1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieccy populiści z AfD chcą „wstawać z kolan”

6 grudnia 2017

Po sukcesie w wyborach parlamentarnych AfD demonstruje nową pewność siebie. Jednak próby „powstania z kolan” kończą się na razie bolesnymi potknięciami.

https://p.dw.com/p/2orFx
Deutschland Symbolbild Alternative für Deutschland - AfD
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/K.-D. Gabbert

Dwa i pół miesiąca po spektakularnym sukcesie w wyborach parlamentarnych(12,6 proc.), prawicowo-populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) nie szczędzi wysiłków, by przy każdej nadarzającej się okazji demonstrować nową pewność siebie, a równocześnie sprawiać wrażenie, że jest ofiarą ostracyzmu ze strony pozostałych ugrupowań reprezentowanych w Bundestagu. Jednak próby „powstania z kolan” kończą się jak na razie bolesnymi potknięciami.

W ostatni weekend pierwszy od czasu wyborów zjazd w Hanowerze miał pomóc w ugruntowaniu wizerunku partii jako obliczalnego mieszczańskiego ugrupowania, wolnego od gorszących wewnętrznych kłótni i sporów, dalekiego od ekstremizmu, świadomego swojej siły i odpowiedzialności wobec wyborców.

Plany kierownictwa AfD spaliły na panewce za sprawą przedstawicielki prawicowo-nacjonalistycznego skrzydła partii Doris von Sayn-Wittgestein. Jej kandydatura na stanowisko współprzewodniczącej, wysunięta w ostatniej chwili bez konsultacji z władzami partii, zniweczyła misterny plan, zgodnie z którym obok ekonomisty Joerga Meuthena na dwuosobowym fotelu szefa miał zasiąść Georg Pazderski - polityk uznawany za przedstawiciela umiarkowanego nurtu. 

Pazderski, 66-letni oficer Bundeswehry w stanie spoczynku, nie wyklucza w przyszłości udziału AfD we władzy, co nie podoba się nastawionej antysystemowo większości partii. 

Kandydatura Doris von Sayn-Wittgestein na stanowisko współprzewodniczącej zniweczyła plan umiarkowanego skrzydła partii
Kandydatura Doris von Sayn-Wittgestein na stanowisko współprzewodniczącej zniweczyła plan umiarkowanego skrzydła partiiZdjęcie: picture-alliance/dpa/P. von Ditfurth

Zwrot na prawo
Swoim przemówieniem pełnym bezpardonowych ataków na przeciwników Sayn-Wittgenstein rozgrzała salę do czerwoności. 63-letnia adwokat, nie kryjąc sympatii do Identitaere Bewegung - ruchu o poglądach nacjonalistyczno-rasistowskich, oskarżanego o kontakty z neonazistami, powiedziała, że AfD nie powinna zabiegać o koalicję, lecz to inni mają „żebrać” o sojusz z jej partią. - Nie interesuje mnie to społeczeństwo. To nie jest nasze społeczeństwo, tutaj się nas wyklucza – mówiła. Sala „oszalała” z entuzjazmu – pisał dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Sayn-Wittgenstein nie zdołała co prawda osiągnąć swego celu, ale upokorzony przez nią Pazderski też nie zdobył stanowiska współprzewodniczącego. Wzajemna blokada obu kandydatów otworzyła drogę do władzy Alexandrowi Gaulandowi, przewodniczącemu klubu poselskiego AfD. 

Przewodniczący AfD: Alexander Gauland (l) i Joerg Meuthen
Przewodniczący AfD: Alexander Gauland (l) i Joerg MeuthenZdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Stratenschulte

Dumni z osiągnięć swoich żołnierzy
Wybór Gaulanda na współprzewodniczącego AfD oznacza dalszy zwrot na prawo partii. 76-letni były członkek CDU dał się poznać w kampanii wyborczej jako autor bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi. 
Jego przemówienie z września pod pomnikiem Kyffhaeuser w Turyngii, gdy dowodził, że Niemcy mogą być dumni z osiągnięć swoich żołnierzy w obu wojnach światowych i nie powinni dłużej godzić się na wytykanie im zbrodni z czasów Trzeciej Rzeszy, było dużym wstrząsem dla niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej. 

- Mamy prawo do walki o odzyskanie nie tylko naszego kraju, lecz także naszej przeszłości. Jeżeli Francuzi są słusznie dumni ze swojego cesarza, a Brytyjczycy z Nelsona i Churchilla, my mamy prawo do dumy z osiągnięć niemieckich żołnierzy w obu wojnach światowych - powiedział wówczas Gauland. 

Wybór Gaulanda oznacza zdaniem komentatorów dowartościowanie innego kontrowersyjnego polityka AfD – Bjoerna Hoecke. Działacz z Turyngii określił Pomnik Holokaustu w Berlinie mianem „hańby”; zarzucił Niemcom pielęgnowanie mentalności pokonanego narodu, a Angelę Merkel porównał do przywódcy NRD Ericha Honeckera. - My Niemcy jesteśmy jedynym narodem na świecie, który postawił sobie pomnik hańby w samym sercu swojej stolicy - powiedział Hoecke. Przeciwko niemu toczy się postępowanie dyscyplinarne o wykluczenie z partii. Gauland uważany jest za przeciwnika tak radykalnego kroku. 

Bjoern Hoecke: przeciwko niemu toczy się postępowanie dyscyplinarne o wykluczenie z partii
Bjoern Hoecke: przeciwko niemu toczy się postępowanie dyscyplinarne o wykluczenie z partiiZdjęcie: imago/Steve Bauerschmidt

"Oko” do skrajnie prawicowego elektoratu
Oskar Niedermayer, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie, uważa, że AfD jest partią nacjonalistyczno-konserwatywną mającą powiązania ze środowiskami skrajnie prawicowymi. Kierownictwo partii „robi oko” do skrajnie prawicowego elektoratu, by zapewnić sobie jego głosy - twierdzi Niedermayer.     
W wypowiedziach na początku tygodnia Gauland starał się zatrzeć niekorzystne wrażenie po zjeździe. "Uważam, że obaj (Meuthen i Gauland) jesteśmy bardzo mieszczańscy, bardzo umiarkowani, nie jesteśmy żadnymi radykałami" - zapewniał w wywiadzie dla radia Deutschlandfunk. Jego zdaniem owacja po przemówieniu radykalnej Sayn-Wittgenstein wynikała z tego, że było one "balsamem dla duszy" partii. 
"AfD jest partią o wiele bardziej radykalną, niż zdają sobie z tego sprawę nawet partyjni radykałowie" - ocenia "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Pozostałe niemieckie partie, a także media nadal szukają pomysłu na postępowanie z szukającą prowokacji AfD, miotając się między wykluczeniem i ostrą polemiką a zaakceptowaniem prawicowych populistów jako stałego elementu partyjnego krajobrazu Niemiec.  

red. odp. Bartosz Dudek