1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Przeżyła wojnę, teraz walczy o odszkodowanie

Nadine Michollek
8 kwietnia 2022

Frieda Daniels ma 89 lat, jest akrobatką – i Sintisą. Wraz z rodziną była prześladowana w czasach nazizmu. Do dziś nie otrzymała zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Nie przestaje jednak walczyć.

https://p.dw.com/p/49fPq
Frieda Daniels - NS-Überlebende kämpft um Entschädigung
Zdjęcie: Privatarchiv

Właściwe to smutny temat: prześladowanie całej rodziny przez nazistów, brak odszkodowań. Mimo to Frieda Daniels, z domu Lemoine, śmieje się często i głośno. Widać, że robiła to wiele razy w swoim życiu. Wokół jej oczu i ust pojawiają się zmarszczki mimiczne ze śmiechu. Nie wygląda na 89 lat, raczej na 60. Była akrobatka, która wciąż ma w ogrodzie rozpiętą linę, na której balansuje.

Frieda Daniels przed swoim domem w Kalifornii
Frieda Daniels przed swoim domem w KaliforniiZdjęcie: Privatarchiv

Po raz pierwszy Frieda stanęła na linie do akrobacji gdy miała pięć lat. W Stade, w Dolnej Saksonii. – Wszyscy stali nieruchomo, patrzyli, a ja weszłam na linę. Ludzie z całego rynku zgromadzili się wokół mojej liny i na koniec wszyscy dali mi trochę pieniędzy, to było takie miłe! – wspomina. Wszyscy członkowie rodziny Friedy byli artystami akrobacji na linie. Ich dom znajdował się w Hamburgu, ale w sezonie podróżowali po Niemczech w przyczepach kempingowych, aby prezentować swoje umiejętności. 

Zawody jak ten uchodziły za nieuczciwe

Kiedy Frieda po raz pierwszy stanęła na linie w 1938 roku, Hitler już od pięciu lat był u władzy. W tym czasie hitlerowskie Niemcy deportowały do obozów koncentracyjnych Sinti i Romów, którzy nie chcieli porzucić swojego zawodu. Niektórzy byli kupcami, muzykami lub artystami. Już w 1933 roku zawody te uznawano za „nieproduktywne lub oszukańcze”.

Zakaz wykonywania zawodu dotknął rodzinę Friedy w 1942 roku. Nie wolno im było opuszczać miejsca zamieszkania (niem. Festsetzung). Dla reżimu nazistowskiego było to przygotowanie do deportacji i eksterminacji. Ludzie musieli pozostać w jednym miejscu. Rodzina Friedy i wielu innych Sinti i Romów nie mogło już wykonywać swoich zawodów. Popadli w ubóstwo. 

– To było okropne, not easy – mówi Frieda. Co jakiś czas jej niemiecki miesza się z angielskimi słowami. W 1954 roku wyemigrowała do USA. Obecnie mieszka w Temeculi, w Kalifornii. Rozmawiamy za pośrednictwem połączenia wideo.

„Wiedzieli, że jesteśmy Cyganami”

Jej rodzina cierpiała głód – opowiada Frieda. Sinti i Romowie otrzymywali znacznie mniej kartek żywnościowych niż inni. Frieda i jej rodzeństwo nie mogli już chodzić do szkoły. Inne dzieci znieważały ich jako „Cyganów”. W czasie bombardowań nikt nie wpuszczał ich do schronów. – Wiedzieli, że jesteśmy Cyganami, bo mieliśmy ciemne włosy, ciemne oczy. Moja mama była w ciąży, z dziesięciorgiem dzieci, spadały bomby, paliły się latarnie i nikt nas nie wpuszczał. To było straszne – mówi.

Reżim nazistowski chciał objąć wszystkich Sinti i Romów policyjną i rasowo-biologiczną ewidencją. Również ojca Friedy, Johanna, który również musiał przejść „rasowo-biologiczne badanie”. Hitlerowcy mierzyli i fotografowali Sinti i Romów podczas upokarzających badań – często z użyciem siły – oraz sporządzali tzw. raporty rasowe. Dla reżimu byli oni „gorszą rasą”.

Wszechobecny strach przed deportacją

Po tym, jak zostali raz zarejestrowani, ucieczka była prawie niemożliwa. Ojciec Friedy musiał co dwa tygodnie meldować się na gestapo i zabierać ze sobą dwoje dzieci. Raz zabrał z sobą także Friedę. Na miejscu została oddzielona od ojca i przesłuchana. Do dziś odczuwa ucisk, gdy musi udać się do urzędu lub spotkać się z policją. Dla jej matki najgorsze były nazistowskie przesłuchania: – Zawsze płakała. Nie wiedziała, czy wrócimy – mówi. Niemcy deportowali już wtedy wielu jej krewnych. 

Rodzice Friedy cały czas się kłócili. Czy powinni uciekać, czy zostać? Na miejscu groziła im – wcześniej czy później – deportacja do obozu koncentracyjnego, ale mogli mieć być może jeszcze szansę na wyzwolenie przez aliantów zanim to się stanie. Jeśli jednak naziści przyłapaliby ich na próbie ucieczki, zostaliby natychmiast deportowani.

Program występów z 1974 roku. Przedstawienie nazwane zostało od nazwiska artystów "Lemoine"
Program występów z 1974 roku. Przedstawienie nazwane zostało od nazwiska artystów "Lemoine"Zdjęcie: Privatarchiv

Frieda wstaje z krzesła, sięga po zdjęcie ojca, aby mi je pokazać. Szczupły, dumny, czarny garnitur, czarne włosy. –  Byłby dobrym dyplomatą – mówi z uśmiechem. Zawsze miał dużo kontaktów, dobre znajomości. Gdy nie mieli jedzenia, on je zdobywał. Gdy nie mieli mieszkania, załatwiał im nowe. Kiedy musieli uciekać, zorganizował bilety na pociąg.

Frieda i jej rodzina uciekają

– Mój ojciec potajemnie słuchał radia BBC. W ten sposób dowiedział się, że Hamburg będzie bombardowany – opowiada. W swoich przyczepach nie mieliby szans na przeżycie. W środku nocy wsiedli do pociągu, zostawiając za sobą wszystko. Ukrywali się w Turyngii u swojej babci od strony matki, która nie była Sintisą. Właściwie chcieli wracać, ale ich przyczepy zostały całkowicie zniszczone. Frieda mówi, że może to było ich szczęście. Być może naziści myśleli, że zginęli podczas bombardowania.

Frieda Daniels z bratem pod koniec lat czterdziestych
Frieda Daniels z bratem pod koniec lat czterdziestychZdjęcie: Privatarchiv

Frieda pokazuje do kamery zdjęcia z czasu po 1945 roku. Chce, żebym wszystko zobaczyła. Jej rodzina mieszkała w Kassel, ale jeździła po całych Niemczech ze swoimi pokazami na linie. Nie ma już zdjęć z tamtych czasów, zostały spalone podczas bombardowania. Jej córki i wnuki mają jej przynosić co jakiś czas nowe zdjęcia.

Frieda Daniels wraz z ojcem w Moulin Rouge w Hollywood
Frieda Daniels wraz z ojcem w Moulin Rouge w HollywoodZdjęcie: Privatarchiv

Widzę Friedę na czarno-białych zdjęciach w wieku 18 lat przed rodzinną przyczepą kempingową, w wieku 20 lat na linie lub z ojcem, kiedy prezentowała taniec w Moulin Rouge w Hollywood. 

Frieda nadal walczy o odszkodowanie

Frieda do dziś nie otrzymała odpowiedniego odszkodowania za doznaną krzywdę. Jednorazowa płatność w wysokości około 2000 euro  „to wszystko". Walczy o bieżące wypłaty odszkodowania za lata, w których nie mogła chodzić do szkoły, za szkody ekonomiczne spowodowane utratą możliwości wykonywania zawodu, a także za cierpienia psychiczne i fizyczne. Nie jest to odosobniony przypadek: do dziś rząd Niemiec nie uznaje zakazu opuszczenia miejsca zamieszkania (niem. Festsetzung) za szczególny środek nazistowskiego prześladowania. Historycy widzą to inaczej: od 1939 roku reżim nazistowski dążył do deportacji pozostałych Sinti i Romów z Rzeszy Niemieckiej. Heinrich Himmler, Reichsfuehrer SS, nakazał zakaz opuszczania miejsca zamieszkania, by przygotować ich całkowitą deportację.

Frieda (trzecia z prawej u góry) wraz z rodzeństwem i mamą w latach osiemdziesiątych
Frieda (trzecia z prawej u góry) wraz z rodzeństwem i mamą w latach osiemdziesiątychZdjęcie: Privatarchiv

raporcie Niezależnej Komisji ds. Antycyganizmu opublikowanym w 2021 roku, domagano się, aby nieliczne ocalałe ofiary osadzenia otrzymały wreszcie odpowiednie odszkodowanie. Rząd Niemiec zlecił komisji zbadanie sytuacji społeczności Sinti i Romów w okresie dwóch lat. Frieda walczy wraz z Centralną Radą Niemieckich Sinti i Romów. W rzeczywistości nie chodzi o duże kwoty – około 400 euro miesięcznie.

– Byłoby wspaniale! Centralna Rada twierdzi jednak, że nadal są w trakcie rozmów. Ale jak długo to jeszcze ma trwać? Przecież my wszyscy mamy prawie 90 lat. Byliśmy tam, przeżyliśmy to! –  kończy Frieda.