1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Blokada rynku pracy w Niemczech

Martin Steinhage22 marca 2006
https://p.dw.com/p/BIUh
Zdjęcie: dpa ZB - Fotoreport

Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa żąda otwarcia rynku pracy i usług w Niemczech dla pracowników z Europy Wschodniej. Zdaniem DIHT w okresie najbliższych 3 lat rząd Niemiec winien przynajmniej stopniowo zwiększać margines wolności dla obywateli i firm z nowych państw członkowskich Unii. Inaczej – uważa Ludwig Georg Braun, prezes Izby – przegra się szansę, jaką są dla Niemiec tamtejsze rynki. Braun zwraca uwagę, że protekcjonizm to broń obosieczna: w ten sposób także i Niemcy tracą szansę oferowania usług w Polsce, czy w Czechach i na Słowacji. Wskazuje na fakt, że wiele usług, świadczonych przez Niemcy, cieszyłoby się tam popytem, gdyby istniała swoboda przepływu usług. Innymi słowy rykoszet. Tymczasem rząd w Berlinie podjął dziś decyzję o przedłużeniu terminów przejściowych, mających uchronić Niemcy przed napływem taniochy z „Europy Wschodniej”. Przez najbliższe trzy lata przybysze z tamtych krajów będą pracować zatem jeszcze taniej, bo na czarno. Resort pracy w Berlinie pośpieszył z wyjaśnieniem, że przedłużenie protekcjonistycznej bariery w żadnym razie nie ma nic wspólnego z zamknięciem niemieckiego rynku pracy. Ministerstwo podało do wiadomości, że z uwagi na wysokie bezrobocie w Niemczech należy nadal kierować napływem siły roboczej. Decyzja, podjęta dziś w Berlinie, zamyka niemiecki rynek pracy przez nowymi unionistami na razie do 2009 roku.

Socjaldemokrata Franz Müntefering, minister pracy i wicekanclerz w gabinecie pani Angeli Merkel, roztaczał przed sesją rządu w Berlinie dramatyczną wizję: „gdyby już dziś uchylono ograniczenia, to należałoby się liczyć z napływem wędrownych pracowników zwłaszcza w sektorze niskich płac. A to doprowadziłoby do nie do przyjęcia napięć na niemieckim rynku pracy”.

Obowiązujące aktualnie ograniczenia dotyczą pracobiorców z nowych państw Unii, szukających zatrudnienia u niemieckiego pracodawcy. Do kategorii tej należą także budowlańcy i osoby pracujące przy sprzątaniu budynków, wysyłane przez firmy usługowe z tych krajów. Decyzja rządu Niemiec stanowi odmowę wprowadzenia w życie zalecenia Komisji Unii Europejskiej. Bruksela wysuwa argument, że wędrowni pracownicy z tych państw nie zagrażają w niczym krajowym rynkom pracy. Komisarz do spraw przemysłu w Unii Europejskiej, Günter Verheugen, przypomniał niedawno niemieckim politykom, że mogą jedynie opóźnić powstanie wolnego rynku pracy, ale nie są w stanie zmienić stanu rzeczy.

Verheugen przypomina, że w 2011 roku wolny rynek pracy w skali Unii Europejskiej stanie się faktem. W roku 2011 kończą się terminy przejściowe, jakie zawarto w układach akcesyjnych na życzenie Niemiec i Austrii.

W Brukseli zwraca się uwagę na fakt, że państwa, jak Wielka Brytania, Irlandia czy Szwecja, które w pełni otworzyły rynek pracy dla „taniochy”, jak się mówi w Niemczech, mogą pochwalić się wysokim wzrostem dochodu narodowego i …wzrostem zatrudnienia. Z raportu, wypracowanego w Unii Europejskiej, wynika, że ci, którzy – jak Niemcy – zaryglowali granice przed pracownikami z nowych krajów Unii, mają większe od innych problemy ze zwalczaniem pseudo przedsiębiorców (faktycznie pracowników, udających firmy) i pracy na czarno.