1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieckie kłopoty z weteranami i ich świętem z trudną historią w tle

Andrzej Pawlak31 maja 2014

WIęcej misji zagranicznych Bundeswehry, to więcej straumatyzowanych żołnierzy i trudnych pytań.

https://p.dw.com/p/1C9zG
Minister Ursula von der Leyen wśród żołnierzyZdjęcie: picture-alliance/dpa

Po powrocie z misji w Afganistanie w życiu Holgera Roßmeiera wszystko się zmieniło. Niestety, na gorsze. Jest jedną z wielu niemieckich ofiar zespołu stresu pourazowego (PTSD). Cierpi na stany lękowe, nękają go koszmary, nie potrafi opanować nieoczekiwanych napadów agresji.

Holger Roßmeier Soldat EINSCHRÄNKUNG
Holger RoßmeierZdjęcie: Sabine Würich

Ma też kłopoty z synami. - Jestem totalnie zdołowany, kiedy słyszę od nich, że w szkole ich koledzy mówią im, że ich ojciec jest mordercą, żali się dziennikarce Ulrike Scheffer, która wraz z fotograficzką Sabine Würich pracuje nad książką pod roboczym tytułem "Operacja powrót do domu". Holger Roßmeier nie okazuje radości z obchodzonego w Niemczech w tym roku po raz pierwszy Dnia Weterana, pomyślanego jako święto i dzień pamięci o wszystkich uczestnikach misji zagranicznych Bundeswehry.

Nie chwalę się, że służę w wojsku

Jedną z bohaterek tej książki jest Melanie Baum, która wybrała służbę w niemieckiej marynarce wojennej. - Nikomu o tym nie opowiadam, bo spotkałam się ze zbyt wieloma negatywnymi reakcjami, mówi Melanie. Najbardziej dotknęła ją uwaga jej byłej nauczycielki, że jest "płatną morderczynią".

Melanie Baum Soldat EINSCHRÄNKUNG
Melanie BaumZdjęcie: Sabine Würich

Można to uznać za skrajną reakcję, ale Niemcy, nawet jeśli nie krytykują otwarcie żołnierzy za ich udział w misjach zagranicznych, reagują na nie całkowitym brakiem zainteresowania. Taka obojętność też może być zabójcza. - Nasi obywatele w ogóle nie interesują się polityką bezpieczeństwa, twierdzi w rozmowie z Deutsche Welle Uwe Köpsel z Niemieckiego Związku Bundeswehry, organizacji reprezentującej interesy kadry zawodowej niemieckich sił zbrojnych. - Udział żołnierzy w walkach w rejonach kryzysowych, ranni i zabici, straumatyzowani żołnierze, to wszystko ludzie postrzegają jako tematy niewygodne i unikają ich, mówi Köpsel.

Niemcy nie chcą misji zagranicznych

W tej chweili w misjach za granicą uczestniczy ok. 4 800 żołnierzy i żołnierek Bundeswehry. Najwięcej wciąż w Afganistanie, ale także w Kosowie, w Rogu Afryki i w Republice Mali. - Do większości ludzi w Niemczech to nie dociera. Nie rozumieją, że właśnie na tym polega nowa rola Bundeswehry, albo nie chcą tego zaakceptować, mówi w książce "Operacja powrót do domu" szeregowy Holger Roßmeier.

Z drugiej strony niemieccy politycy wciąż podkreślają znaczenie misji zagranicznych Bundeswehry jako dowód wzięcia przez Niemcy na siebie większej odpowiedzialności za bieg spraw na arenie międzynarodowej. Tymczasem nawet sam szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier otwarcie przyznaje, że akurat w tej sprawie utrzymują się "największe różnice pomiędzy klasą polityczną kraju a jego obywatelami". Z badań opinii publicznej przeprowadzonych na zlecenie niezależnej, ponadpartyjnej Fundacji Körbera w Hamburgu wynika, że dwie trzecie Niemców zdecydowanie sprzeciwia się wysyłaniu żołnierzy Bundeswehry na misje.

Moja chata z kraja

To polskie przysłowie, zupełnie zresztą w Niemczech nie znane, oddaje doskonale poglądy większości obywateli RFN, jeżli idzie o ich stosunek do udziału wojska w operacjach za granicą, niezależnie od ich charakteru i znaczenia dla opinii o Niemczech w świecie. Nie chcą mieć z tym nic wspólnego i mało ich to obchodzi. Dlaczegpo tak się dzieje? Jednym z powodów, kto wie, czy nie najważniejszym, jest wciąż żywa wojenna trauma Niemców. Przez prawie 70 lat od zakończenia drugiej wojny światowej Niemcy przyzwyczaili się do tego, że żyją w pokoju, i nie chcą, aby niemieccy żołnierze gdzieś ginęli za sprawy, które niewiele ich obchodzą. - Misje odbywają się w krajach położonych daleko od Niemiec, mało w Niemczech znanych i mało dla nich ważnych, a ich cele są skomplikowane i mało zrozumiałe dla przeciętnego obywatela, twierdzi historyk wojskowości Klaus Naumann z Instytutu Badań Społecznych w Hamburgu w rozmowie z DW.

"Co mnie obchodzi jakiś tam Afganistan, czy Sudan Południowy? Biją się tam? To niech się biją, to ich sprawa, a ja mam swoje problemy do rozwiązania tu, w Niemczech, a nie tysiące kilometrów stąd" - tak myśli wielu ludzi w Niemczech, mówi Naumann w oparciu o własne badania postaw społecznych. Krytykuje przy tym niefrasobliwą postawę znacznej części polityków, którzy nie zatroszczyli sią w porę o wyjaśnienie społeczeństwu potrrzeby większego zaangażowania się Niemiec w politykę bezpieczeństwa, która obejmuje także operacje wojskowe za granicą. Ludzie mają im także za złe bagatelizowanie przez długi czas niebezpieczeństwa czyhającego na żołnierzy Bundeswehry w Afganistanie. Przez lata mówiono, że jest to operacja pokojowa i stabilizacyjna, że żołnierze budują tam mosty, drogi i szkoły i wiercą studnie, podczas gdy w rzeczywistości coraz częściej brali udział w walkach z talibami.

Klaus Naumann
Klaus NaumannZdjęcie: HIS/Bodo Dretzke

Czy w Niemczech potrzebny jest Dzień Weterana?

Za wprowadzeniem takiego dnia opowiada się od dawna Związek Niemieckich Weteranów, podkreślając przy tym, że nie musi on wcale przypominać amerykańskiego święta narodowego, obchodzonego 11 listopada. Z drugiej strony warto byłoby przejąć od Amerykanów zasadę, że jego głównym, co należy wyraźnie podkreślić, celem jest uczczenie żyjących żołnierzy i podziękowanie im za służbą krajowi.

Na reakcję ze strony ministerstwa obrony trzeba było długo czekać. Były szef MON Thomas de Maiziére powiedział wprawdzie, że takie święto by się nawet przydało, ale za tą ogólnikową deklaracją nie nastąpiły żadne konkretne posunięcia. Obecna pani minister Ursula von der Leyen zachowuje w tej sprawie milczenie. Z tego powodu Związek Niemieckich Weteranów ogłosił na własną rękę Dzień Weterana, który jest po raz pierwszy obchodzony nieoficjalnie dziś, w sobotę 31 maja.

Ursula von der Leyen in Kosovo 15.05.2014
Ursula von der Leyen w Kosowie 15.05.2014Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Minister von der Leyen zaprezentowała ze swej strony "Księgę Pamięci" w postaci 20 brązowych tablic, na których wyryto nazwiska wszystkich żołnierzy niemieckich sił zbrojnych, którzy stracili życie w różnych okolicznościach podczas pełnienia służby w ich szeregach od powstania Bundeswehry w 1955 roku począwszy. - W ten sposób mówimy: nikogo nie zapominamy, o wszystkich pamiętamy. Każde wyryte tu nazwisko wiąże się z pamięcią o kimś, kto oddał życie za to, żebyśmy mogli żyć w pokoju i jest dla nas przypomnieniem o wdzięczności, którą jesteśmy winni wszystkim zmarłym i poległym żołnierzom, powiedziała pani minister.

Uwe Köpsel uważa, że szacunek, jakim w danym społeczeństwie cieszą się weterani wyrasta z niego samego, jest przejawem określonego stopnia rozwoju kultury społecznej i nie można go narzucić odgórnie. Wprowadzenie w Niemczech Dnia Weterana mogłoby przyspieszyć ten proces, ale nie może on być dzaiałaniem zastępczym, formą "odfajkowania" problemu z żołnierzami, uczestnikami misji zagranicznych.

Tego samego zdania jest historyk i socjolog Klaus Naumann, który przestrzega przed niebezpieczeństwem, że takie święto mogłoby zmobilizować także neohitlerowców i skrajnych prawicowców, którzy upomnieliby się na swój sposób o uczczenie pamięci niemieckich bohaterów drugiej wojny światowej. Naturalnie w ich rozumieniu słowa "bohaterstwo". Jak widać niemieckie problemy z weteranami chyba jeszcze potrwają jakiś czas. Znaczną pomocą w uporaniu się z nimi mogłyby być filmy fabularne i programy telewizyjne, ale niedawne doświadczenia z trzyczęściowym serialem "Nasze matki, nasi ojcowie" wskazują, że i ta droga może okazać się niepewna i wyboista.

Vera Kern / Andrzej Pawlak