1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rocznica buntu więźniów w Sobiborze

14 października 2018

75 lat temu w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze wybuchł zbrojny bunt. Bezpośrednio po nim Niemcy zlikwidowali obóz. - Być może uchroniło to wiele osób przed śmiercią - mówi kierownik muzeum Tomasz Oleksy-Zborowski.

https://p.dw.com/p/36Wwr
Tablica upamiętniająca śmierć więźniów w byłym niemieckim obozie zagłady Sobibór
Tablica upamiętniająca śmierć więźniów w byłym niemieckim obozie zagłady SobibórZdjęcie: picture-alliance/dpa/P. Wierzchowski

Teren, na którym Niemcy w 1942 roku zbudowali obóz zagłady w Sobiborze,  w niczym nie przypominał miejsca śmierci. Położony „na końcu świata”, pośród drzew, z wypielęgnowanymi trawnikami i zadbanymi budynkami - nic nie sugerowało tego, co czeka przywiezionych tu ludzi. Niemcy zadbali nawet o to, by na stacji, do której docierały transporty, wywieszony był rozkład jazdy i chodził zegar. Dla około 180 tysięcy osób (inne źródła mówią nawet o 250.000) była to ostatnia podróż.

Dziś miejsce pamięci przypomina plac budowy. Stoją już wprawdzie mury nowego muzeum, ale prace archeologiczne wymagają czasu. - Stale natrafiamy na różne przedmioty należące do więźniów. Na przykład tabliczka 6-letniej dziewczynki, znaleziona w miejscu, gdzie więźniowie się rozbierali czy inna, pozostawiona w miejscu, gdzie było krematorium i wiemy, że tę tabliczkę trzymał w ręku 8-letni chłopczyk, kiedy szedł do komory gazowej - mówi kierownik miejsca pamięci Tomasz Oleksy Zborowski, który od 10 lat pracuje w tym miejscu, choć przyznaje, że „pracą” trudno to nazwać. - Też mam dzieci, trzymam w ręku znalezioną tu zabawkę, a potem wracam do domu. Człowiek nie potrafi sobie wytłumaczyć, dlaczego tak tych ludzi potraktowano, dlaczego odarto ich z godności, zabito, zabrano wszystko, co mieli - dodaje.

Tomasz Oleksy kierownik miejsca pamięci w Sobiborze
Tomasz Oleksy kierownik miejsca pamięci w SobiborzeZdjęcie: DW/M. Gwozdz-Pallokat

Obóz funkcjonował przez 18 miesięcy - wystarczająco długo, by uśmiercić tyle osób. Po wojnie miejsce to zostało niemal zupełnie zapomniane. Dopiero po procesie oprawców z Sobiboru w Hagen w RFN (1965-1966) w miejscu tym zaczęły pojawiać się ślady upamiętnienia. Od 1965 do 1989 roku wisiała tablica na murze pamiątkowym upamiętniająca głównie jeńców radzieckich i w drugiej kolejności „Żydów, Polaków, Cyganów”, bez nazywania rzeczywistego celu, dla którego obóz został utworzony. Po jakimś czasie z inicjatywy byłych więźniów, wymieniono tablicę, zaznaczając, że w Sobiborze zginęli przede wszystkim Żydzi. W 1993 roku powstało też niewielkie muzeum, a od 7 lat cztery kraje: Polska, Izrael, Holandia i Słowacja tworzą tzw. komitet sterujący i czuwają nad kształtem powstającego nowego muzeum. Rosja skarży się, że wykluczono ją z udziału w projekcie. Jarosław Sellin, wiceminister kultury, te zarzuty odpiera: - Rosja poprosiła o dołączenie do komitetu pod koniec jego pracy. Nie zgłaszała wcześniej chęci uczestnictwa. Zarówno Izrael, jak i Holandia powiedzieli: my już kończymy prace. Już wszystko zostało zaprojektowane, zaplanowane i sfinansowane, na sam koniec to już nie ma sensu. Zapraszamy Rosję na uroczystości, niech sobie organizują jakieś wystawy czasowe. Tu jest pełna otwartość - jeśli chcą pokazać jakąś wystawę czasową o Peczerskim, o swojej wizji tego, co się tam zdarzyło - nie ma żadnego problemu. Wykorzystywali trochę ten fakt, żeby pokazywać Polskę jako kraj rusofobiczny - dodaje Sellin.

Niemcy sfinansują wystawę stałą i wystawy czasowe.  Nowe Muzeum ma być gotowe w 2020 roku. Dla byłych więźniów o wiele za późno.

Jedyne udane powstanie w czasie II wojny światowej

Wieloletni dyrektor miejsca pamięci w Sobiborze, Marek Bem, mówi o trzech osobach, które jeszcze żyją, ale ich stan zdrowia nie pozwala na to, by uczestniczyły w tegorocznych uroczystościach. - Poznałem 18 więźniów Sobiboru, odwiedzałem ich przez 20 lat, spędzałem z nimi mnóstwo czasu, mieszkałem, odwiedzałem, pracowałem z nimi na wszystkich kontynentach. Ciągle nie mogli zrozumieć, dlaczego mówi się o powstaniu w getcie warszawskim i o innych, a to jedyne udane powstanie w czasie II wojny światowej, w tak unikalnym miejscu, nie miało w historiografii należytego opisu - mówi Bem. 

Latem 1943 roku w obozie powstała konspiracyjna grupa, którą kierował Leon Feldhendler. We wrześniu transportem z Mińska przywieziono sowieckich jeńców pochodzenia żydowskiego. Wśród nich był Aleksander (Sasza) Peczerski, który stanął na czele powstania. Około 320 osób przeprowadziło szturm na bramy obozu. Pola minowe, wieże wartownicze i Ukraińcy, którzy strzelali do uciekających więźniów uszczupliły tę grupę do około 300 osób, którym udało się przekroczyć bramy obozu. Uciekający rozpierzchli się po okolicznych lasach. Niemcy natychmiast zorganizowali grupę pościgową. Najtrudniej było Żydom z zachodniej Europy - nie znali topografii terenu, nie znali języka. Błąkali się po okolicach, byli łatwym celem. Około 150 osób zginęło w wyniku działań grupy pościgowej. Byli to głównie Żydzi zachodnioeuropejscy. - Ci, którzy uciekli mówili, że część pomagała, ale część nie chciała tej pomocy udzielić, wręcz utrudniali ucieczkę. Trzeba jednak pamiętać, że za pomoc Żydom groziła śmierć i to nie tylko tej osobie, która pomagała, ale całej rodzinie - przypomina kierownik miejsca pamięci w Sobiborze Tomasz Oleksy-Zborowski. W obozie pozostała grupa ortodoksyjnych Żydów, którzy nie brali udziału w powstaniu. Modlili się.

Likwidacja obozu została przeprowadzona tak precyzyjnie, że nie zachowały się niemal żadne ślady
Likwidacja obozu została przeprowadzona tak precyzyjnie, że nie zachowały się niemal żadne ślady Zdjęcie: DW/M. Gwozdz-Pallokat

Likwidacja obozu

Po buncie więźniów rozpoczęła się likwidacja obozu. Została przeprowadzona tak precyzyjnie, że nie zachowały się niemal żadne ślady. Do likwidacji przywieziono Żydów z Treblinki, którzy rozbierali baraki. - Niemcy wysadzili komory gazowe w powietrze. W wyniku wybuchu fragmenty cegieł powinny być porozrzucane, a cegieł znalezionych podczas prac archeologicznych było niewiele. Zadali sobie naprawdę sporo trudu, żeby to wszystko stąd wywieźć - opisuje kierujący obecnie miejscem pamięci. Okoliczną ludność stanowili Ukraińcy, którzy po wojnie zostali deportowani. Ci, którzy mieli jakąkolwiek wiedzę o istnieniu obozu, pamiętali jedynie swąd palonych ciał. Podczas procesów w Hagen oprawcy z Sobiboru zeznali, że nie traktowali więźniów, jak ludzi. Tłumaczyli, że mieli rozkaz „pozbyć się towaru” i ten rozkaz wykonywali.

Wojnę przeżyło około 60 byłych więźniów Sobiboru.  Jednym z nich był Tomasz Blatt, który w 2013 roku w Polskim Radiu Lublin powiedział: „Wydaje mi się to wszystko złym snem. Nie mogę sobie wyobrazić, że gazowanie ludzi na taką skalę w ogóle było możliwe. Czy to nie jest sen? Nie, to nie jest sen. Wiem o tym (…) Co roku przyjeżdżam na rocznicę powstania i to wygląda jak kondukt jednego na pogrzebie 250 tysięcy Żydów. Wkrótce to wszystko będzie tylko pisaną historią”.

Tomasz Blatt zmarł w 2015 roku. Upamiętnienie tego miejsca staje się tym ważniejsze, że już niebawem nie będzie już świadków takich, jak on.