1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polsko-niemiecki skarb zagrożony

Michał Jaranowski11 stycznia 2016

Po raz pierwszy od 1989 roku polskie MSZ wezwało na rozmowę ambasadora zaprzyjaźnionego państwa. Ambasador RFN, Rolf Nikel, został zaproszony „w związku z antypolskimi wypowiedziami polityków niemieckich”. [OPINIA]

https://p.dw.com/p/1HbZc
Polen PK Witold Waszczykowski und Rolf Nikel in Warschau
Minister Waszczykowski i ambasador Nikel (Warszawa, 11.01.16)Zdjęcie: picture-alliance/dpa/R. Pietruszka

Po ponadpółgodzinnym spotkaniu minister Witold Waszczykowski i ambasador Nikel mówili o konstruktywnej rozmowie. Niemiecki dyplomata nazwał stosunki wzajemne skarbem, o który należy dbać. Pojawiły się jednak wątpliwości, czy i dla rządu PiS przedstawiają podobną wartość. W każdym razie zapanował w nich kryzys.

Zainteresowanie i zdumienie

Nocne posiedzenia parlamentu, kontrowersje wokół Trybunału Konstytucyjnego, nocne ślubowania sędziów przed prezydentem, przykuły uwagę zagranicznych mediów i polityki. Zainteresowanie i zdumienie – bo dzieje się to w kraju prymusa transformacji – spotęgowała, przyjęta w równie ekspresowym tempie, ustawa medialna. Publiczne media nigdy nie były wolne od nacisków politycznych, lecz teraz całkowicie zostały podporządkowane rządowi.

Krytyka wzmagała się i polskie władze zapowiadały nawet interwencję w amerykańskiej sieci telewizyjnej CNN. Te wysiłki skazane były na niepowodzenie, bo potępienie „dobrej zmiany” w Polsce niesie skojarzenia z coraz wyższą, coraz silniejszą falą. Najostrzejsze recenzje pojawiły się w „Washington Post”, a najbardziej opiniotwórcze pisma zachodnioeuropejskie publikowały artykuły, dowodzące łamania wartości i reguł, jakie Polska zobowiązała się przestrzegać, wstępując do UE. Można tu wymienić takie tytuły jak „Economist”, „Financial Times”, „Spiegel”, „Le monde”.

Wśród polityków zagranicznych pierwszy wystąpił z publiczną krytyką przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Martin Schulz, a potem komisarz UE, Gunther Oettinger. Jego zdaniem, Komisja Europejska powinna rozważyć kwestię nadzoru nad praworządnością w Polsce. W ocenie Witolda Waszczykowskiego, politycy niemieccy dopuścili się antypolskich wypowiedzi. Pan minister ma prawo tak myśleć, ale chyba myli się w kwestii adresata swych oskarżeń. Skierował je na ręce ambasadora Niemiec, lecz przecież, choć Niemcy, rządowi w Berlinie nie podlegają ani Schulz, ani Oettinger, którego wicemarszałek Sejmu, Joachim Brudziński, nazwał urzędniczyną. Obaj dżentelmeni reprezentują Unię Europejską.

Trzeci na tej liście jest szef frakcji CDU/CSU w Bundestagu, Volker Kauder. Ponieważ chadeckie partie są w koalicji rządowej, można przyjąć, że formalne kryteria adresowe zostały spełnione. Kauder oświadczył, że Unia Europejska powinna mieć odwagę, by nałożyć sankcje na Polskę.

Alergiczna reakcja

Reakcję wprost alergiczną wywołał wszakże Martin Schulz. W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” nie owijał w bawełnę: „To demokracja w stylu putinowskim – powiedział o metodach sprawowania władzy przez PiS. I dodał – Jest to niebezpieczna putinizacja polityki europejskiej”. Nie mogło być gorszego zarzutu. Front odporu obejmuje coraz to szersze kręgi. W niedzielę, na Jasnej Górze, stawiły się tysiące kibiców, by oo. Paulini udzielili im błogosławieństwa i poświęcili klubowe gadżety. Jako prawdziwi patrioci, głośnymi okrzykami dawali wyraz oburzeniu tym, co też wygadują politycy niemieccy. Posłanka PiS, Krystyna Pawłowicz zażądała bojkotu produktów niemieckich. Jak tak dalej pójdzie, kto wie, czy radykalna w poglądach pani poseł nie będzie domagać się zaprzestania w ogóle produkcji niemieckiej w Polsce. Może Opel i Volkswagen powinny zastanowić się nad taką ewentualnością…

Na froncie zimnowojennym obserwujemy też powrót do wojny gorącej. W liście do Gunthera Oettingera, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, tak pisze: „ Tego rodzaju słowa – objęcie Polski nadzorem Unii Europejskiej – wywołują wśród Polaków jak najgorsze skojarzenia. Także moje. Jestem wnukiem polskiego oficera, który w czasie drugiej wojny światowej walczył w podziemnej Armii Krajowej z niemieckim nadzorem”. W tym duchu wypowiada się też wiceminister obrony, Bartosz Kownacki. Wyjaśnia, ze dziadkowie i ojcowie dzisiejszych Niemców mają krew milionów Polaków na rękach. ”Demokracji mogą się od nas uczyć , bo są odpowiedzialni za wiele dramatów ostatnich stuleci, za śmierć chociażby mojego pradziadka i innych bliskich”. Związane z obozem rządowym pisma na stronach tytułowych ujawniały związki historii ze współczesnością. Oto w Gazecie Polskiej Angela Merkel i Martin Schulz wyłamują szlaban na granicy niemiecko – polskiej. Zgrabny fotomontaż nawiązuje do wydarzeń roku 1939.

Krótko mówiąc, niech Niemcy odczepią się od polskiego Trybunału, konstytucji i mediów.

Putinizacja polskiej polityki?

Zdaniem polityków opozycji, takie wystąpienia na pewno nie poprawią stosunków z Republiką Federalną. – Nie możemy odbierać Niemcom prawa wypowiedzi - podkreśla szef klubu PO w Sejmie, Sławomir Nejman – tylko dlatego, że wiele lat temu była wojna. Tym bardziej, że takie argumenty nie obalają zarzutu putinizacji. Ex-premier, Włodzimierz Cimoszewicz, przeprowadził analizę, której puentę trudno obalić.

„Spójrzmy na fakty – proponuje Cimoszewicz. – Kto sprawuje władzę w Rosji i w Polsce? Jeden człowiek. W Rosji jest prezydentem, wybranym w kontrowersyjnych wyborach, niemniej to prezydent. W Polsce ten najważniejszy człowiek nie pełni żadnej, oficjalnej funkcji, to jeden posłów. Porównajmy parlamenty. Polski Sejm niczym nie różni się od rosyjskiej dumy. W środku nocy przychodzi dyrektywa, ma być uchwalona ustawa, i do rana jest uchwalona! Nie ma żadnej możliwości dyskusji, zasięgnięcia jakiejkolwiek opinii. Jeśli spojrzymy na to, co Putin zrobił z mediami elektronicznymi, i to, co z mediami publicznymi robi Kaczyński, nie stwierdzimy zasadniczych różnic. Tak samo, gdy spojrzymy na pozycję wymiaru sprawiedliwości, sądownictwa. W moim przekonaniu, porównanie faktów wykazuje ogromne podobieństwa”.

Minister Waszczykowski twierdzi, że zarzuty ze strony niemieckich polityków mają źródło w nieznajomości faktów. Analiza Cimoszewicza podpowiada, że dowodzi raczej czegoś przeciwnego.

Michał Jaranowski, Warszawa