Bezpieczeństwo na drogach. Ambitny cel UE zagrożony
12 marca 2024Ambicje były spore: całkowicie wyeliminować wypadki śmiertelne na unijnych drogach i znacznie ograniczyć te, które kończą się poważnymi urazami. Ustanowiono nawet ramy czasowe: do 2030 r. liczba śmiertelnych wypadków miałaby spaść o połowę, a do 2050 r. zostać zredukowana do zera; Komisja Europejska przyjęła kompleksowy program działań w tym zakresie.
Problem w tym, że zmiany postępują zbyt powoli. Co prawda w latach 2010-2020 liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w UE spadła o 36 proc., ale już w 2022 r. wzrosła o 4 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. - Postęp, jeśli chodzi o poprawę bezpieczeństwa na drogach w państwach członkowskich w ostatnich latach mocno wyhamował. Dzisiaj zdolność UE do zredukowania w najbliższym 25-leciu liczby wypadków do zera wydaje się być bardzo wątpliwa – ujawnia w opublikowanym we wtorek (12.03) sprawozdaniu Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO), czyli organ kontrolny Unii Europejskiej.
Audytorzy przyznają, że chociaż na początku widać było wyraźne zmiany, to od pewnego czasu widać raczej stagnację. Albo pogorszenie się sytuacji, bo w niektórych krajach, jak m.in. Holandia, która jeszcze dekadę temu była jednym z trzech krajów o najniższym odsetku ofiar śmiertelnych na drogach, w ostatnich latach liczba wypadków na drogach wzrosła tam aż o 22 proc.
Giną głównie piesi, rowerzyści i pasażerowie. Mniej kierowców
Dzisiaj unijni kontrolerzy szacują, że do 2030 r. liczbę wypadków śmiertelnych na unijnych drogach uda się zredukować tylko o jedną czwartą, a nie o połowę, jak pierwotnie zakładano. - Przy obecnym tempie postępów nie zdołamy w tej dekadzie zmniejszyć o połowę liczby ofiar śmiertelnych, co z kolei stawia pod znakiem zapytania możliwość osiągnięcia celu na rok 2050 – przyznaje w rozmowie z DW Eva Lindstroem, odpowiedzialna za audyt. Dodaje, że chociaż europejskie drogi są najbezpieczniejsze na świecie, to wciąż ginie na nich ponad 20 tys. osób rocznie (w 2022 r. w wypadkach drogowych życie straciło 20640 osób), a pięć razy więcej odnosi w ich wyniku poważne rany.
Dla porównania: śmiertelnych ofiar wypadków kolejowych odnotowuje się rocznie ok. 19, z kolei ostatni śmiertelny wypadek na pokładzie samolotu należącego do przewoźnika z UE miał miejsce w 2016 r., zginęły wtedy dwie osoby. Jak pokazują statystyki, na drogach giną głównie piesi, rowerzyści i motocykliści, którzy w unijnym żargonie nazywani są tzw. użytkownikami niechronionymi. To oni właśnie stanowią połowę śmiertelnych ofiar wypadków w ogóle i większość (70 proc.) w miastach. Drugą niezwykle liczną grupą są pasażerowie samochodów, rzadziej kierowcy. Giną częściej ludzie młodzi (18-24 lata) i starsi (65+); ci pierwsi głównie w roli pasażerów aut, ci drudzy to najczęściej piesi lub rowerzyści. Najczęstsze przyczyny wypadków to: nadmierna prędkość, alkohol, niezapięcie pasów bezpieczeństwa, rozkojarzenie kierowcy.
– Codziennie na drogach UE ginie ponad 50 osób. Na każdą ofiarę śmiertelną przypada pięcioro poważnie rannych. To oznacza, że co roku życie 100 tys. Europejczyków zostaje przedwcześnie przerwane lub dramatycznie zmienione. Te liczby w ostatnich latach się nie zmieniły, a w niektórych krajach są wręcz alarmujące – mówi DW Eva Lindstroem z ETO. Faktycznie, statystyki pokazują znacznie różnice w bezpieczeństwie na drogach między państwami członkowskimi. I tak, najwięcej ludzi ginie na drogach w Rumunii (86 osób na 1 mln mieszkańców) i Bułgarii, najmniej w Szwecji (22 osoby na 1 mln mieszkańców) i Danii. Średnia Unijna to 46 osób; Polska znajduje się powyżej niej – ginie tu 50 osób na 1 mln mieszkańców, Niemcy – poniżej (ok. 36 osób).
Źle wydane pieniądze i zbyt powolne zmiany
Gdzie leży problem? Mimo, że UE przeznacza na poprawę bezpieczeństwa na drogach spore fundusze (tylko w latach 2014-2020 było to 6,7 mld euro), to – zdaniem ETO – nie są one wydawane na te rodzaje infrastruktury, które są związane z największą liczbą ofiar śmiertelnych, czyli na drogi miejskie, ścieżki rowerowe czy drogi inne niż główne, ani na projekty infrastrukturalne, które przyczyniłyby się do zwiększenia bezpieczeństwa ruchu drogowego, jak np. modernizacja dróg rowerowych lub pieszych.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>
Problem w tym, że – jak zauważają kontrolerzy – już niedługo finansowanie unijne na rzecz bezpieczeństwa drogowego może się zmniejszyć, tym bardziej, że UE pilnie potrzebuje teraz pieniędzy na inne cele, w tym np. zwiększenie obronności w obliczu toczącej się za wschodnią granicą wojny. Tymczasem liczba zagrożeń rośnie, bo flota samochodowa w UE się starzeje, a na drogach pojawiają się nowe wyzwania, jak np. rosnąca liczba hulajnóg elektrycznych. – Wniosek jest prosty: jeśli UE i państwa członkowskie chcą zrealizować swoje cele to muszą się pospieszyć. Jeśli tego nie zrobią, to nie będą w stanie ograniczyć liczby wypadków na europejskich drogach, nie mówiąc już o zredukowaniu do zera liczby ofiar śmiertelnych – mówi DW Eva Lindstroem.