Biennale w Berlinie: krytyka miażdży polskiego kuratora
2 lipca 2012120 tys. zwiedzających to jedna trzecia więcej, niż poprzednim razem. Organizatorzy wystawy przyznali, że przyczyniło się do tego także zniesienie opłat za wstęp. Zdaniem obserwatorów było to najbardziej polityczne Biennale w historii tej imprezy.
Za dużo polityki, za mało sztuki
Jednak krytycy nie pozostawili na Biennale suchej nitki. Po wielu komentarzach w czasie trwania imprezy jej zakończenie przeszło bez echa. Część poważnych mediów zrezygnowała w ogóle z bilansu - jakby z ulgą, że już po wszystkim.
Ostatniego dnia Biennale (1.07.12) niemiecki malarz Andreas Fasbenber wydał natomiast oświadczenie prasowe. Jeszcze w trakcie imprezy wycofał się z niej, a w oświadczeniu wytłumaczył: „Ocuppy Biennale chciało z polityki zrobić sztukę, a sztuki się pozbyć zamieniając ją na politykę. Nie mogę się na to zgodzić”.
Tego zdania jest też wielu niemieckich krytyków. Jest za dużo polityki a za mało niezależnej sztuki i przesłania - pisali komentatorzy jeszcze w czasie trwania imprezy.
Dobre pomysły, ale z realizacją gorzej
Felietonista Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) Niklas Maak napisał jeszcze w maju: „Günther Grass i Auschwitz >>na wynos<< oraz obóz ruchu Occupy na pokaz: posługując się cynizmem i kiczem tegoroczne Bienale zaprzepaściło swoją najważniejszą ideę”.
Maak zaznaczył, że choć kuratorzy Bienale mieli dobre pomysły, nie zastanowili się nad ich realizacją. zabrakło przemyśleń i wiedzy i przesłania. „Słabe przygotowanie, czy cynizm?”, pyta FAZ i pisze, że niektórym akcjom Biennale można wręcz zarzucić „głęboko zakorzenioną głupotę”. „Gdyby studenci w latach 60tych byli tak roztargnienii i w tak nijaki sposób prezentowaliby swoje programy, to dzisiaj rok 1968 nic by nam nie mówił”, oceniła felietonista FAZ.
„Occupy rzucała hasłami - kapitalizm, banki, ,change' - jakby same hasła gwarantowały, że powstanie coś ciekawego”, napisał felietonista, „nikt nie mówił, jakich przemian żądano w Egipcie, w Niemczech, czy we Włoszech? Przesłanie artysty wymaga wyjaśnienia, a to poprzedza wysiłek, precyzja i refleksja nad pojęciami i narzędziami, którymi operujemy”.
"Cynizm" na Biennale
Część obserwatorów podkreśliło, że pytania Artura Zmijewskiego były „nurtujące i warte zgłębienia”. Z ciekawością przyjęto jego zarzut, iż sztuka często jest prowokacją bez konsekwencji i utopią, której nikt nie chce realizować. Po „przerażająco niewinnym szóstym wydaniu Bienale” Berlin był ciekawy imprezy w wydaniu Polaka. Przyszło rozczarowanie.
Z ostrą krytyką i niesmakiem spotkała się wypowiedź Żmijewskiego nawiązująca do choroby córki polskiej artystki Joanna Rajkowskiej. Rajkowska urodziła w Berlinie dziecko z ciężką chorobą oczu. Polski kurator skomentował to pytaniem retorycznym: „A może Rosa nie chciała widzieć miasta, w którym żyje...?”. Zdaniem FAZ „to kicz i cynizm”.
Auschwitz „na wynos"
Krytycznie opisano też pomysł przesadzenia brzóz z Auschwitz-Birkenau do Berlina. Początkowo prasa pisała pozytywnie o pomyśle polskiego artysty Łukasza Surowca, ale gdy zaczęto zgłębiać ten temat - pojawiły się wątpliwości. Niektórzy krytycy byli zniesmaczeni tym, że sadzonki brzóz z Auschwitz-Birkenau, rozdawano w Berlinie w ... kubkach od kawy.
O akcji „Auschwitz to go” felietonista FAZ napisał: „Fotografia zamordowanej w obozie Zagłady rodziny jest czymś konkretnym. Drzewo jest natomiast abstrakcją, ono jest przeciwieństwem absolutnego końca, przeciwieństwem wizerunku zbrodni. Drzewo nie przeszkadza, lecz symbolizuje cykliczność, uzdrowienie, nadzieję – jakby nie działo się zło, skoro trawa i las tam rośnie”.
Prowokacje i kicz
Równie szeroko dyskutowaną ekspozycją był tzw. „mur pokoju” w dzielnicy Kreuzberg. Artystka z Londynu Nada Prlja postawiła tam ogromną ścianę dzielącą ładną, turystyczną część dzielnicy od tej biednej, gdzie żyją przede wszystkim migranci. Mur blokował przejazd i reakcje mieszkańców oraz krytyków były mieszane.
Jedni byli zdania, że Nada Prlja trafiła w sedno sprawy, bo zwróciła uwagę na podziały społeczne, a protest mieszkańców dowodzi udanej prowokacji. Inni, że jest to sztuka płytka i banalna oraz, że „ignoruje potrzeby mieszkańców, zwłaszcza tych, którzy codziennie muszą jeździć do pracy i z powodu bariery w formie sztuki nie są punktualni” - pisał dziennik Die Welt.
Zdaniem Die Welt 7. Bienale było „wysoko subwencjonowanym kiczem”. „Sztuka jeszcze nigdy nie była tak bardzo piłką establishmentu i rzadko w swojej instytucjonalnej błogości aranżowała się w taki sposób z władzą, aby potem jako bulwarowy teatr ją zbesztać. Jest to śmieszne i smutne”, podsumowała gazeta.
Odważnie i sympatycznie
Pozytywnych elementów dopatrzyła się natomiast w Biennale Berliner Zeitung. Siódma edycja dużo bardziej niż poprzednie „chciała zmienić świat - to było odważne i sympatyczne”, pisze dziennik i przypomina o akcjach przeciwko koncernom zbrojeniowym, o kongresie Ruchu Odrodzenia Żydowskiego i „murze pokoju”.
Gazeta krytycznie natomiast oceniła, że zabraknie tym razem wspomnień „wizualno-zmysłowych”, ponieważ polscy twórcy zdecydowali się na „akcję demonstracyjną, której celem było pokazać Berlinowi, Niemcom, Zachodowi lustrzane odbicie – odbicie świata odpolitycznionego i wykolejonego”. Te akcje "pozyskały wielu, ale wykluczyły wszystkich, których można było osiągnąć sztuką empatii”.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp. Bartosz Dudek