1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ocalała z Holokaustu Margot Friedlaender skończyła 100 lat

Ben Knight
6 listopada 2021

Ocalała z Holokaustu Margot Friedlaender wróciła w wieku 88 lat do rodzinnego Berlina. Teraz stulatka została uhonorowano za swoje zaangażowanie w walkę z zapomnieniem.

https://p.dw.com/p/42fgP
Deutschland Berlin | Holocaust-Zeitzeugin | Margot Friedländer
Zdjęcie: Annette Riedl/dpa/picture alliance

Margot Friedlaender mówi, że w ciągu swoich stu lat przeżyła cztery różne życia, ale jeden moment – pomiędzy pierwszym a drugim życiem – naznaczył ją na zawsze. To moment, w którym jej wczesne, w większości szczęśliwe lata w niemiecko-żydowskiej rodzinie w Berlinie zostały zmienione przez nazistowski terror.

Przez 15 miesięcy uciekała przed hitlerowskimi władzami, ukrywając się pod ziemią. Po schwytaniu kolejny rok walczyła o przetrwanie w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Theresienstadt, aż do wyzwolenia tego i innych obozów w 1945 roku. Trzecie i czwarte życie zaprowadziło ją do USA, a w końcu z powrotem do Berlina.

Istotnym momentem, który opisała w swoich wspomnieniach, był ten 20 stycznia 1943 roku w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, w mieszkaniu pary, którą ledwie znała. Wiedziała, że jej matka była tam krótko przed nią.

Bursztynowy naszyjnik i przesłanie

Znajoma powiedziała 21-latce, która nazywała się wówczas Margot Bendheim, że jej matka wyszła. Miała zgłosić się na policję, aby udać się do swojego syna, brata Margot – Ralpha. 17-latek został aresztowany przez Gestapo tego samego popołudnia. Znajoma przekazała Margot torebkę jej matki – ostatni łącznik z jej rodziną. W środku: notes z adresami i naszyjnik z bursztynów. Ponadto znajoma przekazała Margot przesłanie, które jej matka pozostawiła tylko w formie ustnej: „Spróbuj ułożyć sobie życie”.

Straciła całą rodzinę podczas Holokaustu. Po matce został jej bursztynowy naszyjnik
Straciła całą rodzinę podczas Holokaustu. Po matce został jej bursztynowy naszyjnikZdjęcie: Fabian Sommer/dpa/picture alliance

– Te słowa ukształtowały moje życie – mówi DW w Berlinie Margot Friedlaender podczas jednego z wydarzeń z okazji jej setnych urodzin 5 listopada – otwarcia wystawy jej portretów. – Czuję, że udało mi się zrobić coś, nie tylko dla mojej matki, nie tylko dla sześciu milionów Żydów, ale dla wielu milionów ludzi, którzy zostali zabici, ponieważ nie chcieli robić tego, co im kazano.

„Spróbuj ułożyć sobie życie”

Sama poznała historię wiele lat później, gdy już od dawna mieszkała w Nowym Jorku: matka Margot Friedlaender i jej brat Ralph zostali zamordowani w Auschwitz kilka tygodni po ich aresztowaniu. Jej ojciec, który kilka lat wcześniej uciekł do Belgii, został zabity już wcześniej.

Ponad sześć dekad później ostatnie przesłanie matki stało się tytułem wspomnień Friedlaender, książki, która zapoczątkowała jej pracę nad pamięcią i edukacją. W 2010 roku Margot Friedlaender przeniosła się z USA z powrotem do Berlina.

Margot Friedlaender często odwiedza szkoły, by dzielić się swoimi doświadczeniami
Margot Friedlaender często odwiedza szkoły, by dzielić się swoimi doświadczeniamiZdjęcie: Britta Pedersen/dpa/picture alliance

Ten krok nie był dla niej łatwy, a wiele osób próbowało ją od tego odwieść. Inni ocaleni z Holokaustu, których znała w Nowym Jorku, nie wyobrażali sobie nawet wizyty w Niemczech, kraju sprawców. Jej mąż Adolf Friedlaender, inny ocalały z Holokaustu, którego poznała w Theresienstadt, zawsze stanowczo odrzucał okazjonalne zaproszenia od rządu w Berlinie. Zmarł w 1997 roku.

„Często zadaję sobie pytanie, czy dobrze zrobiłam, wracając tu” – mówi Friedlaender w 2010 roku w filmie dokumentalnym „Ein langer Weg nach Hause", którego koproducentem jest DW.

Przyznaje, że przy niektórych starszych berlińczykach czuje się nieswojo: „Jeśli chodzi o osoby z mojego pokolenia, wciąż jestem ostrożna. To przecież oni wtedy się cieszyli. I nie robili niczego, by powstrzymać to, co miało miejsce. Wszyscy o tym wiedzieli i odwracali wzrok. Mimo że wróciłam, to nadal bardzo mnie to dotyka".

Dla następnego pokolenia

Odpowiedzią na jej wątpliwości, czy warto było wracać, jest jej praca, którą od lat wkłada w ochronę przed zapomnieniem. Jej wspomnienia zostały opublikowane w 2008 roku. Odczytywała je osobiście w całych Niemczech, zwłaszcza w szkołach.

– Oni niesamowicie słuchają – mówi o studentach. – Dostałam może z tysiąc listów. Zawsze mówię: „To dla was". Nie możemy zmienić tego, co się wydarzyło. To stało się moją misją – zaznacza.

Berlin | Ausstellungeröffnung Margot Friedländer
Filmowiec Thomas Halaczinsky zrealizował dokument o Margot FriedlaenderZdjęcie: Benjamin Knight/DW

Drogę Friedlaender można prześledzić w trzech filmach dokumentalnych niemieckiego filmowca mieszkającego w Nowym Jorku Thomasa Halaczinsky'ego. Pierwszy z nich, „Nenne es nicht Heimweh" („Nie nazywaj tego tęsknotą za domem"), powstał w 2003 roku podczas jej pierwszej wizyty w Berlinie, wiele dziesięcioleci po tym, jak naziści wywieźli ją stąd do obozu koncentracyjnego.

Halaczinsky powiedział, że zainteresował się kryzysem, który Friedlaender przeżywała, gdy poznał ją na początku XXI wieku. – Zobaczyłem, jak skutki niemieckiej historii, faszyzmu, ucisku i Holokaustu, utrzymują się w życiu ludzi, takich jak Margot, którzy walczą o swoje życie i własną tożsamość – powiedział DW.

Jedni Niemcy chronili, inni mordowali

Sytuacja Margot Friedlaender nacechowana była szczególnym konfliktem. Przez 15 miesięcy ukrywała się w Berlinie i znalazła schronienie u Niemców, którzy nie mieli żydowskiego pochodzenia, podczas gdy inni Niemcy wymordowali jej rodzinę. – Zmagała się dokładnie z tym i próbowała znaleźć sposób, by to pogodzić – mówi filmowiec. – Jak ktoś w tym wieku właściwie odnajduje środek? – pyta.

W drugim z filmów Halaczinsky'ego, „Ein langer Weg nach Hause” („Długa droga do domu”), Friedlaender sama zadaje i odpowiada na to pytanie: „Jak mogę tęsknić za Niemcami, skoro Niemcy zabili moich rodziców?". „Musiałam na to odpowiedzieć. Dokładnie po to tu przyjechałam – przyjechałam, żeby spotkać się z młodymi ludźmi, którzy nie mieli z tym nic wspólnego”.

„Bezcenna służba" dla Niemiec

Te problemy i zmagania miały miejsce lata temu. Margot Friedlaender została obsypana odznaczeniami państwowymi i honorowymi obywatelstwami. Malowano portrety, odlewano popiersia, opowiadano jej historię na wystawach, w filmach, książkach i powieści graficznej. Fundacja im. Schwarzkopfa, której celem jest zachęcanie młodych ludzi do angażowania się w politykę, ustanowiła w 2014 roku doroczną nagrodę na jej cześć, którą często wręczała kanclerz Niemiec Angela Merkel. 

Margot Friedlaender i kanclerz Angela Merkel wzajemnie się cenią
Margot Friedlaender i kanclerz Angela Merkel wzajemnie się ceniąZdjęcie: Tobias Schwarz/AFP Poll/dpa/picture alliance

Politycy nie szczędzili jej pochwał, chociażby przyszła burmistrzyni Berlina Franziska Giffey, która również była obecna na otwarciu wystawy.

– Myślę, że jest ona wzorem do naśladowania dla nas wszystkich – mówi DW socjaldemokratka Giffey. – Ona dociera do dzieci, do młodzieży, do ludzi w każdym wieku i dzieli się z nimi swoim życiem. I ta pamięć jest bardzo, bardzo ważna dla naszej dzisiejszej pracy w zakresie edukacji politycznej. Usłyszeć ten głos, również w setnym roku jej życia, to niezmiernie ważne dla młodego pokolenia, ale w rzeczywistości także dla wszystkich tych, którzy opowiadają się za wolnym i otwartym społeczeństwem – zaznaczyła Giffey.

Margot Friedlaender i Franziska Giffey
Margot Friedlaender i Franziska GiffeyZdjęcie: Benjamin Knight/DW

– Ona wyciąga do nas rękę na pojednanie – podkreśla z kolei prezes Fundacji im. Schwarzkopfa, André Schmitz. – Ułatwia nam, Niemcom, zadanie: jest czarująca, wesoła, cieszy się uwagą. Nie robi nam wyrzutów, ale mówi: uważajcie, coś takiego było możliwe kiedyś – coś takiego jest zawsze możliwe. To jest bezcenna służba.

Wezwanie do działania

Ostatni spośród filmów Halaczinsky'ego, opowiadający o ostatnich latach jej pracy na rzecz walki z zapomnieniem, został niedawno wyemitowany w pierwszym programie niemieckiej telewizji publicznej ARD. Nosi tytuł „Angekommen” („Dotarłam”) i w ostatniej scenie ukazuje Friedlaender zamyśloną, będącą w niezwykle niepewnym nastroju.

– Nie wyobrażam sobie, że po moim odejściu wiele pozostanie – mówi. – Są wielcy ludzie, którzy czegoś dokonali. Ale moje działania są tylko bardzo, bardzo niewielkie. Być może obecne pokolenie, które teraz słyszy mnie w szkołach, powie coś swoim dzieciom. Jak daleko to zajdzie, nie mam pojęcia, bo tak wielu powtarza: nie chcemy już o tym rozmawiać – tłumaczyła.

Jakkolwiek pesymistycznie by to nie brzmiało, dla Halaczinsky'ego koniec ten jest wezwaniem do działania. Wkrótce nie będziemy już mogli polegać na ocalałych z Holokaustu, którzy z pierwszej ręki opowiadają o okropnościach faszyzmu.

– To komunikat dla widzów: nawet jeśli ich praca jest doceniana, to nie można jej ukończyć. To jest proces, trwa – mówi Halaczinsky i dodaje: – Jej wątpliwości są ostrzeżeniem dla nas wszystkich.

Ofiara i syn zbrodniarza. Historia pewnej przyjaźni