Boom na operacje plastyczne w Turcji. Okazja czy ryzyko?
18 lutego 2024– Chciałam zoperować nos, odkąd skończyłam 13 lat. Słyszałam, że tureccy lekarze są w tym bardzo dobrzy. Kilka moich przyjaciółek miało podobne operacje i były bardzo zadowolone.
Dlatego, a może z powodu niskich cen, 28-letnia Amerykanka Benita Paloja zdecydowała się na operację nosa w Turcji. Zapłaciła za nią 5 tys. dolarów i mogła polecieć do domu zaledwie tydzień po operacji.
Benita, która pracuje w sektorze finansowym i dorabia jako modelka, jest zadowolona z zabiegu. Jest bardziej pewna siebie i dostaje więcej zleceń na sesje zdjęciowe. Z entuzjazmem mówi też o kompleksowej opiece, jaką otrzymała w tureckiej klinice. Nadal pozostaje w kontakcie z zespołem medycznym. – Mogłam poddać się operacji w USA i zapłacić za nią 30 tys. dolarów, ale z pewnością nie spotkałabym się z taką opieką i pomocą, jaką otrzymałam w Turcji – mówi.
Od czasu pandemii Turcja przeżywa prawdziwy boom w turystyce zdrowotnej. Według agencji państwowej USHAS w 2021 roku kraj ten odwiedziło ponad 670 tys. pacjentów z zagranicy, by skorzystać z usług sektora zdrowia. Rok później liczba ta wzrosła do ponad 1,25 mln, co stanowi wzrost o 88 procent. W pierwszych sześciu miesiącach 2023 roku liczby utrzymały się na porównywalnym poziomie.
Odpowiednio rosną też przychody tureckich placówek opieki zdrowotnej. W 2022 roku wyniosły ponad dwa miliardy dolarów. I chociaż w pierwszej połowie 2023 roku nieznacznie spadły, eksperci uważają, że wynika to przede wszystkim z niszczycielskiego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Turcję w lutym 2023 roku i pochłonęło ponad 50 tys. ofiar.
Niemcy na pierwszym miejscu
Według Międzynarodowego Towarzystwa Chirurgii Estetycznej i Plastycznej (ISAPS) większość zagranicznych gości w 2022 roku pochodziła z Niemiec, a następnie – z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Najpopularniejszymi zabiegami niechirurgicznymi były zabiegi z użyciem botoksu i kwasu hialuronowego na zmarszczki. Jeśli chodzi o chirurgię, najpopularniejsze były liposukcja, czyli odsysanie tłuszczu, korekta nosa i powiększenie piersi.
Coraz bardziej popularny staje się w Turcji zabieg wydłużania nóg. Pod nóż nad Bosforem najczęściej idą mężczyźni, którzy są niezadowoleni ze swojego wzrostu, jak 31-letni Ash* z USA. Teraz mierzy 1,84 metra i jest o dwanaście centymetrów wyższy niż wcześniej. – To było bardzo bolesne, a faza rekonwalescencji trwała niewiarygodnie długo, ale warto było – wspomina. Operacja, jak twierdzi, zwiększyła jego szanse we flircie i mężczyzna darzony jest teraz większym szacunkiem.
Doświadczony chirurg ortopeda Yunus Öc ze Stambułu twierdzi, że tylko w ciągu ostatnich dwóch lat przeprowadził ponad 200 operacji wydłużania nóg. – W przeszłości wykonywałem ten zabieg w zasadzie tylko wtedy, gdy był konieczny ze względów medycznych, po wypadkach lub z powodu zaburzeń wzrostu – mówi.
W ostatnich latach coraz więcej osób zgłasza się do niego ze względów estetycznych. Lekarz zakłada, że liczba tych zabiegów w ciągu najbliższych trzech do pięciu lat nadal będzie rosła. Jednocześnie przestrzega przed nimi, bo w przeciwieństwie do operacji nosa lub piersi, zabieg wydłużenia nóg ma większe następstwa, jeśli na końcu nie będzie pożądanego rezultatu.
Zatrucie z powodu botoksu
Ostatnio pojawia się coraz więcej doniesień o powikłaniach związanych z chirurgią plastyczną w Turcji. Rok temu niemiecki Instytut Roberta Kocha informował o około 27 przypadkach zatrucia po zabiegu żołądka z botoksem. Botoks jest wstrzykiwany w ścianę żołądka, aby wywołać długotrwałe uczucie sytości. Jednak metoda ta doprowadziła u niektórych pacjentów do poważnych skutków ubocznych – osłabienia mięśni, niewyraźnego widzenia, trudności w oddychaniu i niekiedy paraliżu.
Także jeden z brazylijskich liftingów pośladków w Stambule zakończył się w połowie stycznia śmiercią. Jak donosiły brytyjskie media, matka trójki dzieci z Anglii doznała ataku serca cztery dni po operacji; przyczyną był zator tłuszczowy. W tej formie liftingu pośladki są wypełniane i powiększane własnym tłuszczem pacjentki.
Turcja znacznie tańsza
Dlaczego zdarzają się takie przypadki? Czy lekarze i kliniki w Turcji nie są wystarczająco kompetentni? Dr Susanne Punsmann, ekspertka z centrali konsumenckiej w Nadrenii Północnej-Westfalii, odradza generalizowanie.
– Jak wszędzie indziej, także w Turcji istnieją dobre i złe placówki – mówi, wskazując, że tytuł „chirurg kosmetyczny” nie jest chroniony przez prawo. W związku z tym zaleca zainteresowanym dokładne sprawdzenie kwalifikacji lekarzy i tego, jak często przeprowadzali zabiegi, którym chcemy się poddać. Zwraca również uwagę, że lekarze posiadający odpowiednie kwalifikacje, mają specjalizację w chirurgii plastycznej i estetycznej. – Także inni lekarze – chirurdzy, dermatolodzy lub ginekolodzy – mogą wykonywać zabiegi chirurgii estetycznej – dodaje Susanne Punsmann.
Ważne jest również, aby sprawdzić, czy lekarz lub klinika posiadają certyfikaty zgodne z normami europejskimi, jak znak ISO, który wskazuje między innymi na regularne kontrole w gabinetach. Pacjenci powinni również zostać poinformowani o stosowanych materiałach oraz laboratorium.
Uwaga na nielegalne praktyki
Ali Ihsan Ökten z Tureckiego Stowarzyszenia Lekarzy (TTB) również apeluje o ostrożność w przypadku gabinetów i klinik bez certyfikatu. Jego zdaniem taki boom w turystyce zdrowotnej prowadzi do coraz większej komercjalizacji.
I rzeczywiście na rynku panuje duża konkurencja. Tureckie kliniki próbują zdobyć pacjentów na całym świecie przy pomocy agresywnej reklamy, SMS-ów, wiadomości na komunikatorach i niskich cen. – Decydującym kryterium przy wyborze leczenia w Turcji jest często korzystna cena. Można zaoszczędzić nawet 70 proc. kosztów – mówi Susanne Punsmann z centrali konsumenckiej.
– Powiększanie piersi kosztuje w Niemczech co najmniej 4500 euro, ale w Turcji jest możliwe już za 2500 euro. Pomniejszenie żołądka to w Niemczech wydatek rzędu 12,5 tys. euro, a w Turcji – tylko jednej trzeciej tej kwoty. Szczególnie w przypadku kosztownych zabiegów można w Turcji zaoszczędzić pieniędzy, a to zwiększa gotowość do podjęcia ryzyka.
*Imię zmienione przez redakcję.
Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Niemieckiej DW.