Zestresowani nauczyciele, sfrustrowani uczniowie
26 marca 2013Koledzy siedmioletniego niewidomego Marvina (imię zmienione) biegają po boisku, a on stoi milcząco pod ścianą. W lekcjach prawie nie uczestniczy.
- Potrzebujemy dla niego innych materiałów pomocniczych oraz stałej pomocy nauczycielki. Nie udało nam się go naprawdę wesprzeć i zintegrować z resztą klasy – ubolewa dyrektorka szkoły podstawowej Beate Müller (imię i nazwisko zmienione).
Na trzy godziny w tygodniu do szkoły przychodziła pedagog specjalna. Ponieważ mieszkała dosyć daleko, z trzech godzin będących do dyspozycji nauczycielki Marvina, pozostawała z reguły godzina, żeby zapoznać ją z materiałami dla niewidomych i porozmawiać o problemach. - W dodatku nie jesteśmy szkołą wolną od barier i ciągle się baliśmy, że Marvinowi coś się stanie – mówi Müller.
I tak się też stało. Po wypadku niewidome dziecko opuściło szkołę i zostało przeniesione do szkoły dla niewidomych.
Kompletna bezradność
- W tych warunkach inkluzja nie może funkcjonować – uważa Beate Müller nie kryjąc gniewu.
Müller i wielu nauczycieli twierdzą, że zostali przez politykę pozostawieni samym sobie. Od czasu, gdy Niemcy podpisały Konwencję ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych, wszystkie dzieci niepełnosprawne mają prawo do nauki w szkołach ogólnodostępnych. Na tę konwencję powołali się też rodzice Marvina. – Wypróbowaliśmy inkluzję kosztem dziecka i ponieśliśmy porażkę – podkreśliła z goryczą dyrektorka szkoły.
Z tego typu doświadczeniami ekspert do spraw oświaty Heinz Klippert spotyka się ostatnio coraz częściej. Klippert rokrocznie odwiedza około stu szkół w Niemczech. Zajmuje się doskonaleniem nauczycieli. Opowiada o dzieciach autystycznych, które z krzykiem chowają się pod ławkami i o pedagogach, którzy muszą towarzyszyć tym dzieciom w drodze do toalety – pozostawiając 30 uczniów bez opieki.
Inkluzja jeszcze długo nie będzie regułą
- Potrzebujemy w Niemczech więcej wsparcia dla nauczycieli – żąda ekspert. Ani likwidacja szkół specjalnych nie rozwiąże problemu, ani też zatrudnianie pedagogów specjalnych w tzw. centrach wspierania.
Zamiast uczyć w jednej klasie, pedagodzy specjalni jeżdżą od szkoły do szkoły i opiekują się tam dziećmi niepełnosprawnymi, z reguły przez 2-3 godzin tygodniowo.
Dane liczbowe
W Niemczech jest ok. pół miliona dzieci i młodzieży niepełnosprawnej. Jak dotąd tylko 25 procent z nich uczęszcza do szkół ogólnodostępnych. Pozostałe chodzą do szkół specjalnych i szkół wspierania rozwoju o charakterze terapeutycznym dla dzieci z dysfunkcjami rozwojowymi. Takich szkół wspierania w Niemczech jest dziesięć rodzajów; tyle nie ma nigdzie na świecie.
Polityka chce to jednak zmienić, a pedagogów specjalnych zatrudnić w szkołach ogólnodostępnych, zamiast w szkołach wspierania. Bo te, jak twierdzą eksperci międzynarodowi, nie sprawdziły się. 80 procent uczniów nie kończy tych szkół.
Strategia drobnych kroków
Klippert nie przeczy, że dziecko niepełnosprawne bardziej skorzysta z nauki w szkole ogólnodostępnej. Opowiada się za inkluzją, ostrzega jednak przed pośpiechem.
- W innych krajach inkluzja cieszy się powodzeniem. Uczniowie uczą się razem do 10. klasy, pedagodzy są przygotowani do nauczania indywidualnego. Natomiast w Niemczech wielu nauczycieli nie radzi sobie z nauczaniem zdrowych uczniów reprezentujących zróżnicowany poziomy wiedzy. - W jaki sposób mają zatem poradzić sobie z uczniami niepełnosprawnymi – zastanawia się ekspert.
Dlatego Klippert opowiada się za strategią drobnych kroków. - Najpierw trzeba wyszkolić nauczycieli, potem zintegrować uczniów z drobnymi dysfunkcjami rozwojowymi, a następnie dzieci i młodzież upośledzoną psychicznie i fizycznie.
Różne opinie na temat inkluzji
Tej opinii nie podziela berliński ekspert nauk pedagogicznych Ulf Preuss-Lausitz. – Uczymy się podejścia do osób niepełnosprawnych obcując z nimi - mówi.
Twierdzi, że proces inkluzji trwa w Niemczech zbyt długo. Pozytywnymi przykładami są Szlezwik-Holsztyn i Brema, gdzie ponad połowa wszystkich uczniów niepełnosprawnych chodzi do ogólnodostępnych szkół. Ale również tam nauczyciele sobie nie radzą z inkluzją.
- Potrzebujemy więcej pedagogów specjalnych – mówi Astrid Henke ze związków zawodowych Wychowanie i Nauka w Szlezwiku-Holsztynie. - Tam coraz więcej nauczycieli pracuje w niepełnym wymiarze czasu pracy – dodaje Henke - Są tak obciążeni inkluzją, że redukują czas pracy, żeby się nie rozchorować.
DW / Iwona D. Metzner
Red. odp.: Elżbieta Stasik