Czy fala strajków uderzy w gospodarkę Niemiec?
15 marca 2024Jens Hoengen ma 30 lat. Od 10 lat pracuje dla niemieckich kolei Deutsche Bahn. Mężczyzna obecnie prowadzi pociągi na regionalnych trasach wokół Kolonii. W ostatnich miesiącach już kilkakrotnie brał udział w strajkach. – Oczywiście to nic przyjemnego – mówi w rozmowie z Deutsche Welle. Hoengen należy do Niemieckiego Związku Maszynistów GDL i reprezentuje w nim pracowników z Kolonii.
– Coraz mniej pracowników jest zmuszonych prowadzić coraz więcej pociągów – tłumaczy Hoengen główny powód strajku. Brakuje nowych pracowników, ponieważ warunki pracy nie należą do atrakcyjnych. Dodatkowo wielu maszynistów szykuje się do przejścia na emeryturę.
Trudna praca zmianowa
Niemieccy maszyniści pracują w systemie zmianowym. Oznacza to, że jeżdżą również nocą oraz w weekendy. Oficjalnie tydzień pracy Jensa Hoengena wynosi 38 godzin, ale jak twierdzi, często pracuje nawet 55 godzin w tygodniu. Nadgodziny może odebrać, ale i tak praca maszynisty to ciężki kawałek chleba. – Czasami pracujemy sześć dni pod rząd, czasami pięć dni, dzień przerwy, a potem znów pięć dni. To wielu kolegów wykańcza, stają się niezdolni do pracy lub rezygnują z zatrudnienia na kolei – tłumaczy Hoengen.
Deutsche Bahn gwarantuje maszynistom jeden wolny weekend w miesiącu. Praca zmianowa w jego przypadku determinuje życie towarzyskie, związek, a nawet plany posiadania dzieci. – Przyjście dziecka na świat oznacza wzięcie odpowiedzialności, a ta praca ogranicza twoją dostępność – podkreśla. Dlatego Hoengen domaga się krótszego, 35-godzinnego tygodnia pracy, wyższego wynagrodzenia i dwudniowej przerwy pomiędzy najdłuższymi zmianami.
Strajki, kryzys i jeszcze więcej strajków
Ostatnio w Niemczech strajkuje nie tylko 40 tys. członków związku maszynistów. Pracę zawieszają także pracownicy Lufthansy, lokalnych firm transportu publicznego, a także kadry szpitalne.
Jens Hoengen nie ma wątpliwości, dlaczego akurat teraz dochodzi do tak licznych strajków. Czarę goryczy przelał wzrost inflacji w ostatnich latach. Sam maszynista, uwzględniając różne dodatki, zarabia ok. 2,6 tys. euro netto na miesiąc. – Na wszystko trzeba bardzo dokładnie wyliczać. Kiedyś tak nie było – podkreśla i dodaje, że cieszy się widząc strajki w innych branżach. – Wszyscy mają te same problemy. Wszyscy pracują w nieuregulowanym trybie zmianowym.
Strajki pojawiły się w bardzo niewygodnym momencie dla polityki i biznesu. Istnieją obawy, że Niemcy coraz głębiej pogrążają się w kryzysie i stają się „muzeum dobrobytu”, jak ujął to niedawno ekonomista Moritz Schularik.
Czy produktywność cierpi na strajkach?
Jak duży wpływ mają strajki na produktywność całych Niemiec? Opinie na ten temat sa bardzo zróżnicowane. Według Eurostatu w ostatnim kwartale 2023 r. wydajność pracy gwałtownie spadła w całej Europie. Brytyjski dziennik „Financial Times” obliczył, że w tym samym okresie produktywność znacznie wzrosła, ale w Stanach Zjednoczonych. Stąd nie brakuje opinii wskazujących na rosnącą lukę w produktywności pomiędzy USA a Unią Europejską.
Strajki na pewno mają swoją cenę. Związany ze środowiskiem pracodawców Instytut Badań Ekonomicznych w Kolonii oszacował, że same strajki na kolei generują straty dla krajowej gospodarki na poziomie 100 mln euro dziennie.
– W obliczaniu wpływu na produktywność ważne jest, na jakie dane się powołamy – zaznacza Steffen Mueller, ekonomista z Uniwersytetu w Halle. – Wydajność pracy oblicza się miarą jednostki i czasu pracy. Ponieważ Amerykanie zazwyczaj pracują znacznie więcej niż Niemcy, to oczywistym jest, że ich wartości liczone od pracownika są wyższe – tłumaczy.
Z drugiej strony więcej na temat produktywności mówi wskaźnik wydajności pracy na godzinę: – Co mogę osiągnąć w określonym czasie – mówi Mueller. A przy takim założeniu różnice między Niemcami a USA na przestrzeni ostatnich 30 lat były bardzo niewielkie.
Niemcy i zdolność do adaptacji
Ekonomista zwraca jednak uwagę, że wskaźniki produktywności rosną na korzyść USA od czasu pandemii koronawirusa. Jego zdaniem dotyczy to charakteru niemieckiej gospodarki, która zawsze opierała się na stabilnych warunkach. – Niemcy działają jak dobrze naoliwiona maszyna, o ile sytuacja pozostaje stabilna. Jednak w tej chwili jeden kryzys goni drugi. W tym nie jesteśmy zbyt dobrzy – zaznacza.
Strajki odgrywają jego zdaniem mniejszą rolę niż czynniki strukturalne, takie jak wzrost cen energii, do którego doszło w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Mimo wszystko strajki oznaczają oczywiście mniejszą liczbę przepracowanych godzin. – Ostatecznie PKB może rosnąć nieco wolniej, niż gdyby strajków nie było, zwłaszcza w obszarach, w których nie da się odrobić okresu- strajków, tak jak na kolei – mówi Mueller.
Dla maszynisty Jensa Hoengena kalkulacja produktywności wygląda zupełnie inaczej: – Jeśli warunki pracy się utrzymają, nie będzie więcej pracowników. Kiedy następna grupa odejdzie na emeryturę, kolej się załamie. To też nie będzie produktywne – mówi.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie Redakcji Niemieckiej DW.