1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Der Spiegel: nieznane losy niemieckich sierot w Polsce

Anna Widzyk opracowanie
11 grudnia 2023

Niemiecka historyk zajęła się losem sierot, pozostawionych przez Niemców na dawnych terenach wschodnich III Rzeszy – informuje „Der Spiegel”.

https://p.dw.com/p/4a0si
Niemcy wysiedleni z Polski po II wojnie światowej
Niemcy wysiedleni z Polski po II wojnie światowejZdjęcie: dpa/picture alliance

W czasie ucieczek i wypędzeń Niemców z Prus Wschodnich, Pomorza i Śląska tysiące niemieckich sierot pozostawiono tam „niczym obrazy na ścianach” – pisze niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. Ich losy były dotąd w dużej mierze nieznane. Teraz zbadała je niemiecka historyk Teresa Willenborg w ramach projektu sfinansowanego przez Fundację Gerdy Henkel. „Spiegel” pisze o rezultatach tych badań.

„Według Biura Poszukiwań Niemieckiego Czerwonego Krzyża w 1952 r. w Polsce było jeszcze około 4 200 niemieckich sierot” – mówi Willenborg w rozmowie z tygodnikiem. Z kolei – dodaje – według polskich dokumentów liczba ta po wojnie sięgała 15 tysięcy. Nie da się jej dokładnie ustalić. Według historyk w samym tylko dawnym nazistowskim obozie pracy przymusowej Potulice niedaleko Bydgoszczy, (który po wojnie był obozem przesiedleńczym), doliczono się w 1947 roku 6000 niemieckich dziewcząt i chłopców. Na dolnym Śląsku istniało wówczas 85 placówek, w których przebywało 2307 niemieckich dzieci.

Niektóre dopiero wiele lat później dowiedziały się o swoim pochodzeniu. Willenborg odnalazła niektóre z tych osób, dziś już w podeszłym wieku. Opowiadali, o okropnych przeżyciach, trudnych warunkach, panujących w sierocińcach czy znęcaniu się.

„Nawet dwulatki musiały pracować”

„W Polsce niemieckie dzieci były wykorzystywane przez rolników do pracy na polach. Na Pomorzu polski inspektor szkolny skarżył się we wrześniu 1948 r., że niezwykle trudno jest znaleźć niemieckie dzieci, ponieważ często są one przekazywane od jednego rolnika do drugiego jako tania siła robocza. Ponieważ za takie umieszczanie dzieci bierze się pieniądze, istnieje podejrzenie, że jest to rodzaj handlu dziećmi” – relacjonuje „Der Spiegel”. Według Willenborg w Bydgoszczy „nawet dwulatki były wykorzystywane do pracy. Ciągnęły wózki sklepowe z jedzeniem”.

„Po hitlerowskim terrorze niemieckie dziewczęta i chłopcy nie byli mile widziani w wyzwolonej Polsce. Prawie każda polska rodzina doświadczyła niezmierzonych cierpień podczas wojny. Wspomnienia nazistowskich zbrodni były świeże. Kraj leżał w gruzach” – podkreśla niemiecki tygodnik. I cytuje Teresę Willenborg, która wskazuje, że po wojnie „polski rząd musiał również zapewnić opiekę około trzem milionom polskich dzieci potrzebujących pomocy, w tym około 1,5 miliona półsierot i sierot”.

Fragment wystawy z 2015 r. w Domu Śląskim W Koenigswinter na temat wysiedleń Niemców po II wojnie światowej
Fragment wystawy z 2015 r. w Domu Śląskim W Koenigswinter na temat wysiedleń Niemców po II wojnie światowejZdjęcie: DW/B. Cöllen

Wiele lat poszukiwań

Zdarzało się, że niemieccy krewni dzieci szukali ich w Polsce i próbowali sprowadzić do RFN. Tak było w przypadku Alfreda Czesli, 78-letniego mieszkańca Olsztyna, którego imię i nazwisko polskie władze zmieniły na Antoni Cieśla. Urodził się on 23 lutego 1945 roku w Sensburgu, dzisiejszym Mrągowie. Jego ojciec, kierowca w Wehrmachcie, zginął miesiąc po narodzinach syna w czasie nalotu w pobliżu Koenigsbergu (Królewca), a matka zmarła pół roku później. Do końca 1945 roku mieszkał z babcią, która również wkrótce zmarła. Potem zaczęła się długa odyseja chłopca. Przebywał on w sumie w sześciu sierocińcach. Czas ten wspomina dobrze. Jak mówi w rozmowie ze „Spieglem”, poznał wspaniałych wychowawców, którzy pomogli mu stanąć na własnych nogach i mieć dobre życie w Polsce. 

W 1954 roku odnalazła go mieszkająca w zachodnich Niemczech ciotka i chciała zabrać do siebie. Władze PRL nie wyraziły jednak zgody. Mężczyzna nie zna powodów tej decyzji.  

Tysiące innych niemieckich sierot, jak pisze „Spiegel”, przeniosło się w latach powojennych do Niemiec Zachodnich, jak i do komunistycznej NRD. Jednym z warunków było jednak to, by biologiczni rodzice, jeżeli przeżyli i odnaleźli dzieci, starali się o ich repatriację.

„Duch hitleryzmu”

Zanim dzieci mogły wyjechać do Niemiec, musiały przejść państwowe „dochodzenie w celu wyjaśnienia ich pochodzenia”. Musieli zaświadczyć przed komisją, że czują przynależność do narodu niemieckiego. Dzieci, które uznano za trudne do wychowania lub które były „przesiąknięte duchem hitleryzmu w wyniku lat nazistowskiej propagandy”, również mogły opuścić kraj, relacjonuje „Spiegel” badania Teresy Willenborg.

Opisuje też incydent z jednej z olsztyńskich szkół z 1948 roku. Polski dyrektor szkoły poinformował swoich przełożonych o „aspołecznym zachowaniu” niemieckich dzieci. „O godzinie 8. rano grupa dziewcząt powiedziała: dziś są urodziny Hitlera. Na początku myślałem, że to żart” – relacjonuje „Spiegel” opis zdarzenia. Później uczeń z klasy 5. miał przebiec przez plac zabaw z flagą ze swastyką. „Tego samego dnia zauważyliśmy dwie swastyki wykonane z cegieł w pobliżu szkoły” – opisywał dyrektor.

Jednak takie incydenty, jak czytamy, miały być wyjątkiem, także dlatego, że rząd w Warszawie już w 1945 r. wydał dyrektywę, zgodnie z którą niemieckie dzieci miały być „polonizowane” tak szybko, jak to możliwe. Polegało to m.in. na zakazie mówienia po niemiecku oraz nauce modlitw po polsku oraz słów hymnu polskiego.

Jak pisze „Spiegel”, w Polsce wciąż żyją byłe niemieckie sieroty, które nie wiedzą nic o swoim pochodzeniu. Pewien mężczyzna, wychowany w sierocińcu w Dusznikach, dopiero teraz dowiedział się, urodził się w niemieckiej rodzinie we Wrocławiu. Mężczyzna na południu Polski został odnaleziony przez rodzinę po dziesięcioleciach poszukiwań.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>