1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nowa koncepcja wystawy o wysiedleniach. "Niczego nie żałuję"

Bartosz Dudek6 września 2012

Polski historyk prof. K. Ruchniewicz opowiada Deutsche Welle, jak Rada Naukowa Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” wypracowała koncepcję działania fundacji i planowanej stałej wystawy.

https://p.dw.com/p/164fC
Zdjęcie: HERMANN J. KNIPPERTZ/AP/dapd

DEUTSCHE WELLE: W przedstawionej kilka dni temu koncepcji działań opracowanej przez historyków zasiadających w radzie naukowej Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” można przeczytać, że powojenne wysiedlenia Niemców należy w berlińskim muzeum pokazać jako konsekwencję zbrodni III Rzeszy, jedną z wielu przymusowych migracji sprowadzonych na Europejczyków przez dwa totalitaryzmy: hitlerowski i stalinowski. Tę koncepcję przyjęto bez słowa sprzeciwu. Jak stało się to możliwe: po kilku latach prawdziwych awantur nagle taka jednomyślność?

K.RUCHNIEWICZ: Bardzo nas cieszy, jako naukowców, że udało się nam przygotować takie opracowanie, które mogło być potem zaakceptowane przez Radę Fundacji. Trzeba bowiem pamiętać, że w Radzie Fundacji reprezentowane są różne niemieckie ugrupowania polityczne, a także różne związki wyznaniowe, Kościoły itd. Oczywiście potrzebowaliśmy sporo czasu, żeby wypracować taką koncepcję. Prace trwały dwa lata. Myślę, że to jest też dużą zasługą decyzji, którą podjęto przed dwoma laty, ażeby poszerzyć to grono, stworzyć z niego międzynarodowe grono naukowe i powierzyć prace specjalistom tak, żeby mogli przygotować właśnie taką propozycję.

DW: W Radzie Naukowej zgodzono się w kilku kwestiach. Które uważa Pan za najważniejsze?

KR: Myślę, że rzeczą ważną dla nas jest to, że stworzono podstawę dla dalszej pracy Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Teraz dyrektor Fundacji prof. Manfred Kittel ma dobry punkt wyjścia do dalszych prac. I takie minimum zgody musiało po prostu być, aby móc takie prace dalej prowadzić. Tak, że to jest nasz największy sukces, że stworzyliśmy pewne ramy dla pracy tej fundacji. Bo, o czym trzeba pamiętać: nasza praca nie polegała tylko na tym, ażeby przygotować zalecenia do przyszłej wystawy, ale zajmowaliśmy się generalnie pracą Fundacji. W naszym dokumencie znajdują się zarówno informacje dotyczące pracy Fundacji jako takiej, czym ona ma się w przyszłości zajmować i jaki jest najważniejszy cel, który stawia sobie Fundacja - stworzenie wystawy. Więc opracowaliśmy też założenia do tej przyszłej wystawy.

Polen Prof. Krzysztof Ruchniewicz
Prof. Krzysztof RuchniewiczZdjęcie: DW

Niemcy dowiedzą się, że nie byli jedynymi ofiarami

DW: Czego Niemcy dowiedzą się z tej wystawy o wypędzeniach?

KR: Dowiedzą się o złożoności zjawiska, jakim były przymusowe migracje w Europie XX wieku, że ten problem nie dotknął tylko Niemców w sposób szczególny, że nie byli jedynymi ofiarami, i że wielokrotnie oni sami byli sprawcami tragedii wielu milionów ludzi. Staramy się przekazać specyfikę każdego z tych zjawisk. I to jest, wydaje mi się, rzeczą ważną. Chcemy też zachęcić zwiedzających do głębszej refleksji - nie tylko zajmować się jednym narodem, jednym problemem, lecz pokazać, że jest to szersze zjawisko.

DW: We wstępie do przedstawionej właśnie koncepcji działań można przeczytać m.in., że Fundacja "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" prowadzić będzie swą pracę w formie ponadgranicznej wymiany i dialogu, kierując się tym, co powiedział Jan Józef Lipski, jeden z prekursorów polsko-niemieckiego pojednania: „Musimy powiedzieć sobie wszystko, pod warunkiem, że każdy będzie mówił o winach własnych. Bez tego ciężar przeszłości nie pozwoli wyjść nam we wspólną przyszłość”. Czy ten argument przemówił do wszystkich?

KR: Tak, ten argument przemówił do wszystkich i myślę, że jest to też ciekawe rozszerzenie spektrum naszej dyskusji. Bo nie chodziło tylko o to, ażeby spierać się o takie czy inne kwestie historyczne, ale nieco szerzej spojrzeć na ten problem, jak widzą te zagadnienia poszczególne narody i jak potrafią te problemy rozwiązywać. I to było dla nas po prostu decydujące. Dlaczego powołaliśmy się na fragment tekstu Jana Józefa Lipskiego.

To nie jest koniec pracy nad tą koncepcją

Zentrum gegen Vertreibungen in Berlin Erika Steinbach
Erika Steinbach nie weszła w skład rządowej fundacjiZdjęcie: AP

DW: Czy to wszystko oznacza powolne kruszenie stereotypu o wypędzeniach?

KR: Od wielu lat zajmując się relacjami polsko-niemieckimi czy innymi wiemy, jak trudno jest zmieniać cokolwiek, jeżeli chodzi o stereotyp. To byłoby zbyt wczesne. Natomiast chcemy zwrócić przede wszystkim uwagę na złożoność tej problematyki i zachęcić do dalszej debaty, do dalszej dyskusji. O czym jesteśmy przekonani - i nasze gremium pokazało to w sposób dobitny - że mimo, że reprezentujemy różne szkoły, różne też zapatrywania polityczne, to jesteśmy w stanie, jako badacze, porozumieć się, dyskutować i osiągnąć wspólny cel. I do tego chcielibyśmy zachęcić. Chciałem podkreślić, że to nie jest koniec pracy nad tą koncepcją. To jest zakończenie tylko jednego z etapów. I tą naszą pracą pokazaliśmy, że jest o czym dyskutować, i że jesteśmy otwarci na zdania innych.

DW: To znaczy, że Rada Naukowa będzie sprawować pieczę nad dalszym rozwojem koncepcji?

KR. Takie są plany. Pan minister kultury Bernd Neumann powołał wszystkich członków Rady Naukowej na 5 lat z możliwością przedłużenia. Tak więc przez następne lata będziemy towarzyszyć pracom Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” i jednemu chyba z największych celów tej fundacji, stworzenia stałej wystawy i mam nadzieję, że też wystaw czasowych, bo to też jest przecież ten element towarzyszący właśnie pracy fundacji, nie mniej ważny. I na to też zwracamy szczególną uwagę.

Bardzo ciekawe doświadczenie i tego nie żałuję”

Sitz der Stiftung Flucht, Vertreibung, Versöhnung in Berlin
Rządowa Fundacja „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” często mylona jest z inicjatywą Eriki Steinbach "Centrum przeciw Wypędzeniom"Zdjęcie: DW

DW: W 15-osobowej Radzie Naukowej Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie“ zasiada dwóch polskich historyków: pan oraz prof. Piotr Madajczyk, kierujący Zakładem Studiów nad Niemcami w Instytucie Studiów Politycznych PAN w Warszawie. Za przyjęcie nominacji do Rady posypały się w Polsce gromy na Pana i prof. Madajczyka. Zarzucano Panom m.in., że będą firmować poczynania Związku Wypędzonych i niemieckich środowisk narodowo-konserwatywnych, a także utrwalać mit niemieckiej krzywdy ze szkodą dla prawdy historycznej i polskiej racji stanu. Tymczasem po opublikowaniu koncepcji działań opracowanej przez Radę Naukową przyjęto ją z wielką ulgą, komplementowano. Podobała się „opcja wielu perspektyw”. Jak Pan przyjął te pochwały, które wypowiadali też Pana krytycy?

KR: Powiem tak: czasami warto jest po prostu odważyć się. Dla mnie, który od lat zajmuje się, podobnie jak kolega Madajczyk, relacjami polsko-niemieckimi - a widzieliśmy destrukcję tych relacji z błahych wręcz czasami powodów, bo emocje wielokrotnie brały górę - było ważne, żeby odważyć się i spróbować te wszystkie sprawy poukładać. I skoro otrzymaliśmy zaproszenie od drugiej strony do dyskusji, do debaty, no to nie można z tego rezygnować. Poza tym, co chcę podkreślić; takie zaproszenie wystosował do nas minister kultury Niemiec i z tego zaproszenia skorzystaliśmy. To, że w Polsce media mieszały dwie różne inicjatywy: inicjatywę pani Steinbach z inicjatywą rządową, już trudno nam to oceniać. To świadczy tylko o poziomie tych mediów. Wydaje mi się jednak, że obaj staraliśmy się aktywnie uczestniczyć w pracach tego gremium i efekty każdy ma okazję teraz poznać. Naszym krytykom pozostawiam to pytanie otwarte: można by czasami, zanim się tak łatwe osądy wyda, po prostu zastanowić się. Z kolei dla mnie jest to osobista satysfakcja, że z kolegami niemieckimi i nie tylko niemieckimi, bo w radzie zasiadają nie tylko Polacy i Niemcy, udało nam się w tym międzynarodowym gremium faktycznie osiągnąć porozumienie, chć nie twierdzę, że droga do tego porozumienia była usłana różami. Także i my się spieraliśmy między sobą, ale dla mnie to było bardzo ciekawe doświadczenie i tego po prostu nie żałuję.

Rozmawiała Barbara Cöllen

red. odp. Bartosz Dudek