1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy: W nowy rok bez rządu

Nina Werkhäuser
1 stycznia 2018

Tego w historii RFN jeszcze nie było. Ponad trzy miesiące po wyborach Niemcy wciąż nie mają nowego rządu. Jak do tego doszło? Przypominamy najważniejsze fakty.

https://p.dw.com/p/2qAMv
Angela Merkel ma nietęgą minę, gdy myśli o negocjacjach koalicyjnych
Angela Merkel ma nietęgą minę, gdy myśli o negocjacjach koalicyjnychZdjęcie: Reuters/F. Bensch

Było krótko przed północą 19 listopada, gdy Angela Merkel musiała pożegnać się z marzeniem o kierowaniu tak zwaną koalicją jamajską, czyli rządem złożonym z chadeków, Zielonych i liberałów. Szef tych ostatnich Christian Lindner, stojąc w świetle telewizyjnych kamer, ogłosił właśnie, że jego partia FDP ma dosyć. Liberałowie nie będą uprawiać polityki, co do której sami nie są przekonani - mówił. Lindner rzucił jeszcze do dziennikarzy kilka zdań, po czym odwrócił się i zniknął w ciemnościach.

W gmachu Towarzystwa Parlamentarnego w Berlinie, gdzie odbywały się negocjacje koalicyjne, zapanowała konsternacja. Angela Merkel oczami wyobraźni już widziała się na stanowisku kanclerza jej czwartego rządu. Merkel uważała koalicję z Zielonymi i liberałami za możliwą, a tu taka niespodzianka. Podczas wielotygodniowych rozmów sondażowych ich uczestnicy wykopali jednak tak głębokie rowy, że nawet tak doświadczona strateg jak Merkel, nie była w stanie przerzucić nad nimi mostów.

Christian Lindner ogłasza, że jego FDP nie wejdzie w koalicję z Merkel
Christian Lindner ogłasza, że jego FDP nie wejdzie w koalicję z Merkel Zdjęcie: Reuters/H. Hanschke

Kraj się zmienia

W roku wyborczym 2017 Merkel nie udało się to, co udało się jej już trzykrotnie. W kilka tygodni utworzyć rząd i zaprezentować opinii publicznej opasły dokument z tytułem „Umowa koalicyjna”. Nowy podział sił w Bundestagu ograniczył jej pole manewru – po raz pierwszy do parlamentu weszła prawicowo-populistyczna AfD, zdobywając 12,6 procent głosów. Z kolei sama CDU Angeli Merkel tak bardzo straciła na popularności, że nie chcąc rządzić z SPD, musiała szukać aż dwóch partnerów do utworzenia koalicyjnego rządu. Jedną z przyczyn słabego rezultatu chadeków była kontrowersyjna polityka migracyjna Angeli Merkel, która doprowadziła do sporu z siostrzaną bawarską partią CSU oraz do polaryzacji niemieckiego społeczeństwa. Nigdy wcześniej Angela Merkel nie była witana na wiecach wyborczych okrzykami typu „wynoś się” czy „Merkel musi odejść”. Szefowa CDU postawiła w końcu na koalicję z Zielonymi i liberałami, ale bez rezultatu. W sprawie budowy rządu wszystko wróciło do punktu wyjścia.

To nie była przyjemna kampania wyborcza dla Angeli Merkel
To nie była przyjemna kampania wyborcza dla Angeli Merkel Zdjęcie: picture alliance/dpa/S. Hoppe

Merkel sama w domu

Niemcy uchodzą za nielubiących zmian, także w polityce. Helmut Kohl był kanclerzem przez 16 lat. Angela Merkel sprawuje tę funkcję od 2005 roku i czuje się powołana do tego, aby dorównać Kohlowi. Problem w tym, że nie może znaleźć dla siebie politycznego partnera. Krytycy Merkel zarzucają jej, że marginalizuje albo wręcz niszczy swoich koalicjantów. Jasno pokazują to wyniki trzech ostatnich wyborów parlamentarnych. W 2009 roku, po zakończeniu pierwszej koalicji z SPD, poparcie dla socjaldemokratów poważnie spadło. Koalicja z Merkel jeszcze gorzej skończyła się dla liberałów, którzy w 2013 wylecieli z Bundestagu i potrzebowali dużo czasu, aby się pozbierać. Ostatnia koalicja, znowu z socjaldemokratami, znowu się im nie opłaciła. 24 września 2017 SPD przeżyło największa wyborczą porażkę w swojej historii. Dumna niegdyś partia dostała zaledwie 20,5 procent głosów.

Miniony rok zaczął się jednak dla socjaldemokratów całkiem dobrze. Pod koniec stycznia ze stanowiska szefa partii zrezygnował Sigmar Gabriel, który ustąpił miejsca Martinowi Schulzowi – wieloletniemu przewodniczącemu Parlamentu Europejskiego. To właśnie on miał powalczyć z Merkel w wyborach parlamentarnych.

Martin Schulz chciał być kanclerzem. Ale jego SPD zaliczyła historyczną porażkę...
Martin Schulz chciał być kanclerzem. Ale jego SPD zaliczyła historyczną porażkę... Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Assanimoghaddam

Decyzja ta w pierwszym momencie wydawała się być strzałem w dziesiątkę. Schulz cieszył się w partii ogromną popularnością, był wręcz czczony przez delegatów. Na partyjnym zjeździe wybrano go na stanowisko z wynikiem 100 procent głosów. Do SPD zaczęli masowo zapisywać się nowi członkowie. Partia wystrzeliła w sondażach, przeskakując czasami nawet CDU.

Ale „szał” wokół Schulza skończył się równie szybko jak się zaczął. SPD przegrała trzy wybory landowe, w tym w swoim bastionie, czyli w Nadrenii Północnej-Westfalii. Stara polityczna maksyma w Niemczech mówi, że kto nie wygrywa w tym landzie, nie może wygrać w całym kraju. Tak też się stało. W drugiej połowie roku Angela Merkel, niewzruszona zamieszaniem wokół Schulza, znowu stała się liderką sondaży. Schulz nie potrafił wykorzystać swoich atutów – takich jak świeżość w niemieckiej polityce wewnętrznej, czy fakt, że nie był wcześniej ministrem w rządzie Merkel.

Po ogłoszeniu fatalnych dla SPD wyników wrześniowych wyborów, Schulz szybko wyciągnął konsekwencje. Jeszcze podczas wieczoru wyborczego ogłosił, że wyborcy odebrali koalicji chadecko-socjaldemokratycznej mandat do rządzenia. „Dlatego zaleciłem władzom SPD przejście do opozycji” – mówił przy oklaskach zgromadzonych. Czas w parlamentarnej opozycji miał być dla SPD okazją do odnowienia i odnalezienia własnego charakteru, a także uwypuklenia tego, co odróżnia partię od chadeków. Trudno to zrobić, kiedy rządzi się razem.

Ale po fiasku negocjacji w sprawie tak zwanej koalicji jamajskiej u Schulza zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki odezwał się głos prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, który zaprosił Schulza do swojej siedziby – pałacu Bellevue. Zresztą nie tylko Schulza, ale też liderów CDU i CSU. W tym momencie socjaldemokraci musieli odłożyć na później plan politycznej rehabilitacji w opozycji. Przesłanie prezydenta było bowiem jasne. Jako druga siła polityczna w państwie SPD ponosi odpowiedzialność za to, aby Niemcy miały stabilny rząd. Nowe wybory nie są – zdaniem Steinmeiera – żadnym wyjściem.

Delegaci dali zielone światło dla rozmów z chadekami
Delegaci dali zielone światło dla rozmów z chadekami Zdjęcie: picture-alliance/dpa/K. Nietfeld

Tym sposobem wszystkie oczy znowu zwróciły się na SPD. Martin Schulz musiał działać. W końcu ogłosił on, że jest gotowy do konstruktywnych rozmów z CDU/CSU. Zastrzegł jednak, że ich wynik pozostaje otwarty. Na partyjnym zjeździe w Berlinie Schulz dostał zgodę od delegatów na rozpoczęcie rozmów, choć wielu z nich ostrzegało przed kolejnym mariażem z chadekami. Jak mówili, SPD nie będzie wówczas w stanie zrealizować najważniejszych punktów swojego programu, na przykład wprowadzenia jednolitego ubezpieczenia zdrowotnego czy wywalczenia zgody na przyjazd do Niemiec najbliższych rodzin uchodźców.

Dając wyraz swoim zastrzeżeniom co do nowej koalicji, socjaldemokraci rozważają także inne formy współpracy z CDU/CSU. Mowa jest choćby o tak zwanej koalicji kooperacyjnej, w ramach której porozumiano by się tylko w kilku zasadniczych kwestiach, podczas gdy inne punkty sporne pozostawały by otwarte. Ale Merkel nie chce się na to zgodzić.

Merkel w politycznym potrzasku
Merkel w politycznym potrzasku Zdjęcie: picture alliance/dpa/M. Kappeler

Styczniowe rokowania

I tak okres niepewności trwa do teraz, co nie podoba się większości wyborców. Niecierpliwią się także koła gospodarcze, a Europa nie kryje zdziwienia. „Bon courage” – „powodzenia” – życzył niedawno prezydent Francji Emmanuel Macron Angeli Merkel. Bez niemieckiego wsparcia Macron nie popchnie bowiem do przodu swoich planów reform Europy.

Rozmowy sondażowe o nowej koalicji mają rozpocząć się 7 stycznia. Przed rozpoczęciem właściwych negocjacji koalicyjnych Martin Schulz chce jednak jeszcze raz poprosić o zgodę partyjnych delegatów. Ale to nie koniec. Przed formalnym wejściem w koalicję władze SPD chcą przeprowadzić wewnątrzpartyjne referendum i zapytać o zdanie ponad 400 tysięcy członków. Dlatego jest mało prawdopodobne, że nowy rząd uda się utworzyć przed Wielkanocą. I tak oto kończy się ten niezwykły wyborczy rok 2017. Kończy się sytuacją, w której stara „wielka koalicja” sprawuje rządy komisarycznie do czasu, aż powstanie nowa „wielka koalicja”. O ile powstanie.

Nina Werkhäuser/adaptacja Wojciech Szymański