1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Obiad – rok wolontariatu ze świadkami historii

Barbara Cöllen
3 lutego 2017

Przez rok Andre Biakowski zaglądał za kulisy polsko-niemieckich relacji. Jako wolontariusz opiekował się byłymi więźniami obozów, ocalonymi z Holocaustu i poznawał współczesną Polskę. Opisał to w książce.

https://p.dw.com/p/2Wbe3
Buchcover Andre Biakowskis Obiad. Mehr als das Mittagessen
Zdjęcie: DW/B. Cöllen

„Obiad” to pierwsze słowo po polsku, jakie Andre Biakowski poznał, kiedy w 2009 roku przyjechał do Łodzi na roczny wolontariat w Centrum Opieki Socjalnej im. Maksymiliana Kolbego. Codziennie między godz. 10 a 14 młody Niemiec dzwonił do drzwi i przynosił w termosie jedzenie „ludziom ocalonym z dyktatury nazistowskiej”, którzy przebywali w gettach i nazistowskich obozach zagłady, jak Auschwitz, Dachau, Mauthausen, Ravensbrück czy Gross-Rosen. Powiedziano mu, żeby dzwoniąc do drzwi wołał: obiad! W odpowiedzi najczęściej słyszał: Tak! Andre był przekonany, że „obiad” znaczy „otworzyć”. Lecz dość szybko zrozumiał, że to posiłek, który przynosi w termosie.

„Obiad” to również tytuł niecodziennej publikacji, na którą składa się dziesięć wybranych listów, które Biakowski pisał do przyjaciół i znajomych dzieląc się swymi wrażeniami i przemyśleniami z Polski. Przedstawiają one subiektywny, poruszający obraz kraju, który autor publikacji koniecznie chciał poznać w dość niespotykany sposób.

Andre Biakowski
Andre Bialkowski rozwoził codziennie jedzenie dla podopiecznych placówki opieki socjalnejZdjęcie: Andre Biakowski

Dopiero po studiach w zakresie komunikacji i zdobyciu pierwszych doświadczeń zawodowych Andre Biakowski postanawia odbyć roczny wolontariat w Polsce, w placówce wspieranej przez Maximilian-Kolbe-Werk z Fryburga (Freiburg). – Ponieważ wtedy miałem już 29 lat, traktowałem to jako możliwość odkrycia czegoś nowego dla siebie. Świadomie zdecydowałem się na wyjazd do Polski, bo chiałem poznać kraj, naszego sąsiada. Chciałem nauczyć się języka. Ale chciałem też robić coś, co pozwoliłoby mi poznać życie Polsce, jej kulturę, a nie tylko wkuwać słówka – opowiada w rozmowie z DW.

Obiad – słowo wytrych

Posiłek, który Andre Biakowski codziennie przynosił swoim podopiecznym, nabierał z czasem innego znaczenia. – Kiedy przynosiłem obiad, ludzie otwierali się. Zaczynali o sobie opowiadać, pokazywali mi zdjęcia, listy. I wtedy zrozumiałem, że obiad, to coś więcej. To słowo-wytrych, które otwiera nie tylko drzwi.

Początkowo Andre nie rozumiał nic z tego, co mówili do niego podopieczni Centrum Opieki Socjalnej. – Nie chciałem też tak po prostu przychodzić do nich, zostawiać posiłek i iść sobie. Dlatego zacząłem codziennie pytać kucharza, co jest w termosie i notowałem to sobie na kartce. I przekraczając próg mówiłem: dzień dobry, dzisiaj mamy na obiad np. rolady, buraczki, ziemniaki itd. W ten sposób nie tylko uczyłem się polskiego, ale nawiązywałem rozmowę – opowiada.

Marian Wach
Marian Wach. "Tacy ludzie jak on należą do wielkich skarbów naszych czasów" - mówi o byłym więźniu KL Auschwitz Andre BiakowskiZdjęcie: Marian Wach

Andre pilnie uczył się polskiego. Uważa, że to jego obowiązek wobec osób, które spotyka. "Im bardziej poznawałem tych leciwych ludzi, tym bardziej zapragnąłem się od nich uczyć. Wszystko wchłaniałem jak gąbka” – pisał w swoich listach do przyjaciół i znajomych. Dziesięć z nich, opublikowanych w książce to, jak pisze, „szkice z pewnego miasta, z pewnego kraju, opowieść o ludziach, którzy bez zastrzeżeń pokazali mi, że czasem obiad może być pierwszym krokiem do zrozumienia”.

Samodzielność i wdzięczność

Młodego Niemca fascynuje samodzielność niektórych podopiecznych Centrum Opieki Socjalnej. Mieszkają skromnie na małym metrażu, ale na własnym - podkreśla. – Moja interpretacja jest taka, że wojna zabrała im dzieciństwo, młodość i krewnych, przeżyli okropne czasy w komuniźmie. Niektórzy z nich mają też inne pochodzenie etniczne i mieli z tego powodu trudności. Ci ludzie niechętnie przyjmują pomoc a jeśli ją przyjmują, muszą się koniecznie za nią odwdzięczyć – tłumaczy w rozmowie z DW.

Spotykając ich codziennie, autor książki doszedł do wniosku, że „materialne ubóstwo ma niewiele wspólnego z duchowym bogactwem”. Kiedy codziennie doświadczał „niewiarygodnej gościnności”, zadawał sobie pytanie, skąd „ci ludzie, którzy przeżyli takie okrucieństwo wojny, biorą tę swoją uprzejmość oraz siłę na uśmiech”? Po rozniesieniu ok. 25 obiadów Andre codziennie wracał do domu z kilkoma tabliczkami czekolady. Był też żegnany znakiem krzyża na drogę. – Przyjmowałem ten religijny rytuał jak coś normalnego. Lubiłem to wręcz. Wiedziałem, że był to wyraz wdzięczności, podziękowanie bez słów – mówi w rozmowie z DW.

Mieczyslaw an der Mauer des ehemaligen Getto in Lodz mit Andre Biakowski
Pan Mieczysław mieszka niedaleko resztek muru łódzkiego getta. Do tej księgi wpisują się turyści, którzy przyszli zobaczyć to miejsce. Tam spotykał go Andre Biakowski. Zdjęcie: Andre Biakowski

Oni mnie nie winili za nic

O swoich podopiecznych Andre Biakowski opowiada, że mają niezwykle silne charaktery, są dumni, mają otwarte dusze i szeroką wiedzę o życiu, którą przekazywali mu w czasie pobytu w Polsce. „Dziadkowie”, jak czule nazywa byłych więźniów KL i ocalałych z Holocaustu, opowiadają mu o swoich okrutnych doświadczeniach. Niektórzy zdobywają się nawet na opowiadanie o swoich przeżyciach po niemiecku. Andre nazywa ten gest „uchylaniem mu drzwi”. Od jednej z podopiecznych nauczył się dziergać skarpetki na drutach. Kiedy ją odwiedzał dziergali razem przy herbacie i ciastku.

Jednego młody Niemiec jednak nie rozumiał i bardzo go to zajmowało: Dlaczego ci wszyscy serdecznie odnoszący się do niego ludzie z numerem obozowym wytatuowanym na przedramieniu, nie pytali go po tym wszystkim co przeżyli w czasie niemieckiej okupacji, co w czasie wojny robił jego ojciec czy dziadek? Kogo zabili? Dlaczego nie robili mu wyrzutów? – Oni mnie w ogóle nie winili za nic. Zapraszali mnie na uroczystości rodzinne. Ich rodziny przyjeżdżały do Łodzi z daleka, żeby mnie poznać. Okazywali wdzięczność za zakupy, za golenie, za grę w szachy. Dla nich nie liczyło się, skąd ja jestem. Liczył się człowiek. Myślę, że trochę skorygowałem dawny wizerunek Niemca – przypuszcza Andre Biakowski. Ale, jak zaznacza autor publikacji „Obiad. Pierwszy krok do zrozumienia”: niemiecka hipoteka po Auschwitz nigdy nie będzie spłacona – Naród niemiecki jest winny Holocaustu – podkreśla. – Dlatego jesteśmy też tym narodem, który ponosi odpowiedzialność za to, aby to się nigdy już nie powtórzyło.

Andre Biakowski in Lodz
Andre Biakowski z jednym ze swoich podopiecznych. To dla nich uczył się polskiegoZdjęcie: Andre Biakowski

Przeciwdziałać zapomnieniu

Biakowski wie, że świadkowie historii z czasem będą opowiadać o swoich przeżyciach tylko na nagraniach wideo i w książkach. Ale czy będzie ich dostatecznie dużo? – zastanawia się w rozmowie z DW. – Nie ponosimy winy, ale ponosimy odpowiedzialność za utrwalenie ich wspomnień dopóki żyją. Oni sami z siebie tego nie zrobią. Jesteśmy już ostatnim pokoleniem, które ma szansę osobiście porozmawiać z tymi świadkami historii. Jesteśmy odpowiedzialni za narrację ich historii, za przeciwdziałanie zapomnieniu. Ja sam czuję się za to bardzo odpowiedzialny – podkreśla Andre Biakowski.

Jego książka ukazała się jednocześnie po niemiecku i po polsku. W 10 opublikowanych listach autor opowiada też o wrażeniach z Polski współczesnej, którą zjeździł wzdłuż i wszerz. Z tych podróży wysnuł wniosek, że Polaków i Niemców łączy przede wszystkim wielkie przywiązanie do Europy. – Nawet, jeżeli teraz stanowisko Polski jest inne, wierzę, że Polska i Niemcy wcale się od siebie w tej kwestii nie różnią.

Andre Biakowski (links) und Jerzy Paetzold
Andre Biakowski w Heidelbergu z Jerzym Paetzoltem, tłumaczem jego książkiZdjęcie: DW/B. Cöllen

Po siedmiu latach od tamtego pobytu Biakowski pojedzie w tym roku do Łodzi, aby odwiedzić swoich dawnych podopiecznych. – Ta książka w przekładzie Jerzego Paetzolda na język polski ma im opowiedzieć o moich intencjach, o tym, dlaczego się nimi opiekowałem. Ma przekazać, co chodziło mi wtedy po głowie, czego im powiedzieć nie umiałem, bo brakowało mi słów. Ale teraz będą mogli przeczytać o tym, co wtedy czułem. I to jest niesamowite. Ta książka jest adresowana do nich. A dla mnie osobiście w ten sposób zamyka się krąg. 

 

Barbara Cöllen