1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

W Niemczech, u Pana Boga za piecem

1 lutego 2010

Co trzeci bezdomny w Berlinie to Polak – tak przynajmniej uważają pracownicy schronisk. W Niemczech łatwiej jest przezimować. Nikt nie pyta o narodowość czy papiery. A w noclegowniach tolerowany jest alkohol

https://p.dw.com/p/Lhvl
bezdomny Marek
Marek żył w Berlinie w przejściu podziemnymZdjęcie: DW

Marek przyjechał do Berlina trzy lata temu. “Właściwie chciałem jechać do Madrytu, ale w pociągu z Katowic piłem na potęgę i wysiadłem za wcześnie”, opowiada Marek. “Jak zauważyłem, że to Berlin, pociąg już odjechał”, tłumaczy i się śmieje. Przez kilka tygodni 54-letni Polak nie wstawał o własnych siłach, bo miał bezwładne nogi. Problem wielki, bo nawet do toalety potrzebna była pomoc. "Babcie Niemki przynoszą mi jedzenie, czasem coś wrzucą do kubka, a za rogiem jest dyskoteka, więc alkohol też ktoś zorganizuje”, dodaje.

Marek śpi pod mostem
Przez prawie dwa miesiące Marek spał pod mostem przy Warschauer StrasseZdjęcie: DW

Marek ma w Niemczech rodzinę, ale nie ma z nią kontaktu. "Jestem alkoholikiem, a to ludzie o ustabilizowanej pozycji, więc wstyd", mówi i znów się śmieje, a łzy mu lecą. "Takie to życie dziwne, ale ja nie chcę tutaj umrzeć", łzy lecą dalej, a on dodaje: "to z choroby, nie ze smutku". Marek ma dwa marzenia: trafić jakoś na terapię i zobaczyć Indie. “Jak się zdarzy cud, to jakoś tam trafię”, mówi. Kilka dni później kierowca z Misji dla Bezdomnych przy Lehrterstrasse w Berlinie, Artur, zawiózł Marka do Poznania, na terapię do fundacji "Barka". “Tam się nim zajmą i pomogą”, mówi Artur po powrocie i przyznaje, że razem z Markiem zawiózł tam jeszcze dwóch innych bezdomnych Polaków.

Człowiek z misją

Choć liczba bezdomnych w Niemczech spada, to bezdomnych ze wschodu, głównie z Polski, rośnie. Na ulicy, głównie w wielkich niemeickich miastach, żyje ok. 21 tys. osób Mówi się, że w tej grupie 30-40 procent to Polacy.

Dla ludzi, jak Artur, praca misji to misja. 20 lat temu przyjechał do Berlina z Wrocławia. Tej zimy po raz pierwszy jeździ autobusem i zbiera bezdomnych. Marek wie, jak to jest - żyć na ulicy. Sam przez wiele lat był narkomanem, zanim trafił na terapię. Siedem lat temu wrócił do życia, ożenił się i założył firmę usługową jako dozorca. W dzień pracuje, w nocy jeździ. Dlaczego? “Mnie też pomogli”, ucina. Dla Misji Artur jest zbawieniem, bo mówi po polsku. Najchętniej wywiózłby wszystkich Polaków do domu. „W Niemczech trudno ich gdzieś ulokować“, mówi.

Polnische Obdachlose in Berlin
Artur - kierowca i zbawicielZdjęcie: DW

Żebrak, ale pan

Ostatnio zawiózł sześciu Polaków do ośrodka odwykowego "Josephhof" w Berlinie. "Trzech zostało, trzech uciekło”, mówi. Tłumaczy, że ośrodki niechętnie przyjmują Polaków, bo "nie mają najlepszej opinii". "Często się kłócą, ze sobą i z innymi", opowiada, "w ogóle nie wytrzymują presji, własne niepowodzenie odreagowują gdzie popadnie”.

Polski kierowca opowiada, że wielu bezdomnych Polaków zaczyna przygodę w Niemczech od pracy. "Zgłaszają się w Polsce na wyjazd do Niemiec, po kilku tygodniach robota się kończy, a pracodawca znika”, tłumaczy Artur. Wielu szuka nowej pracy, bo wstydzą się wrócić z niczym. “Ta głupia polska duma ich gubi”, mówi kierowca i dodaje: “Pewnego dnia uciekają w anonimowość i w alkohol, bo w Niemczech o niego dużo łatwiej i nikt nie zakazuje, nawet w schroniskach”.

Błędne koło

Maniek z wybrzeża ma 32 lata i naprawdę nazywa się inaczej. Ale swojej anonimowości strzeże jak tajemnicy państwowej. Za zdjęcie życzy sobie niewielkiej rekompensaty i pozuje się z półprofilu. Obok Mańka przy stole w Misji siedzi jego kumpel, Darek, z Zamojskiego. Darek nie chce zdjęcia za żadne skarby, ale chętnie wtrąca do rozmowy swoje trzy grosze. "Żeby mieć robotę, trzeba mieć meldunek, a do meldunku potrzeba roboty, bo nikt nie da mieszkania bezdomnemu", tłumaczy sytuację.

"Trochę narozrabiałem", przyznaje Maniek, „miałem konta w kilku bankach, trochę przeciągnąłem debet i nie oddałem”. Ile? "No, kilka...set. Może trochę więcej". Tym sposobem Maniek trafił na czarną listę Schufy, czyli bazy danych o dłużnikach. To jeszcze nie całe wyjaśnienie bezdomności, ale typowy początek.

Polnische Obdachlose in Berlin
Maniek nie wygląda na bezdomnegoZdjęcie: DW

Chłopaki jak lalki

Obaj młodzi mężczyźni nie wyglądają, jakby nie mieli domu. Modne ciuchy, w miarę zadbani. "Mam kumpli, mają dojście do ciuchów", tłumaczy się Maniek, a Darek opowiada dalej o sobie: „W kraju mnie orżnęli, prywaciarz na Konwiktorskiej obiecał pensję, a wypłacił tylko część. Rząd też oszukuje".

Darkowi się wydawało, że w Niemczech jest lepiej i na razie jest: „Dają jeść i spać, można przezimować bez problemu”. Żeby mieć parę groszy, Darek roznosi wieczorem gazety, zanim zjawia się na kolacji dla bezdomnych. Na pierwszy rzut oka nie widać, że ma też inny problem. „Nie, ja nie piję”, zaprzecza. A inny Polak komentuje cicho: „Tak mówisz, ale też jesteś na gazie”. Darek milczy.

Łatwe znieczulenie

„To nie jest problem Polaków, lecz niemal wszystkich bezdomnych”, mówi lekarka Eva Maria. Jest na emeryturze i pomaga w misji. Eva Maria zna wielu polskich bezdomnych i tłumaczy jak tu trafiają. Nagle podchodzi jeden z nich. Widząc mikrofon mówi: „Całuję rączki pani redaktor!”. Wyciąga rękę, po czym lekko się zataczając czyni, co zapowiada. Starszy mężczyzna mówi spokojnie i chwali się lekarce zawartością plecaka. Parę osobistych rzeczy i środki dezynfekujące. „Żeby niczego nie złapać, bo tyle elementu się tu kręci”, dodaje na odchodne.

Polnische Obdachlose in Berlin Flash-Galerie
U lekarki Evy Marii każdy stały gość Misji ma swoją kartę zdrowiaZdjęcie: DW

„Każdy, kto do nas przychodzi, musi się regularnie poddawać kontroli na świerzb i wszy”, mówi Eva Maria. Co najmniej co trzecie nazwisko w jej kartotece ma polskie brzmienie. Lekarka narzeka na trudności językowe i dodaje, że nikogo nie pyta o pochodzenie: "Pomagamy każdemu, kto się zgłosi”, zaznacza.

Polacy nie mają żadnego ubezpieczenia, więc pomoc jest ograniczona. „Lekarza wolno nam zawołać dopiero, gdy jest zagrożenie życia”, mówi też kierowca Artur. Zna rodaków, którym już amputowano nogi, by nie umarli. „Gdybym nie wywiózł Marka spod mostu przy Warschauer Strasse, też by mu je wkrótce obcięli”, dodaje.

Kobiety w strasznym stanie

Około północy na podłodze stołówki w berlińskiej misji trudno już znaleźć wolny kąt. Polski kierowca zawozi kilku bezdomnych do schronisk, gdzie zwolniły się miejsca. Tej nocy udało się też Mańkowi i Darkowi. “Mam dla was schronisko, możecie tam zostać jedną noc", mówi Artur, “wyśpicie się w normalnym łóżku".

Polnische Obdachlose in Berlin
Wolontariusze misji gotują i serwują posiłki do póżnej nocyZdjęcie: DW

W autobusie Darek opowiada, że jest spawaczem i przyjechał do Niemiec z nadzieją na pracę, ale "wyszło inaczej". "Jakbym dostał pracę, to spróbowałbym wszystko od nowa", mówi 30-latek i dodaje bez przekonania, że "teoretycznie" wszystko jeszcze przed nim. Zanim wyjechał, miał dziewczynę, ale go "zawiodła". "Tutaj trudno o dziewczyny, bo patrzą na kasę", mówi nerwowo. Tylko matka w Polsce wie, że się tuła po kątach. Innym powiedział, że jedzie na platformę do Norwegii. Dlaczego nie został z matką w Polsce? "Nie chcę, żeby mnie rodzina utrzymywała, wstyd i hańba. Tu też można przenocować w ciepłym", mówi.

W ośrodku przy Lehrterstrasse, blisko dworca głównego w Berlinie, jest miejsce dla 70-ciu osób, ale były już noce, kiedy spało tam 160. Szacuje się, że co najmniej co trzeci to Polak. Najwięcej z nich pochodzi z zachodnich regionów kraju. Maniek ze Szczecina, kilku chłopaków z okolic Gorzowa i Poznania, Litwin z Bolesławca i jest też nietypowe małżeństwo z Wrocławia - 60-letnia Róża i 30-letni Józef Sikorowie - oboje sprawiają wrażenie zupełnie zagubionych. Opowiadają, że rodzina wygoniła ich z domu i postanowili wyjechać za granicę. W misji są też kobiety z Polski, ale "z nikim nie chcą rozmawiać", opowiada Artur. "Jak już kobiety tu trafią, to są zwykle w strasznym stanie".

Polnische Obdachlose in Berlin
...a na święta wszyscy goście ośrodka dostali prezentyZdjęcie: DW

Niemcy zazdroszczą Polakom

Pracownicy misji nie dziwią się, że przychodzi coraz więcej Polaków, bo "jest to placówka chrześcijańska i każdy otrzyma tu pomoc". Zdarzają się też napięcia między bezdomnymi. Ale nie chodzi o Polaków, "front przebiega raczej między Niemcami, a resztą, bo niektórzy są zazdrośni, że cudzoziemcy dostają więcej", tłumaczy Artur.

Rzeczniczka prasowa placówki, Ortrud Wohlwend, zakłada bazując na relacjach Polaków, że “warunki w Polsce są dużo gorsze i nie wszyscy mogą bezpiecznie przetrwać zimę”. A zima w Polsce w tym roku jest nadzwyczaj surowa.

Modlitwa dobra na wszystko

Co noc w misji pomaga kilkunastu wolontariuszy. Po wieczornym nabożeństwie dzielą się zadaniami. Jest dyżur na bramce, w biurze, przy sortowaniu ubrań i w kuchni. Między pracownikami a gośćmi nie ma spoufalenia. “Życzliwie, ale rzeczowo”, tłumaczy młoda dziewczyna, Melanie, jakby poinstruowana.

Polnische Obdachlose in Berlin
Misja dla Bezdomnych ma własną kaplicę, codziennie odprawia się tam nabożeństwaZdjęcie: DW

Nie wszyscy wolontariusze pochodzą z Berlina. Günter i Inge Winter mieszkają 700 kilometrów dalej na zachód, niedaleko Stuttgartu. Już piąty rok z rzędu przyjeżdżają na zimę do stolicy. “Nasze dzieci i 11 wnuczków trochę są rozczarowani, że dziadkowie tak spędzają święta, ale ci tutaj też się chcą poczuć kochani”, mówi Günter pół żartem, pół serio i pokazuje na gości w jadalni. W tym roku kupił sobie słownik niemiecko-polski, “bo czasem naprawdę jest potrzebny”. Günter Winter jest samoukiem i kiedy stoi przy bufecie, słychać jak mówi “proszę”, “dziękuję”, “dobranoc”.

Cud pod mostem

Około trzeciej w nocy w stołówce i kilku pomieszczeniach misji śpi ponad stu bezdomnych. W śpiworach, na podłodze, pochyleni nad stołem. W kuchni wolontariusze zmywają ostatnie naczynia, a Artur właśnie kończy autobusowy dyżur. O siódmej rano będzie pobudka. Do ósmej trzeba opuścić salę. „Kto chce, może się przed wyjściem pomodlić w naszej kaplicy”, informuje starszy wolontariusz, „czasem zdarzają się cuda”.

Róża Romaniec, Deutsche Welle, Berlin

red. odp. Jan Kowalski / du