przez AI, oznaczania reklam politycznych, demonetyzowania materiałów zawierających dezinformację, by ich twórcy nie mogli na nich zarabiać. Zgodnie z założeniami kodeksu, platformy mają również ułatwić użytkownikom oraz organizacjom fact-checkingowym zgłaszanie dezinformacji i oznaczanie podejrzanych treści. Na początku tego roku członkowie porozumienia powołali do życia nowe Centrum ds. Przejrzystości, którego zadaniem jest monitorowanie zmagań z dezinformacją. Według porozumienia duże platformy mają składać raporty raz na pół roku, mniejsze - dorocznie.

Wybory. KE ostrzega przez dezinformacją

Jak radzi sobie z dezinformacją BigTech? Różnie. Co prawda liczby są imponujące – np. Google w pierwszej połowie 2023 r. zablokował przychody z dezinformacji w wysokości 31 mln euro, a także usunął ponad 141 tys. nieweryfikowalnych reklam politycznych; Meta, do której należą m.in. Facebook i Instagram, poddała weryfikacji przez fact-checkerów ponad 40 mln postów na FB i ponad 1,1 mln na Instagramie, a 95 proc. użytkowników, którzy natknęli się na te materiały otrzymało ostrzeżenie, żeby w nie nie klikać; Microsoft zablokował ponad 6,7 mln fałszywych kont na LinkedIn; TikTok usunął ponad 140 tys. filmów naruszających politykę serwisu ws. dezinformacji. Jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie to tylko Google w okresie od stycznia do kwietnia b.r. zablokował na Youtubie 411 kont i 10 bloggerów zamieszanych w promowanie kremlowskiej narracji i sponsorowanych przez należącą do państwa fabrykę trolli, czyli petersburską Agencję Badań Internetowych. – Wojna w Ukrainie dominuje, jeśli chodzi o dezinformację. Rosja w Ukrainie atakuje bombami, a wszędzie indziej, także w UE, słowami – przyznała w rozmowie z DW wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova. Meta i TikTok zadeklarowały, że rozszerzyły fact-checking o dodatkowe języki, jak czeski, słowacji, rosyjski, białoruski czy ukraiński. Komisja przyznaje jednak, że chociaż platformy zrobiły dużo, to wciąż niewystarczająco, żeby skutecznie rozprawić się z problemem. Nadal co drugi internauta przyznaje, że natyka się w sieci na fake newsy, na jaw wyszło też, że Meta co prawda dodała do swojego portfolio język słowacki, ale fact-checkera operującego tym językiem zatrudniła jednego. To, jak przyznają unijni dyplomaci, niepokojące biorąc pod uwagę, że 30 września w kraju odbywają się wybory parlamentarne. – Podniosłam ten problem na ostatnim spotkaniu w Bratysławie – przyznała DW Jourova. Dodała tez, że Komisja już wcześniej uczuliła platformy na dezinformację przedwyborczą, zwłaszcza w obliczu nadchodzących wyborów w państwach członkowskich m.in. na Słowacji właśnie, w Polsce, Holandii czy wyborach europejskich.

W Polsce straszy się Ukraińcami, w Hiszpanii upadkiem demokracji

W raportach po raz pierwszy podano też tzw. wskaźniki strukturalne dotyczące dezinformacji, czyli dane dotyczące jej źródeł i rozpowszechniania. W trzech krajach członkowskich, w tym w Polsce, Słowacji i Hiszpanii, przeprowadzono badania pilotażowe, by sprawdzić, gdzie ich mieszkańcy najczęściej spotykają się z dezinformacją oraz czego ona dotyczy. Wybór nie był przypadkowy - w każdym z trzech krajów niedawno odbyły się lub odbędą wybory parlamentarne. Z raportu niezależnej organizacji TrustLab wynika, że najwięcej dezinformacji jest na Twitterze/X, potem na Facebooku i Youtube. W Polsce ponad połowa internautów przynajmniej raz w tygodniu natyka się w sieci na dezinformację. Większość rozsiewanych w Polsce przekazów dotyczy wojny, sytuacji ekonomicznej, polityki i teorii spiskowch. Jak przyznają badacze, od wybuchu wojny w Ukrainie Polska stała się celem rosyjskiej kampanii mającej na celu zniszczenie reputacji ukraińskich uchodźców, w tym oskarżanie ich o przestępstwa. Poza badanym BigTech, jednym z kanałów rozpowszechniających tego typu informacje jest Telegram. – Na szczęście rosyjska propaganda w Polsce nadal napotyka opór – przyznaje komisarz Jourova. Inaczej niż na Słowacji, która okazała się być bardzo podatna na kremlowską dezinformację. Zdaniem ekspertów wynika to m.in. ze wciąż istniejących w społeczeństwie prorosyjskich sentymentów oraz braku wiary Słowaków w niezależne media. Hiszpanie z kolei mają świadomość, że ich kraj boryka się z dezinformacją – 83 proc. mieszkańców kraju postrzega fake newsy jako zagrożenie dla hiszpańskiej demokracji, a co drugi przyznaje, że natyka się na nie w sieci codziennie, a nawet daje się na nie nabrać. Tu dezinformacja dotyczy głównie polityki i doniesień o rosnącej polaryzacji społeczeństwa i upadku demokracji, a także służy podsycaniu niechęci do mniejszości, głównie muzułmańskiej.

Twitter/X się nie wywinie?

Unijny kodeks walki z dezinformacją opiera się nadal na dobrowolnym porozumieniu między KE a jego sygnatariuszami. To ma się jednak zmienić, kiedy kodeks objęty zostanie nowymi unijnymi przepisami o usługach cyfrowych (DSA), regulującymi funkcjonowanie platform internetowych w UE. A to – jak mówi Vera Jourova – oznacza, że także te firmy, które wycofały się z porozumienia, jak wspomniany wcześniej X, nie wywiną się od odpowiedzialności za publikowane na ich stronach treści. Zgodnie z nowymi przepisami, platformom nieprzestrzegającym unijnego prawa grozić będą kary sięgające nawet 6 proc. przychodów, a w wyjątkowych sytuacjach tymczasowe zawieszenie ich działalności na unijnym rynku. – Mam tu swoich faworytów – śmieje się Jourova. Kolejny raport dotyczący walki z dezinformacją przedstawiony zostanie przez platformy na początku 2024 r.

Jak rosyjska dezinformacja trafia do młodych

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>