Der Spiegel: czy karać 97-letnią sekretarkę z KL Stutthof?
17 grudnia 2022„Irmgard Furchner broniła się bardziej niż inni. Strofowała prokuratora, który nakazał przeszukanie jej pokoju w domu starców. Po wniesieniu aktu oskarżenia napisała do sędziego list w rezolutnym tonie. A gdy proces się rozpoczął się, pomimo jej sprzeciwu, rankiem pierwszego dnia rozprawy wsiadła do taksówki i uciekła” – pisze Julia Juettner w tygodniku „Der Spiegel”.
Furchner nie zgadzała się na pociągnięcie jej do odpowiedzialności za działalność w charakterze stenotypistki w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof. Zarzut, że od czerwca 1943 r. do kwietnia 1945 r. dopuściła się pomocnictwa w okrutnym morderstwie na 11380 więźniach, uznała za bezpodstawny, tym bardziej, że od zakończenia wojny minęło 77 lat.
Po trwającym rok procesie sąd w Itzehoe ma ogłosić wyrok. Sędziowie muszą rozstrzygnąć, czy pracując jako 18-latka dla komendanta obozu sturmbannfuehrera SS Paula Wernera Hoppe, Furchner była współodpowiedzialna za masowy mord.
Czy proces był potrzebny?
Jak zawsze, gdy przed sądem stają starcy z drugiego czy trzeciego rzędu (III Rzeszy), nasuwają się pytania: czy proces był potrzebny, czy to nie przesada? Czy opłacało się wozić 97-letnią kobietę 40 razy z domu starców w Quickborn do Sądu Krajowego Itzehoe?
Odpowiedzi udzielają świadkowie, którzy przeżyli obóz – pisze Juettner. Większość z nich jest, tak jak oskarżona, w „biblijnym” wieku. Występując w roli oskarżycieli posiłkowych, „nie czują się ofiarami, są silni, przeżyli” – mówi ich adwokat Christoph Rueckel. Wielu z nich po raz pierwszy w życiu zeznaje przed niemieckim sądem. „Ich zeznania dowodzą po raz kolejny, że machina zabijania wraz z miejscem egzekucji, komorą gazową i krematorium funkcjonowała dzięki pracy wielu ludzi, którzy byli strażnikami, zabezpieczali sprawne funkcjonowanie obozu, wykonywali rozkazy” – czytamy w „Spieglu”.
Furchner jako stenotypistka należała do aparatu SS. Jej szefem był komendant obozu. Z okna pokoju, w którym pracowała, widziała, co dzieje się w obozie. „Jest pierwszą osobą cywilną w Niemczech postawioną przed sądem za zbrodnie w obozie koncentracyjnym” – podkreśla autorka.
Ocaleni z obozu mają głos
Procesy jak ten ujawniają twarze sprawców zbrodni i dopuszczają do głosu tych, którzy przeżyli obóz. „Nie chodzi im najczęściej o zemstę czy odwet, ani o to, by wiekowi oskarżeni spędzili ostatnie lata życia za kratkami. Chodzi o przeciwstawienie wykrętom domniemanych nazistowskich sprawców, całej prawdy: wiedzieliście, współuczestniczyliście, mogliście się bronić, chociażby składając wniosek o przeniesienie” – tłumaczy autorka artykułu.
Osobom, które nie chciały być częścią machiny zabijania, nie groziły sankcje. Tym bardziej, że Furchner, jak wiele innych telefonistek i sekretarek, zgłosiła się dobrowolnie do pracy w obozie.
Procesy tego rodzaju są zdaniem „Spiegla” ważne także ze względu na przyszłość. Pamięć o zbrodniach Holokaustu powoli zaciera się. Przestroga, dokąd prowadzi rasizm, musi pozostać w świadomości społeczeństwa. Takie procesy są w tym pomocne.
Irmgard Furchner uważa, że potraktowano ją niesprawiedliwie. W rzeczywistości niesprawiedliwy był dominujący w Niemczech po wojnie brak woli wyjaśnienia zbrodni, co pozwoliło większości odpowiedzialnych za zbrodnie uniknąć kary. Furchner powinna być wdzięczna za to, że przez 70 lat żyła nie niepokojona przez nikogo. Powinna zaakceptować wyrok, aby mógł się uprawomocnić – czytamy w „Spieglu”.