1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

SZ: krytyka Brukseli i równoległy świat Kaczyńskiego

Barbara Cöllen
21 grudnia 2016

"Realna UE nie jest tak po prostu wielkim workiem dotacji, lecz wspólnotą demokracji i państw prawa" - pisze "Sueddeutsche Zeitung“ (SZ) nawiązując do unijnej procedury kontroli praworządności w Polsce.

https://p.dw.com/p/2Ugk7
Polen Warschau Parlament Jaroslaw Kaczynski
Zdjęcie: picture-alliance/NurPhoto/M. Wlodarczyk

Na wstępie artykułu pt. „Polski równoległy świat“ w środowym (21.12.2016) wydaniu  „Sueddeutsche Zeitung” Daniel Broessler zarzuca państwom członkowskim UE chowanie głowy w piasek, podczas, gdy - jego zdaniem - w Polsce „został zniesiony podział władz, zostało osłabione państwo prawa, gdzie zdemolowano demokrację”. W jego opinii reakcję pozostałych państw członkowskich można ująć w dwóch słowach: „Co? Gdzie?" Broessler ubolewa, że rządy państw członkowskich pozostawiają takie sprawy do załatwienia Komisji Europejskiej i w praktyce tak rozumieją podział pracy w UE. Jednak „w perspektywie długoterminowej taka praktyka jest fatalna” – twierdzi komentator SZ.

Daniel Broesler przypomina genezę wydarzeń związanych z uruchomieniem przez Komisję Europejską procedury sprawdzania praworządności. „Na początku tego roku jako strażniczka traktatów unijnych KE bardzo słusznie potraktowała atak polskiego rządu PiS na państwo prawa jako sprawę Wspólnoty. Od tamtego czasu zadawała pytania, wydawała zalecenia i wyrażała zaniepokojenie. Przed końcem tego roku jest jasne, jak niewielkie wrażenie robiło to na Jarosławie Kaczyńskim i wiernemu mu rządowi”. SZ pisze, że proces podporządkowania Trybunału Konstytucyjnego interesom polskiego rządu jest praktycznie zakończony, „postępuje proces ograniczania demokracji". Komisja Europejska wyczerpała prawie wszystkie możliwości działania w ramach wszczętej procedury. Teraz musi przekazać sprawę w ręce Rady Europejskiej, ale wtedy „przyszłaby kolej na podjęcie działań przez państwa, które tego nie chcą”.

Monachijski dziennik przypomina, że za „poważne i utrzymujące się naruszanie podstawowych wartości UE” na tym etapie grozi pozbawieniem państwa członkowskiego jego praw. Autor komentarza zastanawia się, czy jest to do zrealizowania, gdyż decyzja o pozbawieniu państwa członkowskiego prawa głosu w Radzie UE musi być podjęta jednogłośnie. A wyłamać się z tego mogą Węgry - podkreśla.  „Dlatego przywódcom państw unijnych byłoby to na rękę, gdyby Komisja Europejska całą sprawę odłożyła do akt ze względu na to, że jej starania prowadzą donikąd. Ale właśnie dlatego nie wolno jej tego zrobić” – podkreśla Broessler.

„Jeśli jej działania wobec rządów po następnych, życzliwych upomnieniach spełzną na niczym, będzie to jej własna porażka. Jeśli teraz w Unii Europejskiej niemożliwe jest nazywanie po imieniu ciężkich naruszeń zasady praworządności i ukaranie tego, to w rzeczywistości spowodowane jest to brakiem dobrej woli państw unijnych i zbyt wysokimi poprzeczkami, które stawia traktat lizboński”. Dziennik uważa, że problemy te trzeba nazwać po imieniu i nie wolno ich zbywać uwagą o tym, że UE zawiodła. „To nie rozwiązałoby wprawdzie problemu, ale podniosłoby świadomość istnienia problemu” – stwierdza niemiecki dziennikarz. W konkluzji komentarza w SZ pisze, że „w równoległym świecie Kaczyńskiego krytyka z Brukseli odbierana jest jako mieszanie się wewnętrzne sprawy. Dla niego Unia Europejska jest, jak sam powiedział, wielką stajnią, z której można konie kraść”. Ale „realna UE nie jest tak po prostu wielkim workiem dotacji, lecz wspólnotą demokracji i państw prawa”, a „każde państwo członkowskie, które nie spełnia warunków członkostwa, obchodzi innych” – podkreśla SZ. Komentator zauważa, że „Kaczyński i jego ludzie dotychczas traktują swoich krytyków z UE z tą samą arogancją, jaką karzą opozycję polityczną w swoim własnym kraju. Im łatwiej będzie uchodzić im to płazem, tym większe szkody poniesie Unia” – podsumowuje „Sueddeutsche Zeitung”.

(opr.) Barbara  Cöllen

Niniejszy artykuł jest omówieniem głosu z prasy niemieckiej i niekoniecznie odzwerciedla stanowisko redaktorów Redakcji Polskiej DW.