1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Poradziecki wschód przyjeżdża do Brukseli

24 listopada 2017

Piąty szczyt Partnerstwa Wschodniego szykuje się na spotkanie rozczarowanych. Unia nie chce słyszeć o rozszerzaniu na wschód. A najmocniej wspierana przez nią Ukraina jest nadal krytykowana za ogromną korupcję.

https://p.dw.com/p/2oAcz
Proteste Ukraine EU Anhänger Abkommen
Zdjęcie: REUTERS

Szczyt Partnerstwa Wschodniego, które powołano z inicjatywy Polski i Szwecji w 2009 r., odbywa się w ten piątek (24.11.2017) po raz pierwszy w Brukseli. Partnerstwo grupuje bardzo różnorodne kraje byłego Związku Radzieckiego – Ukrainę, Mołdawię i Gruzję, które są związane z Unią pogłębionymi umowami o wolnym handlu (DCFTA), porozumieniami o ruchu bezwizowym i aspirują do członkostwa w Unii. A z drugiej strony - Białoruś, Armenię i Azerbejdżan, które dążą do współpracy gospodarczej, ale w żadnym razie nie do integracji europejskiej. Problemem tego szczytu jest brak nowych zachęt politycznych do dalszych reform dla prounijnej trójki (Kijów, Kiszyniów, Tbilisi). Unijny Zachód nie chce bowiem słyszeć o rozszerzaniu UE.

Europejskie „aspiracje”, ale nie „perspektywa”

Spory o zapisy końcowe szczytów Partnerstwa Wschodniego (a także o preambuły umów handlowych krajów Partnerstwa z UE) stały się już wręcz unijnym rytuałem. Wprawdzie UE jest gotowa uznać europejski „wybór” czy też „aspiracje” Ukraińców albo Gruzinów, ale jak ognia wystrzega się wszelkich odniesień do perspektywy ich unijnego członkostwa. – Można odnieść wrażenie, że w ostatnich latach drzwi coraz bardziej się przymykają zamiast coraz bardziej się uchylać – ubolewała w czwartek niemiecka europosłanka Rebecca Harms (klub zielonych) podczas brukselskiej konferencji „Quo vadis, Partnerstwo Wschodnie”.

Rebecca Harms: "Drzwi się coraz bardziej przymykają"
Rebecca Harms: "Drzwi się coraz bardziej przymykają"Zdjęcie: DW/A.M. Pędziwol

Każdy z trzech krajów Partnerstwa aspirujących do Unii jest uwikłany w konflikt terytorialny z separatystami - przy otwartym bądź tylko lekko maskowanym udziale Rosji (Abchazja i Osetia Płd. w Gruzji, Naddniestrze z Mołdawii, Donbas na Ukrainie). A Moskwa za sprawą wojny na Ukrainie udowodniła, że – jak ujmuje to jeden z zachodnich dyplomatów – przyjęcie nowych krajów z tego regionu do UE byłoby ogromnym „importem problemów geopolitycznych”. Jeszcze przed dekadą Kreml jeżył się tylko na wzmianki o ewentualnym rozszerzeniu NATO na wschód, ale rosyjska reakcja na kijowski „euromajdan” (2013-14) ostatecznie dowiodła, że Moskwa uznała także Unię za swego geopolitycznego rywala w tym regionie.

Może „tak” dla Serbii. Ale „nie” dla Ukrainy

Choć zatem UE wciąż nie odpuszcza planów rozszerzenia o Serbię i Czarnogórę w przyszłej dekadzie (mimo że Rosja coraz ostrzej gra również na Bałkanach), to w zasadzie nikt nie spodziewa się przyjęcia Ukrainy do Unii w przewidywalnej przyszłości. Holandia ratyfikowała w tym roku umowę stowarzyszeniową UE z Ukrainą wyłącznie dzięki dołączeniu do niej wspólnej unijnej deklaracji, że ta umowa nie jest wstępem do ukraińskiej akcesji do UE. To był sposób rządu Marka Ruttego na obejście wyniku referendum konsultacyjnego z 2016 r., w którym Holendrzy – wprawdzie przy bardzo niskiej frekwencji – wypowiedzieli się przeciw ratyfikacji.

Wśród entuzjastów Partnerstwa pojawiły się zatem pomysły „wariantu norweskiego”, czyli dążenia do udziału w unijnym rynku wewnętrznym bez członkostwa w UE. – Model norweski to przejęcie przepisów UE w stu procentach. Obecne umowy UE z Ukrainą to tylko proces upodobniania porządku prawnego – ostrzegał w czwartek Alexander Duleba ze Słowackiego Stowarzyszenia Polityki Zagranicznej. Na obecne „upodobnianie” zakulisowo bardzo narzekają unijny urzędnicy pracujący z Ukraińcami. – Korupcja ma się świetnie. Wdrażanie unijnych programów znów idzie coraz gorzej. I znów ci  oligarchowie i oligarchowie – tłumaczy jeden z brukselskich oficjeli.

5 lat Partnerstwa Wschodniego, szczyt w Pradze, kwiecień 2014
5 lat Partnerstwa Wschodniego, szczyt w Pradze, kwiecień 2014Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Łukaszenka nie korzysta z zaproszenia

Na tegoroczny szczyt Partnerstwa Wschodniego po raz pierwszy osobiście zaproszono białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenkę, ale ten – choć przed ośmiu laty dałby wiele za przyjazd na pierwszy szczyt Partnerstwa w Pradze – nie skorzystał z okazji i Białoruś znów będzie reprezentowana przez szefa dyplomacji Uładzimira Makieja. Na szczyty Partnerstwa zawsze zapraszano przywódcę autorytarnego Azerbejdżanu, ale Łukaszenka był dyplomatycznie bojkotowany jako wówczas „ostatni dyktator Europy”. Ale teraz Europa znów coraz chętniej przedkłada w swym sąsiedztwie (także południowym) stabilizację nad demokratyzację. A Mińsk wyszedł na dobre z dyplomatycznej izolacji w 2015 r. przy okazji mińskich negocjacji rozejmu na Ukrainie, w których uczestniczyli – goszczeni przez Łukaszenkę - Angela Merkel, Władimir Putin, François Hollande i Petro Poroszenko.

Dlaczego Łukaszenka nie przyjeżdża na szczyt Partnerstwa Wschodniego? Wśród brukselskich spekulacji dużą popularnością cieszy się teoria o lęku przed rozsierdzaniem Kremla. Ale być może chodzi po prostu o rozczarowanie Mińska wskutek zbyt małych postępów w rozmowach z Unią m.in. o współpracy gospodarczej i ułatwieniach wizowych.

Znów brexit

Na marginesie piątkowego szczytu jest planowane dwustronne spotkanie Donalda Tuska z brytyjską premier Theresą May. Niewykluczone, że May potwierdzi nowe ustępstwa wobec Unii (głównie w dziedzinie pieniędzy) w rokowaniach o warunkach wyjścia Wlk. Brytanii z UE.

Tomasz Bielecki, Bruksela